Musimy mierzyć wysoko - rozmowa z Dawidem Lambrechtem
Ładowanie...

Global categories

23 November 2017 12:11

Musimy mierzyć wysoko - rozmowa z Dawidem Lambrechtem

Członek zarządu Stowarzyszenia RTS Widzew i prokurent spółki Widzew Łódź S.A. podkreśla, że do realizacji celów klubu potrzebne jest wieloletnie zaangażowanie jego współtwórców.

Marcin Olczyk: Niedawno oficjalnie został pan prokurentem spółki Widzew Łódź S.A. To już z definicji duża odpowiedzialność i ważna funkcja. Za co dokładnie odpowiada pan obecnie w klubie i co się zmieniło w zakresie pana obowiązków po objęciu nowej funkcji?

Dawid Lambrecht (prokurent spółki Widzew Łódź S.A.): Funkcja, którą objąłem w klubie to rodzaj pełnomocnictwa zarządu do współuczestnictwa w organizacji i zarządzaniu Widzewem. W zasadzie nie zmieniło się wiele w obowiązkach, cały czas pracujemy nad lepszym funkcjonowaniem klubu w każdym aspekcie zarządzania. Pojawienie się w spółce prokurenta powinno przede wszystkim usprawnić działania, a jego aktywność dotyczyć może praktycznie każdej płaszczyzny funkcjonowania Widzewa, w zależności od potrzeb.

Ważny głos w widzewskich sprawach miał pan już jednak dużo wcześniej, będąc aktywnym członkiem Stowarzyszenia RTS, a później wchodząc w skład jego zarządu. Całą zimę ciężko pracował pan na rzecz odpowiedniego przygotowania nie tylko meczu otwarcia, ale i całej rundy wiosennej w nowym widzewskim domu. Nie był to pewnie łatwy czas?

- Nie było łatwo, ale wspólnie z wieloma osobami z widzewskiej społeczności udało nam się doprowadzić do meczu otwarcia, który był nie lada wyzwaniem organizacyjnym. Jak wyszło? Wszyscy widzieli i mogą ocenić, a osoby zaangażowane doskonale wiedzą, ile kosztowało nas to pracy. Zawsze będę miło wspominał ten okres przygotowań. Pokazaliśmy wówczas jak wiele może zrobić niewiele osób - i to w tak krótkim czasie. Po inauguracji rundy wcale nie było tej pracy mniej. Nauczyliśmy się samego stadionu i jego funkcjonalności. Dopasowaliśmy na miarę możliwości kadrowych i czasowych odpowiednią organizację samego klubu, usprawniając przy tym wiele aspektów dotyczących przede wszystkim samego dnia meczowego, ale też funkcjonowania klubu w zupełnie nowym miejscu i otoczeniu.

Rok o rozpoczęcia przygotowań do meczu otwarcia Widzew jest klubem, który organizacyjnie i kibicowsko jest na poziomie ekstraklasy, ma też poważnego inwestora. Spodziewał się pan tak dynamicznego rozwoju w tak krótkim czasie? Co stanowi klucz do sukcesu?

- Kibicowsko na pewno możemy mówić o ekstraklasie. Organizacyjnie jest jeszcze nad czym pracować, ale wszystko idzie w odpowiednim kierunku. Potrzeba na to po prostu więcej czasu. Wejście do Widzewa inwestora, którym został Murapol, ma jeszcze przyspieszyć tę dynamikę oraz doprowadzić do osiągnięcia najważniejszego celu, jakim jest szybki powrót do ekstraklasy. Dopiero gdy klub tam się znajdzie, będziemy mogli mówić o sukcesie.

Co według pana jest największym wyzwaniem, jakie stoi obecnie przed Widzewem?

- Oczywiście najważniejszy jest teraz aspekt sportowy, czyli przede wszystkim awans w tym sezonie do wyższej klasy rozgrywkowej, a dalej jak najszybciej na najwyższy szczebel.

Środowisko piłkarskie kojarzy pana przede wszystkim z działalności w Grembachu Łódź. Jakie są pana związki z tym klubem?

- Grembach Łódź to początek mojego zaangażowania w sport. Najpierw był futsal i beachsoccer, teraz została już tylko piłka plażowa. Do momentu wejścia w struktury Widzewa byłem tam wiceprezesem. Aktualnie w Grembachu służę pomocą, na ile tylko mogę oraz mocno kibicuję, żeby klub dalej odnosił sukcesy, jak do tej pory.

Na plaży do Ligi Mistrzów już się pan dostał. To dobry prognostyk. Kiedy Champions League (ponownie) zawita na murawę stadionu miejskiego przy al. Piłsudskiego 138?

- Jako działacz Grembachu miałem przyjemność uczestniczyć z tą drużyną w Lidze Mistrzów beach soccera i była to na pewno bardzo fajna przygoda. Teraz czas, żeby przeżyć to z Widzewem, w co mocno wierzę. Kiedy? Jak najszybciej oczywiście, ale wszystko w swoim czasie. Czeka nas dużo pracy, ale na pewno warto dążyć do takich właśnie celów i marzeń. Widzew to w końcu coś więcej niż tylko praca, dużo więcej. Jest w nim taka moc i taka siła, że mierzyć trzeba wysoko - nie wypada inaczej.

Doświadczenia z pracy wokół Grembachu pomagają w pracy w Widzewie? Czy jednak bardziej przydały się tu posiadane przez pana wiedza i umiejętności ze świata biznesu?

- Obie sfery są dla mnie niezwykle cenne i bez którejkolwiek z nich nie byłbym teraz pewnie tu, gdzie jestem. Do tego dochodzi codzienne życie, które uczy pokory i wytrwałości w dążeniu do realizacji celów.

Czy działalność biznesowa nauczyła pana cierpliwości? W zachowaniach działaczy sportowych często jej brakuje.

- Powiedziałbym raczej, że chłodnej głowy i rozwagi w podejmowaniu decyzji, ale cierpliwość też jest ważna.

Czym poza Widzewem obecnie się pan zajmuje? Ma pan jeszcze czas na biznes i własną firmę?

- Działam w handlu w branży budowlanej, gdzie - tak jak w piłce - nie wygrywa się wszystkiego, a liczy się efekt końcowy zgodny z zamierzonymi celami. Czasu oczywiście przydałoby się więcej, ale da się to pogodzić. Ważne, żeby widzieć sens tego, co się robi.

Co daje największą satysfakcję z pracy z Widzewie?

- Satysfakcję daje samo działanie na rzecz Widzewa, a dołożenie swojej cegiełki w procesie jego odbudowy to wręcz obowiązek.

Widzew - z takim zaangażowaniem pracowników i kibiców - jest skazany na sukces?

- Na sukces klubu pracują wszyscy: działacze, pracownicy, sztab trenerski i zawodnicy, partnerzy oraz sponsorzy klubu, a także oczywiście kibice, którzy pokazali, że Widzew to już ekstraklasa. Aby jednak tam się znaleźć sportowo potrzeba bardzo dużego zaangażowania wszystkich tych grup przez najbliższe lata. Razem Tworzymy Siłę.