Global categories
Monika Jasnowska: Przyjście do Widzewa było dobrą decyzją
Jasnowska, która do Łodzi trafiła z Iren Fixi Torino, dała się poznać jako zawodniczka doskonale rzucają za trzy punkty. Łodzianka uplasowała się na trzecim miejscu w ligowej klasyfikacji celnie rzuconych "trójek", ustępując jedynie Marissie Kastanek i Presley Hudson.
Wysoka skuteczność koszykarki przyczyniła się m.in. do ważnego zwycięstwa nad DGT Politechniką Gdańską, wygranym przez widzewianki 67:51. Jasnowska zdobyła w tym spotkaniu 16 punktów, z czego 12 "oczek" stanowiły rzuty zza linii 6,75 metra.
Jak w drużynie zareagowałyście na przerwanie rozgrywek?
Monika Jasnowska: Każda z nas odczuła duży niedosyt. Niedoszły mecz z Wisłą Kraków miał zdecydować o tym, czy awansujemy do fazy play-off. Chciałyśmy to spotkanie zagrać, wygrać i potwierdzić naszą dobrą dyspozycję.
Był żal z powodu braku możliwości podsumowania tym meczem niezłej rundy?
- Ten rok zaczęłyśmy od zwycięstwa nad Ślęzą Wrocław. Od tego spotkania zaczęłyśmy grać naprawdę dobrze i walczyć w każdym meczu do samego końca. Ostatecznie sezon nagle zakończono. Mamy epidemię i wcale nie dziwi mnie, że Polski Związek Koszykówki podjął taką, a nie inną decyzję. Sportowo jednak trudno się z nią pogodzić.
Jak ocenisz swoją decyzję sprzed sezonu o dołączeniu do drużyny Widzewa?
- Przed startem rozgrywek skontaktował się ze mną trener Szawarski, z którym współpracowałam w Ostrowie Wielkopolskim. Wiedziałam jak prowadzi zespół i jak wyglądają jego treningi oraz jakim jest człowiekiem. Zastanawiałam się nad pozostaniem we Włoszech, ale po rozmowie z kilkoma dziewczynami dowiedziałam się, że w Łodzi buduje się fajny skład i są aspiracje, by grać w play-offach. Podjęłam decyzję, by wrócić do Polski i być bliżej rodziny. W przypadku pozostania we Włoszech musiałabym się liczyć nawet z ośmiomiesięczną rozłąką. Z dzisiejszej perspektywy oceniam swoją decyzję o wyborze Widzewa pozytywnie.
Byłaś najskuteczniejszą Polką w lidze pod względem celności rzutów za 3 punkty. Jesteś zadowolona ze swojej postawy w rundzie zasadniczej?
- Nie ukrywam, że „trójki” są moim atutem i staram się go wykorzystać. Wydaje mi się, że na miarę swoich możliwości pomogłam zespołowi, ale na pewno nie jestem zadowolona w stu procentach, bo w każdym meczu można zagrać jeszcze lepiej. Tutaj muszę podkreślić jednak, że cały sezon nie grałam na swojej nominalnej pozycji, czyli numerze 3, ale na "czwórce”, zmieniając Katarinę Vućković lub Ewelinę Galę. Muszę przyznać, że pierwsza połowa rundy zasadniczej nie była w moim wykonaniu rewelacyjna, podobnie moje statystyki. Jednak po Nowym Roku pokazałam się z dobrej strony i myślę, że zostanie to pozytywnie zapamiętane przez kibiców.
Dało się zauważyć, że z meczu na mecz czujesz się na parkiecie coraz lepiej. Z czego to wynikało?
- Tak jak mówiłam wcześniej, znam trenera Szawarskiego, jego taktykę oraz treningi, ale po powrocie z zagranicy musiałam przejść pewną aklimatyzację, co było spowodowane zupełnie innym stylem gry preferowanym we Włoszech. Nie szukam usprawiedliwień, taki jest mój zawód i muszę się dostosowywać, ale po prostu momentami nie wychodziło. Po rozmowie z trenerem i dziewczynami zaufaliśmy sobie i w końcu zaczęło to dobrze funkcjonować.
Wielu kibiców mogło nie śledzić twoich losów w trakcie gry w Iren Fixi Torino. Mogłabyś przybliżyć specyfikę ligi włoskiej?
