Moi piłkarze to prawdziwi widzewiacy - rozmowa z Radosławem Wasiakiem
Ładowanie...

Global categories

18 November 2016 14:11

Moi piłkarze to prawdziwi widzewiacy - rozmowa z Radosławem Wasiakiem

Architekt awansu widzewiaków do lat 17 na centralny szczebel rozgrywek w rozmowie z oficjalną stroną klubu opowiada o kulisach awansu, a także poziomie szkolenia i widzewskim charakterze jego podopiecznych.

Bartłomiej Stańdo: Pokładaliśmy duże nadzieje w tym, że w ubiegłym sezonie uda się do Centralnej Ligi Juniorów awansować juniorom starszym Widzewa. Było blisko, ale to wy zostaliście pierwszym od wielu lat rocznikiem, który pozna smak centralnego szczebla młodzieżowych rozgrywek w Polsce.

Radosław Wasiak: Sprawiliśmy dużą niespodziankę, bo nikt nie stawiał nas w roli faworyta i to na pewno nam trochę pomogło. Wygraliśmy bezpośrednie starcia z najgroźniejszymi rywalami w walce o awans, czyli GKS Bełchatów, ŁKS Łódź i Sport Perfect, co z pewnością było kluczem do awansu. Gdy spojrzymy na tabelę to wydaje się, że konkurencji odskoczył SMS Łódź, ale to nie jest drużyna poza naszym zasięgiem. Jesteśmy w stanie przepracować okres zimowy i powalczyć z nimi na wiosnę. Przede wszystkim jednak udało nam się stworzyć duży zespół, bo zgłoszonych do rozgrywek jest około 30 zawodników. Podzieliliśmy to na dwie drużyny - jedna zaczęła grać w okręgówce, druga w lidze wojewódzkiej. Z tego wyszła duża rywalizacja, która miała największy wpływ na to, że każdy z chłopaków poważnie traktował wszystkie treningi. Każdy zdawał sobie sprawę, że od postawy na zajęciach zależeć będzie to, czy zagra w weekend w pierwszej, czy też w drugiej drużynie.

Udało wam się to, co chyba nie do końca funkcjonuje w piłce seniorskiej. Bardzo szeroka kadra wyszła wam na dobre, bo zamiast kilkunastu niezadowolonych z powodu braku gry, miał pan do dyspozycji 30 zmotywowanych, żądnych gry młodych chłopaków. Sztuką utrzymać jest taką grupę w ryzach. 

- Nasza kadra jest tak liczna głównie dlatego, że nie chciałem rezygnować z żadnego chłopaka. Uważam, że każdy w tym wieku może mieć słabszy okres i grać poniżej swoich możliwości. Najłatwiej byłoby takiego kogoś odrzucić, powiedzieć "ty już się nie nadajesz”, a przecież za dwa miesiące może taki ktoś wypalić. Znamy wiele przypadków piłkarzy, którzy do wieku 18 lat grali dość przeciętnie, a później dokonywali ogromnego skoku. Przykładów nie trzeba daleko szukać - Roberta Lewandowskiego swego czasu odrzuciła Legia, a teraz wszyscy wiemy, na jakim poziomie gra kapitan naszej reprezentacji. Oczywiście między zawodnikami dorosłymi, a juniorami jest duża różnica. Senior, gdy nie gra, jest niezadowolony. U nas każdy musi się liczyć z tym, że wystąpi w drugim zespole, ale to nie był dla nikogo koniec świata. W rezerwach niektórzy strzelali po trzy, cztery bramki i tydzień później dostawali szansę w pierwszej drużynie. Dużą zaletą drugiej drużyny było też to, że zawodnicy po przerwie spowodowanej urazem mogli spokojnie wchodzić w rytm meczowy na nieco niższym poziomie, a następnie stopniowo powracać do formy sprzed kontuzji.

Przywołał pan przykład Roberta Lewandowskiego - takie pomyłki w piłce młodzieżowej to niemal chleb powszedni. Bardzo często zdarza się, że ktoś jest albo mocno przeceniany, albo niedoceniany. Jak trudno jest wyłowić perełkę i jaki pan ma na to sposób?

