Musimy poradzić sobie z presją - rozmowa z Kamilem Bartosem
Ładowanie...

Global categories

11 October 2016 21:10

Musimy poradzić sobie z presją - rozmowa z Kamilem Bartosem

Wyróżniający się ambicją i zaangażowaniem Kamil Bartos pojawił się w drugiej części meczu z Jagiellonią II Białystok. Piłkarz Widzewa zmienił kontuzjowanego Kamila Tlagę, a teraz ma szansę wrócić do składu na niedzielne Derby Łodzi.

Bartłomiej Stańdo: Po meczu w Białymstoku byliście bardzo mocno niezadowoleni. Trudno się dziwić takiej reakcji, skoro po niezłym meczu dwa punkty uciekają w ostatniej akcji meczu…

Kamil Bartos: Takie remisy zawsze bolą. W pierwszej połowie nie mieliśmy wielu sytuacji, chociaż Daniel Mąka świetnie się zachował w jednej z nich i szkoda, że trafił w poprzeczkę. Gospodarze swojego szczęścia szukali raczej poprzez strzały z dystansu, ale Michał Choroś dobrze sobie z nimi radził. Po zmianie stron uzyskaliśmy przewagę optyczną, stwarzaliśmy sobie więcej okazji pod bramką Jagiellonii. Jedną z nich dobrze zakończył Mariusz Zawodziński i wydawało się, że do Łodzi przywieziemy trzy punkty. Przytrafił się jednak ten rzut rożny w ostatnich sekundach… Wiedzieliśmy, że Marek Wasiluk będzie próbował w ostatnich minutach próbował wykorzystać swój wzrost pod naszą bramką i miał nawet przydzielone krycie indywidualne. Gospodarze jednak wyrównali i zabrali nam cenne dwa oczka.

Jaki wpływ na końcowy rezultat tego spotkania miało niewpuszczenie kibiców Widzewa na Stadion Miejski w Białymstoku?

- Byliśmy mocno nastawieni na to, że przyjeżdża spora kibiców Widzewa i nie mogliśmy się doczekać, aż zrobią na trybunach piekło. Dawno chyba nie było tak dużego wyjazdu, tym bardziej cieszyliśmy się na to, że czerwono-biało-czerwoni zaleją Białystok. Na stadion nie udało im się wejść, ale czuliśmy i słyszeliśmy to, że są z nami. Chcieliśmy dla nich wygrać ten mecz, bo zdajemy sobie sprawę, jak ciężkie bywają takie dalekie wyjazdy. Nie udało się, taka jest piłka. Nie zabrakło koncentracji, bo każdy do ostatniego gwizdka był mocno zmotywowany.

Przed meczem mówiło się, że gospodarzy wzmocni aż dziewięciu zawodników z drużyny lidera Lotto Ekstraklasy, w tym dwóch dobrze znanych. Mowa o Marku Wasiluku i Macieju Górskim. Pech chciał, że to właśnie oni sprawili, że komplet punktów nie pojechał do Łodzi…

- My też mamy wielu doświadczonych zawodników, którzy zagrali mnóstwo meczów na poziomie ekstraklasy i jej zaplecza. Na tym poziomie te różnice też nie są takie widoczne, ale na pewno po Marku Wasiluku czy Macieju Górskim widać było spore doświadczenie. Obu przed meczem znałem z występów na najwyższym poziomie, tego pierwszego pamiętam nawet z czasów gry dla Widzewa. Okazało się, że w końcowym rozrachunku to właśnie oni urwali nam punkty, bo obaj wzięli udział w tej akcji, która dała Jagiellonii wyrównanie.

Początek tego sezonu straciłeś przez kontuzje. W takiej sytuacji ciężko się przebić do składu - tym bardziej tak licznego i przy takiej mocnej konkurencji, jaka niewątpliwie na prawej obronie w Widzewie jest. Teraz jednak zarówno Marcin Kozłowski, jak i Kamil Tlaga grać nie mogą, a przed tobą otwiera się duża szansa. I to w tak wielkim meczu…

- Rywalizacja jest duża, dlatego trzeba podjąć rękawicę i na każdym treningu przekonywać trenera do swojej osoby. Trzeba też przyznać, że jest spora różnica między trzecią i czwartą ligą. Chociaż tabela pokazuje, że mamy drużynę gotową do zrealizowania celu, jaki został przed nami postawiony, czyli awansu do drugiej ligi.

