Global categories
Mateusz Możdżeń: Zależało mi na ambitnym celu
Marcin Olczyk: Ostatnie spotkanie ligowe rozegrałeś w połowie maja. W jakiej dyspozycji sportowej jesteś teraz? Jesteś gotów, żeby z miejsca pomóc drużynie w meczach o stawkę?
Mateusz Możdżeń: Trenowałem w ostatnim czasie indywidualnie z trenerem Robertem Podolińskim. Pracowałem też z drugoligową Legionovią Legionowo, za zgodą trenera Marcina Sasala, z którym się dobrze znamy. Od meczów ligowych miałem oczywiście długą przerwę i bałem się trochę tego, jak zareaguje mój organizm. Ale kompleksowe, trwające trzy dni badania przed podpisaniem kontraktu z Widzewem potwierdziły, że jestem w dobrej dyspozycji. Teraz muszę zgrać się na boisku z zespołem, poznać zachowania kolegów i taktykę drużyny.
Nie jest tajemnicą, że Widzew od dawna szukał doświadczonego pomocnika, który będzie potrafił brać na siebie ciężar rozgrywania. Jak widzisz swoją rolę na boisku?
- Wszystko zależeć będzie od tego, jaki pomysł na mnie i na grę będzie miał trener Marcin Kaczmarek. Czuję się dobrze w każdym układzie, czy to operując wysoko za napastnikami, czy grając box-to-box, czyli pracując od jednego do drugiego pola karnego.
Czym dla ciebie jest podpisanie kontraktu z Widzewem Łódź?
- Przede wszystkim olbrzymim wyzwaniem o dużym ciężarze gatunkowym. W kontekście mojej kariery przyrównać to mogę tylko do Lecha Poznań, z którym grałem o mistrzostwo Polski i występowałem w europejskich pucharach. Myślę, że samo porównanie do okresu, który spędziłem w Poznaniu, pokazuje jak ważne i wymagające cele stać będą teraz przede mną i jak traktuję przejście do Widzewa. Zdaję sobie przy tym sprawę, że mojemu transferowi towarzyszą spore oczekiwania i duże zainteresowanie. Widzę i odczuwam to na każdym kroku.
Co zdecydowało, że ostatecznie znalazłeś się właśnie w Widzewie?
- Na pewno ważne było dla mnie to, jak budowana jest drużyna. Znałem dobrze z boisk ekstraklasy Marcina Robaka, grałem razem z Łukaszem Kosakiewiczem. Jestem przekonany, że to, jak prowadzony jest obecnie ten projekt, ma sens. Wszystko w Widzewie ukierunkowane jest na awans. Wyczuwa się to na każdym kroku w klubie i w jego otoczeniu, wśród kibiców. Wydaje mi się, że nawet w ekstraklasie trudno znaleźć tak perspektywiczny klub, a miałem stamtąd ofertę. Po tylu latach gry w elicie nie chciałem jednak grać o utrzymanie. Zależało mi na ambitnym celu, a taki jest w Widzewie, gdzie każdy za dwa lata chciałby być w ekstraklasie. Satysfakcji z tej gry i walki powinienem mieć tu dużo więcej, niż grając o nic na najwyższym szczeblu. Ekstraklasę znam już dobrze - stadiony, piłkarzy, trenerów. Czułem, że korzystając w tej chwili z oferty powrotu do niej czekałaby mnie stagnacja.
Nie ciągnęło cię zagranicę? Były takie możliwości?
- Plany i pomysły były różne, był też temat wyjazdu zagranicę, ale brałem pod uwagę również sytuację rodzinną. Powoli muszę myśleć już o tym, co będę robił po zakończeniu kariery piłkarskiej. Od kilku miesięcy jestem ojcem i nie chciałbym zostawiać na dłużej moich najbliższych, a dla nich taki wyjazd nie byłby teraz wygodnym rozwiązaniem. Chcę uczestniczyć w życiu mojego dziecka. Dlatego zależy mi na tym, żeby zakotwiczyć w Łodzi na dłużej. Chcę, żeby moja przygoda z Widzewem trwała, stąd też dwuletnia umowa, która w sytuacji awansu do ekstraklasy może zostać automatycznie przedłużona.
Dlaczego w takim razie kibice tak długo musieli czekać na finalizację twojego transferu?