- Gdy przychodziłem do widzewskiego rocznika 2000, liczebność kadry była dużo mniejsza. Na samym początku sprowadziłem sześciu zawodników, latem zaś aż dwunastu, z czego pięciu z nich to piłkarze odgrywający główną rolę w pierwszym zespole. Są to zawodnicy, którzy w niedalekiej przyszłości będą zawodnikami dorosłego Widzewa - jestem o tym przekonany. Jako trener młodzieży muszę mieć tzw. "oko” i wiedzieć, że ten chłopak jest fajny, ten będzie się dobrze rozwijał, a ten gra na innej pozycji, ale spróbowałbym go gdzieś indziej i może tam by odpalił. Do tej pory jakoś nos mnie nie oszukał, bo chociaż w drużynie było już wielu fajnych zawodników, to te transfery dały impuls drużynie i mocno pomogły w awansie. Na przykład Marcel Pięczek, którego było bardzo trudno wyciągnąć z SMS Łódź, jest wiodącą postacią u nas i seniorska drużyna będzie miała z niego pożytek.

Teraz, po awansie do ligi makroregionalnej, o takie transfery będzie z pewnością łatwiej.

- Zgadza się. Już to widać, bo dostałem propozycje od kilku zdolnych chłopaków, którzy chcieliby do nas dołączyć i nam pomóc - nawet z drugiej części miasta, co mi - jako szkoleniowcowi - oczywiście w ogóle nie przeszkadza. Nie ukrywam, że będę szukał dla tego zespołu wzmocnień, bo wchodzimy piętro wyżej, ale i samemu zespołowi niezbędny jest ciągły dopływ świeżej krwi. Chciałbym też, żeby z tego zespołu już za rok chłopcy wchodzili do seniorskiej drużyny i pokazywali, że drzemie w nich potencjał. Wiemy, że u nas trenerzy stawiają na młodzież - i bardzo dobrze. Chcemy, by ta młodzież wiedziała też, dla jakiej marki gra. Nie grają tu tylko dla siebie czy dla pieniędzy, ale głównie dla wielkiego klubu, który ich ułożył.

Aż 22 zawodników z tej kadry w tym roku poszło do tej samej klasy w Społecznej Akademii Nauk - to spory kapitał, jeśli chodzi o zgranie i atmosferę w drużynie. 

- Chłopaki są cały czas razem - widzą się w szkole, później razem jadą na trening, razem z tego treningu wracają. Słowem: tworzą monolit. Widać to było też na ostatnim meczu ligowym, gdzie grupka piłkarzy, która nie znalazła się w kadrze meczowej, zrobiła mały "młyn” i zza linii bocznej dopingowała kolegów. Jest w tym wszystkim pasja, widzewski charakter. Pokazujemy, że Widzew nigdy nie zginął i Widzew juniorski się odbudowuje. Muszę to podkreślić: w łódzkim Widzewie jest dobre szkolenie, są dobrzy fachowcy i trenerzy. Może teraz my trochę spijamy śmietankę tym awansem, ale mnóstwo trenerów w różnych rocznikach wykonuje kawał dobrej roboty. Chodzi fama, że w Widzewie szkolenie leży - to nieprawda. Dopiero teraz udało nam się awansować na centralny szczebel, ale cały juniorski Widzew pójdzie za ciosem. To da impuls, będzie wabikiem dla najzdolniejszych młodych zawodników. Oni będą wiedzieli, że mamy przy al. Piłsudskiego dobrych fachowców, że dajemy z siebie wszystko i chcemy dla młodych piłkarzy jak najlepiej, przy okazji robiąc przysługę także klubowi. Jako szkoleniowiec, pedagog, ale przede wszystkim jako widzewiak, czuję, że to idzie w dobrym kierunku. Do tego wszystkiego dojdzie przecież jeszcze wspaniała baza treningowa na Łodziance. Wszystko nabiera właściwego tempa, spoglądam w przyszłość w czerwono-biało-czerwonych barwach.

Podkreśla pan, że jest pan widzewiakiem, a młodzi piłkarze muszą wiedzieć, w jakim klubie grają. Jak ważny jest ten czynnik mniej piłkarski, a bardziej kibicowski, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży w Widzewie?

