Global categories
Mateusz Możdżeń: Najbardziej brakuje kopania piłki
widzew.com: Tuż przed naszą rozmową mieliście telekonferencję jako zespół. Zdawaliście sztabowi relację z waszych treningów?
Mateusz Możdżeń: Takie sprawy monitorowane są na bieżąco. To było takie spotkanie organizacyjne przez internet. Ogólnie rozmawialiśmy o obecnej sytuacji, o drużynie i różnych sprawach z nią związanych. Trener Marcin Kaczmarek złożył nam też życzenia z okazji świąt wielkanocnych.
Normalnie spotkalibyście się wszyscy na treningu czy przy okazji sobotniego meczu i złożyli sobie życzenia osobiście. A jak teraz utrzymujecie kontakt jako drużyna?
- Mamy założoną swoją grupę na WhatsApp i tam na bieżąco komunikujemy się między sobą. Jeśli coś się dzieje, na przykład komuś z drużyny przytrafiła się jakaś sprawa, od razu o tym wiemy.
Od waszego ostatniego ligowego meczu i treningów minął już miesiąc. Jak sobie radzisz z tą przymusową kwarantanną jako piłkarz? Patrząc na twój sportowy życiorys to raczej nie miałeś tak długiej przerwy od gry w piłkę.
- Można powiedzieć, że podobnie było u mnie nie tak dawno, gdy odszedłem z Zagłębia Sosnowiec i jeszcze nie byłem zawodnikiem Widzewa. Wtedy byłem bez klubu, ale mogłem normalnie trenować i ćwiczyć z innymi piłkarzami. Teraz każdy z nas trenuje sam.
W dodatku te formy treningów macie mocno ograniczone.
- Tak, sam tego doświadczyłem, gdy chciałem pobiegać w parku, gdzie znajduje się nasz ośrodek treningowy i zaczęły się te ograniczenia związane z aktywnością w parkach i lasach. Miałem w planach dłuższy trening biegowy, ale okazało się, że park jest zamknięty. Spotkałem dwóch funkcjonariuszy policji w cywilu, którzy poinformowali mnie, że nie mogę wejść do parku. Jednocześnie zaznaczyli, że następnym razem mogę zostać ukarany mandatem w wysokości nawet 30 tysięcy złotych.
Czy to oznacza, że obecnie nie masz gdzie realizować otrzymanych od sztabu planów treningowych?
- Aż tak źle nie jest. W przypadku treningów biegowych na krótszych odcinkach jakoś sobie radzę w bliskiej okolicy domu, bo do tego nie trzeba dużej przestrzeni. Gorzej jest z dłuższymi wybieganiami. Tak na przykład było w czwartek, ale pomagają nam trenerzy. Trener Kamil Migdał ma na tyle dobre rozeznanie w terenach w Łodzi i okolicach, że znajduje nam takie różne miejsca do treningów na obrzeżach, gdzie nikogo nie ma. Tylko polne drogi i w oddali domki. W takim miejscu właśnie ostatnio biegałem.
Jak odnajdujesz się w tej domowej kwarantannie?
- Na pewno zmieniła się organizacja mojego dnia, bo przed epidemią to były regularne wyjazdy na treningi i mecze oraz powroty z nich do domu. Ale nie nudzę się. Wręcz przeciwnie, mam małego syna, który ma rok i trzy miesiące, więc jestem czynnym ojcem od rana do wieczora. Pierwsze dziecko absorbuje mnóstwo czasu, który poświęcasz opiece nad nim, więc ten miesiąc bez gry i treningów z drużyną minął mi bardzo szybko. Coś za coś. Cieszę się, że mam teraz więcej czasu dla rodziny.
W domu też trenujesz?
- Tak, bo mamy przygotowany przez trenerów plan ćwiczeń na każdy dzień i wierz mi - idzie się zmęczyć. Wcześniej, gdy normalnie graliśmy, było trochę więcej czasu wolnego między treningami, bo jechaliśmy na mecz, do hotelu... Poza tym był też dzień odpoczynku po rozegranym meczu. Teraz mamy tylko jeden dzień w tygodniu wyznaczony przez trenerów jako wolny od zajęć.
Jednak chyba nie wszystko da się ćwiczyć indywidualnie?
- Nie będę ukrywał, że najbardziej brakuje mi zwyczajnie kopania piłki, ćwiczeń i gry razem z kolegami. Na razie w domu nie ma z kim, bo syn jest jeszcze za mały. Po tym miesiącu domowej kwarantanny żona jest zaskoczona, że jeszcze nie chodzę i nie marudzę, bo tak bywało wcześniej, gdy miałem przerwy w grze i treningach.
Pojawiają się myśli, co dalej? Czy w tym sezonie jeszcze zagracie w lidze?
- Jasne, że człowiek o tym myśli. Im dłużej to trwa, to coraz bardziej się zastanawiasz nad tym wszystkim. Tym bardziej, że z każdym tygodniem jest coraz mniej terminów na dokończenie rozgrywek. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy w stanie zagrać w tym sezonie.
Na razie przed wami wielkanocne święta. Jak one będą wyglądały u ciebie?
- Zostaję z rodziną w Łodzi. Swoje w kolejkach do sklepów odstałem, ale dzięki temu niezbędne zakupy już zrobione. Nigdzie z żoną i synem się nie wybieramy. Nawet rodzice do mnie dzwonili i powiedzieli, żebym na Wielkanoc nie przyjeżdżał. Dlatego dopóki to wszystko się nie skończy i nie zaczniemy z powrotem grać, zostaję w Łodzi. A wszystkim kibicom Widzewa życzę dużo zdrowia i spokojnych świąt. Obyśmy jak najszybciej wrócili do gry i spotkali się na stadionie podczas meczów.