Derby rządzą się swoimi prawami, a kluczem do rozstrzygnięcia ich na własną korzyść często bywa ambicja i zaangażowanie. Jesteś zawodnikiem, któremu to nie przeszkadza, a wręcz uwielbia takie warunki. Lepszego momentu na powrót nie mogłeś sobie wybrać?

- Zgadzam się, chociaż nie tylko zaangażowaniem wygrywa się mecze. W parze z walką muszą iść także umiejętności piłkarskie, bo samym bieganiem punktów się nie zdobywa. Tym bardziej w takim meczu, jak ten niedzielny, gdzie można z góry założyć duży poziom zaangażowania u obu drużyn. Dlatego właśnie zadecydują przede wszystkim umiejętności. I chłodna głowa, bo wiemy doskonale, jak ważny jest to mecz dla kibiców i jaka presja się z nim wiąże.

No właśnie, bo przecież ten mecz będzie ważny także nie tylko z perspektywy panowania w mieście włókniarzy, ale i w perspektywie awansu. Do drugiej ligi wejdzie tylko jedna drużyna, a jeden z łódzkich klubów będzie musiał obejść się smakiem.

- Tak się złożyło, że zarówno my, jak i ŁKS jesteśmy w górnej części tabeli. To dodaje jeszcze większej wagi tej rywalizacji. My jednak wiemy, na co nas stać i jak wyglądamy na treningach. Musimy patrzeć przede wszystkim na siebie, na swoją grę. Jeśli będziemy realizować założenia taktyczne trenera i przełożymy na boisko to, nad czym będziemy teraz przed derbami pracować, to pozycja w tabeli naszych sąsiadów zza miedzy nie będzie miała znaczenia - wtedy po prostu ten mecz wygramy.

Analizowaliście już wspólnie z trenerem derbowego przeciwnika?

Jeszcze szczegółowej analizy ŁKS nie mieliśmy, bo czeka nas spotkanie z Zawiszą Rzgów w Pucharze Polski. W dobie internetu można jednak samemu interesować się poczynaniami naszych rywali - osobiście obejrzałem każdy skrót dotychczasowych spotkań piłkarzy z al. Unii. Wiadomo jednak, że daleko idących wniosków po kilkuminutowych urywkach wyciągać nie można, więc najistotniejsze będzie rozpracowanie ŁKS przez trenera Płuskę.

Które derby Łodzi w roli kibica Widzewa zapadły ci w pamięci najbardziej?

- Pamiętam, że byłem na derbach przy al. Piłsudskiego, na których kibice ŁKS zajęli całą trybunę naprzeciwko Zegara, czyli Niciarkę, a mecz skończył się bezbramkowym remisem. W pamięci zapadło mi też wyjazdowe zwycięstwo sprzed dziesięciu lat, kiedy jako młody chłopak byłem pod wrażeniem ogromnego przemarszu kibiców Widzewa na derby. Latały helikoptery, czerwona fala zalała stadion przy alei Unii, a piłkarze Stefana Majewskiego pokonali wtedy ŁKS 3:1.

Na koniec nie sposób pominąć pytania o twój typ na niedzielę. Jak będzie wyglądał ten mecz i jak się zakończy?

- Trzeba sobie przede wszystkim poradzić z presją tego spotkania. Wiemy, jak ważny jest to mecz dla kibiców, ale także dla nas samych, bo też temu klubowi kibicujemy. Zdajemy sobie również sprawę, że może mieć on ogromne znaczenie w ogólnym rozrachunku, dlatego myślę, że na początku spotkania pewnie obie drużyny podejdą do derbów nieco ostrożnie. Najpierw będą się wzajemnie poznawać, a dopiero później się otworzą. Wynik? Nie jest ważny - ważne są zwycięstwo i trzy punkty.