- Każdy, kto przychodzi do Widzewa, powinien zagłębić się w historię naszego klubu. Nawet wejść na YouTube i obejrzeć kilka filmików pod kątem Widzewa. Zobaczyć na własne oczy, co to widzewski charakter i że gra z herbem RTS na piersi dużo znaczy, nie każdy na tę koszulkę zasługuje. Podkreślam to swoim chłopakom, że są wybrańcami i mają to szczęście, że mogą reprezentować Widzew na boisku. Wielu ludzi im zazdrości - sam chętnie bym się z nimi zamienił. Ale oni muszą walczyć, by tę koszulkę utrzymać. Dzisiaj ją noszą, ale jutro ktoś może im ją zabrać, jeśli nie będą walczyć na każdym treningu. Muszą udowadniać każdego dnia, że na nią zasługują - wtedy nikt im jej nie odbierze. Nawet, gdy jest ciemno przed oczami, albo gdy chce się wymiotować - Widzew to ciągła walka, nie można tutaj odstawić nogi. Taki był charakter tego klubu, z tego Widzew słynął i cała Polska o widzewskim charakterze wiedziała.

Moi piłkarze jednak też o tym wiedzą. Niejednokrotnie im mówiłem: "nie chodźcie po mieście w barwach, wiecie jak jest, różne rzeczy się dzieją”.  Oni się jednak nie boją, to są prawdziwi widzewiacy, którzy są gotowi walczyć za ten klub. Często im powtarzam, że ktoś może być od nich lepszy technicznie, szybszy, zwrotniejszy, silniejszy, ale woli walki i cech wolicjonalnych nie kupisz, a tym możesz wszystkie inne braki nadrobić.

Jesteście jedynym rocznikiem na szczeblu centralnym, awans świętowaliście także w przerwie ostatniego meczu seniorów, macie w planach krótki wyjazd do Niemiec, a słychać także pogłoski o tym, że być może wiosną będziecie grać na nowym stadionie. Czuć już presję tego, że będziecie młodzieżowym "oczkiem w głowie” dla kibiców Widzewa?

-  Zanim trafiłem do Widzewa, pracowałem dla kilku mniejszych klubów jak Orzeł Łódź czy Sokół Aleksandrów Łódzki. Tam jednak po porażkach z najsilniejszymi można było w głowie nucić do niedawna bardzo popularną, ale teraz już na szczęście nieaktualną przyśpiewkę polskich kibiców „Nic się nie stało”. Dopiero przychodząc do Widzewa rok temu z Sokoła nauczyłem się pracy trenerskiej i tego, jak to jest pracować w takim klubie. Wypatrzył mnie Krzysiek Kaszuba, który wcześniej trenował ten rocznik. Krzysiek stwierdził, że chłopakom potrzebna jest zmiana, bo miał już na głowie dwie drużyny. Postanowił mi dać szansę, za co bardzo mu dziękuję. Będąc tutaj musisz się nauczyć presji. Tutaj nie możesz przegrać z nikim, z absolutnie każdym musisz walczyć do upadłego. Reprezentujesz Widzew, nie możesz być miękki. Nie ma na al. Piłsudskiego miejsca dla ludzi słabych, miękkich, bez charakteru, pasji i charyzmy. Nie jesteś pewny siebie? Masz jakieś wątpliwości? Daj sobie spokój z Widzewem, odejdź. Tutaj dla takich ludzi - którzy miauczą, płaczą, narzekają - miejsca nie ma.

Oczywiście jestem przeciwnikiem parcia na wynik, jeśli chodzi o młodzież - my nic nie musieliśmy i być może również dzięki temu wywalczyliśmy awans. Teraz zrobimy wszystko, by zająć jak najwyższe miejsce, ale nie o to chodzi. Będziemy przede wszystkim walczyć, grać ofensywnie i cieszyć się grą. Bo na dobrą sprawę jeszcze niczego wielkiego nie dokonaliśmy - zrobiliśmy to, co w takim klubie, jak Widzew powinno być normą. Z Widzewem każdy powinien się liczyć - nie tylko w Łodzi, ale w całej Polsce. Powinniśmy rozdawać karty i już niedługo - z nową bazą, stadionem i tak dalej - tak właśnie będzie. Jeśli chodzi o piłkarzy - oni też sobie z tą presją poradzą, jestem przekonany. Ci chłopcy jeszcze rok temu walczyli o utrzymanie w lidze wojewódzkiej, a teraz wywalczyli awans. Musimy udowodnić, że to nam się należało. Reprezentujemy Widzew, więc zrobimy wszystko, by kibice i wszyscy dookoła byli z nas zadowoleni. Jeśli przegramy, ale spojrzymy po meczu w lustro z podniesioną głową i ze świadomością, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy - będzie ok. Natomiast jeśli się położymy, przejdziemy obok meczu - to jest niewyobrażalne, u mnie coś takiego nie przejdzie. Chłopaki wiedzą, że rządzę nimi twardą ręką. Kiedy żartujemy, to żartujemy, ale kiedy przychodzi czas powalczyć - wtedy jest wojna, bo gramy dla Widzewa. Z presją się godzimy, postaramy się ją udźwignąć.