- W moim przypadku chodziło nie tylko o samą grę w piłkę, ale też o konkretyzację planów dotyczących całego mojego życia, również tego prywatnego, rodzinnego, o którym już wspominałem. Dlatego musiałem, razem z najbliższymi, dokładnie przeanalizować dostępne opcje. Dawałem sobie w związku z tym trochę czasu, będąc jednocześnie w ciągłym kontakcie z Widzewem. Zdawałem sobie sprawę, że druga strona, jeśli będzie się niecierpliwić, ma prawo ze mnie zrezygnować. Tymczasem oferta cały czas była aktualna. Absolutnie nie chodziło tu o warunki finansowe i jakiekolwiek negocjacje dotyczące pieniędzy. Musiałem jednak wziąć na siebie wielką odpowiedzialność i zrobić odważny krok. Czekała mnie poważna decyzja, w konsekwencji której miałem rozpocząć budowę zupełnie nowego rozdziału w moim życiu. Dlatego potrzebowałem czasu, żeby sobie to wszystko poukładać. Jestem wdzięczny Widzewowi, że mogliśmy wrócić do tematu i ostatecznie podpisać umowę. Zapewniam, że nie było żadnych targów. Pani prezes na pewno to potwierdzi.
Planujecie całą rodziną zamieszkać w Łodzi?
- Jak najbardziej. Chociaż pochodzę z Warszawy i jeszcze nigdy w mojej karierze seniorskiej nie grałem tak blisko domu, nie wyobrażam sobie codziennych dojazdów. Z pierwszych obserwacji absolutnie wszystko w Łodzi i w klubie mi odpowiada, więc mam nadzieję, że wywalczymy kolejne awanse i będę mógł spędzić tu więcej czasu. Pozostaje mi tylko udowodnić na boisku, że zasługuję na grę w Widzewie.
Jeszcze w Lechu regularnie grałeś w ekstraklasie przeciwko Widzewowi. Pamiętasz tamte mecze?
- Pamiętam, że w jednym z nich strzeliłem nawet całkiem ładną bramkę (w sezonie 2012-2013 - przyp. red.). Nie wiem czy widziałeś? Mam w głowie też spotkanie, w którym graliśmy na żółto. Prowadziliśmy wówczas w Łodzi 2:0, a ostatecznie zremisowaliśmy 2:2 (w sezonie 2013-2014 - przy. red.). W jednym z sezonów ostatnią kolejkę rozgrywaliśmy właśnie na Widzewie i byliśmy cały czas w grze o europejskie puchary, ale remis 0:0 w Łodzi zepchnął nas z ligowego podium. Emocji więc w tych meczach nie brakowało.
Czy po rozegraniu ponad dwustu meczów w ekstraklasie robi na tobie wrażenie to, co dzieje się na trybunach Widzewa?
- Tak. Oczywiście. To jest coś niesamowitego. Nie tylko doping, ale też kolejne rekordy karnetowe. Dzięki Widzewowi powstaje na nowo moda karnetowa, a nikt i tak na razie nie może mu w tym dorównać. Wypełniony po brzegi stadion musi imponować. Nie mogę się doczekać gry przy takim wsparciu kibiców.
Jaki moment twojej dotychczasowej kariery piłkarskiej wywarł na tobie największe piętno?
- Najbardziej wspominam swój pierwszy raz w seniorkiej piłce. Tamten, rozegrany we Wronkach przeciwko Wiśle Kraków mecz, pamiętam doskonale. Wygraliśmy wtedy 1:0 po bramce Roberta Lewandowskiego, ale w głowie mam dużo więcej szczegółów z tamtego właśnie spotkania. W pamięci zapadły mi też pierwsze treningi z drużyną, podglądanie w pracy Bartosza Bosackiego czy Piotra Reissa. Takich rzeczy się nie zapomina. To one ukształtowały mnie piłkarsko.
A europejskie puchary? Gra z zagranicznymi rywalami była wyjątkowym przeżyciem?
- Na pewno. Ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wydawało mi się, że w takiej grupie, przy takich wynikach, to coś normalnego. Myślę, że tak naprawdę doceniłem to dużo później.
***
Więcej o nowym nabytku Widzewa dowiecie się z najnowszego odcinka programu #Piłsudskiego138 przygotowanego przez WidzewTV (ZOBACZ).