- Żeński basket cieszy się we Włoszech dużym zainteresowaniem. Włochy posiadają dwóch reprezentantów w Eurolidze, czyli Familia Schio i Reyer Wenecja. Mimo że w lidze są dwa tak mocne zespoły, to rozgrywki są bardziej wyrównane niż w Polsce. Zespoły z teoretycznie słabszymi składami potrafią wygrywać z faworytami i tak naprawdę wszystko może się w tych meczach wydarzyć. Na pewno gra się tam szybciej, kontry buduje się błyskawicznie. W Polsce teoretycznie jest podobnie, ale jednak jest chwila odsapnięcia, szukania alternatywnego zagrania.
Mecze cieszą się zainteresowaniem kibiców?
- Tak, frekwencja jest wysoka. Jeśli chodzi o kibiców, sztab szkoleniowy i drużynę, to wszyscy żyją wydarzeniami na boisku dwa razy bardziej niż w Polsce i wszyscy reagują bardzo żywiołowo, co jest spowodowane temperamentem Włochów. Oczywiście nasi kibice w Łodzi są świetni i wielokrotnie nam pomagali, ale w skali całej ligi we Włoszech jest to bardziej energiczne, naturalne.
A jak wyglądało samo życie w Turynie? Szybko przestawiłaś się na śniadaniowy rogalik i kawę?
- Na samym początku starałem się jeść tak, jak w Polsce, czyli przede wszystkim zestaw: jajecznica i kanapki. Ale gdy zaczęłam podróżować z zespołem na mecze, a w przypadku np. wyjazdów do Rzymu wiązało się to z wylotem dzień przed spotkaniem, to na śniadanie w hotelu mieliśmy do dyspozycji tylko rogaliki i różne rodzaje kawy. Trudno było mi się przestawić i jadłam płatki z mlekiem. Pewien problem, ale z drugiej strony też ciekawostkę stanowiły też dla mnie sjesty. Trening kończyłyśmy o 12:30 i orientowałam się, że jeżeli błyskawicznie nie zrobię zakupów, to nie zjem nic na obiad. Podsumowując, cały swój pobyt we Włoszech oceniam bardzo pozytywnie. Poznałam nową kulturę, wielu wspaniałych ludzi i inny styl gry. Byłam bardzo zadowolona i cieszę się, że trafiłam do Turynu. Polecam wszystkim zawodniczkom, by przynajmniej raz wyjechać i spróbować gry za granicą. Szczególnie, że trafiłam do bardzo poukładanego klubu, gdzie organizacja była na wysokim poziomie.
Opisując specyfikę ligi włoskiej, wspomniałaś o tym, że liga była bardzo wyrównana. Podobny był również miniony sezon w wykonaniu Widzewa. Nie było zespołu, z którym nie nawiązałybyście walki. To chyba powód do dumy?
- Na pewno tak. W tym sezonie w każdym meczu walczyłyśmy o zwycięstwa. Mogę przypomnieć spotkania z Arką Gdynia i z Artego Bydgoszcz. Przez cały czas miałyśmy w nich kontakt z rywalkami, a o przegranej decydował chwilowy brak koncentracji. Myślę, że biorąc pod uwagę problemy z początku sezonu, kiedy miałyśmy bardzo wąską kadrę, to zrobiłyśmy dobry wynik.
Trener Szawarski w wywiadzie dla strony widzew.com powiedział, że Widzew posiada najlepsze polskie zawodniczki w lidze. To spory komplement. Myślisz, że zespół stać na więcej w kolejnych rozgrywkach?
- Wydaje mi się, że zdecydowanie tak. Gdyby taki skład, jakim dysponuje trener Szawarski obecnie, był dostępny od początku rozgrywek, to nie zajęłybyśmy 9. lokaty, a raczej miejsca 5-6. Trzeba pamiętać, że mamy młody zespół. Zawodniczki, takie jak Klaudia Gertchen i Julia Drop mają przed sobą wiele lat gry i obie pokazały się w tym sezonie z bardzo dobrej strony. ”Gerczi” jest typem zawodniczki od brudnej roboty. Gdybym była trenerką, chciałabym mieć taką koszykarkę w swoim zespole. Z dobrej strony pokazał się też Ewelina Gala i generalnie uważam, że trener dobrze nas dobrał i dokonał dobrych transferów zagranicznych.
Jakie masz plany na najbliższe tygodnie? Na urlop się nie zanosi...
- Aktualnie jestem w Łodzi, ale w najbliższym czasie chcę się spakować i wyjechać do rodziny. Przerwa w rozgrywkach to jedyna okazja, by odwiedzić na dłużej dawno niewidzianych krewnych. Do końca tygodnia nie będę się ruszać z domu, ze względu na panującą sytuację. Planowałam też urlop, by trochę odpocząć, ale nie wiem, czy nie będę musiała zmienić planów. Cały czas trzeba też pracować nad sobą i czekać na kolejny sezon.