Nie tylko pierwsza drużyna święci sukcesy, bo bardzo blisko awansu - po wysokim zwycięstwie w barażowym meczu z LKS Lubochnia aż 6:1 - jest także druga drużyna, która ma szansę przejąć pałeczkę w lidze wojewódzkiej po pierwszym garniturze.

- Tak, druga drużyna najpierw wygrała swoje rozgrywki, a później okazała się lepsza w meczu barażowym z Nerem Poddębice. Teraz rozgrywamy drugi baraż, z LKS Lubochnia, i wygląda to wszystko obiecująco, bo na własnym boisku zwyciężyliśmy zdecydowanie. Z bardzo dobrej strony pokazał się w tym roku mój rocznik, a wszystko napędziło to, o czym wspomniałem na początku - duża rywalizacja.  

Czego życzyć pana piłkarzom przed podbojem ligi makroregionalnej?

- Najbardziej chciałbym, żeby wszyscy byli zdrowi. Nie ukrywam, że trochę nas trapią te kontuzje - Marcel Pięczek nie grał niemal cały sezon, bardzo dobry prawoskrzydłowy Damian Skrzeczkowski również borykał się z problemami zdrowotnymi, a to on z Marcelem oraz drugim fenomenalnym skrzydłowym - Kamilem Drążczykiem - stanowią o sile ofensywnej naszego zespołu. Były też oczywiście inne kontuzje, jak np. Owczarczyka, więc przede wszystkim chciałbym zdrowia dla tych chłopaków. Jeśli wszyscy będą w pełni sił, będą pracować - a ja ich do tej pracy na pewno zmuszę - to efekty powinny przyjść same.

A panu? Pół żartem, pół serio przypomnę, że Tomasz Muchiński ma być trenerem pierwszego zespołu seniorów najprawdopodobniej tylko do końca rundy jesiennej.

- Kiedyś na pewno będzie to moim celem, bo jako widzewiak i chłopak ze Starego Miasta z Bałut wychowałem się na Widzewie z lat 90-tych. To jest na pewno moim marzeniem, ale najpierw muszę uczyć się i pokonywać kolejne szczeble w pracy z młodzieżą. Nie chciałbym dostąpić tego zaszczytu "na skróty”, przez jakieś układy czy znajomości, tylko sobie na to zasłużyć i to wywalczyć. Pierwszej drużynie Widzewa życzę natomiast szkoleniowca z charyzmą. Na pewno nie takiego, który przyjdzie tutaj jak do normalnej pracy. Uważam, że samą pracą - bez pasji - daleko się w sporcie nie zajdzie. Trzeba to robić z serduchem. Zawodnicy muszą widzieć w trenerze ogień, on musi budzić respekt - jeśli nie jest szanowany, to spokojnie może zmieniać miejsce zatrudnienia. Jeśli jest sztab szkoleniowy, to ten sztab musi się wzajemnie szanować i mieć do siebie bezwzględne zaufanie, nikt nikomu nie może robić czegoś za plecami. Piłkarze to widzą.

Nietrudno więc odgadnąć pana wzór trenerski, za przedstawicieli którego śmiało mogliby robić Jurgen Klopp czy Diego Simeone.  

- Mówią, że trochę jestem wariat, a po strzelonych golach cieszę się jak dzieciak. Ale jeśli robisz to dla Widzewa, czyli dla klubu, który w młodości dawał ci tyle radości, pokazał ci kierunek twojego życia - nie może być inaczej. Faktycznie lubię trenerów, którzy - nawet jeśli w dość kontrowersyjny sposób, bo poprzez mniejsze lub większe utarczki słowne czy awantury - pomagają zespołowi. Pokłócę się specjalnie z sędzią, żeby mój zawodnik nie dostał kartki. Czasem wiem, że sędzia ma rację, ale mu "nawtykam”, by arbiter skupiał się na mnie, nie na piłkarzach. Uczę się tych technik, by jak najlepiej wykonywać swoją pracę w przyszłości - oby przy al. Piłsudskiego. Tylko Widzew, nic więcej.