Global categories
Mateusz Możdżeń: Myślimy tylko o nowej, czystej karcie
Marcin Olczyk: Czy czujesz dodatkowe emocje związane z meczem z drugą drużyną klubu, w którym wypłynąłeś na szerokie piłkarskie wody?
Mateusz Możdżeń: Do meczu z rezerwami klubu występującego w ekstraklasie trudno przywiązywać taką samą wagę jak do rywalizacji z jego pierwszą drużyną. W przypadku spotkania z Lechem II Poznań na pewno większe znaczenie ma dla mnie miejsce, w którym zostanie ono rozegrane. Spędziłem we Wronkach dwa lata, znam ludzi, którzy nadal pracują tam, na stadionie czy w hotelu Olympic. Bardzo miło wspominam cały obiekt. To był mój pierwszy dalszy wyjazd, takie absolutne pierwsze kroki z dala od domu, w wieku zaledwie szesnastu lat.
Kojarzony jesteś przede wszystkim z gry w Lechu Poznań, ale nie trafiłeś do tego klubu na zasadzie tradycyjnego transferu…
- Zgadza się. W sezonie 2007/2008 przeniosłem się do Amiki Wronki. Pół roku później doszło do fuzji z Lechem Poznań. Chociaż drużyna do końca rozgrywek występowała jeszcze pod starą nazwą, ja trafiłem już wówczas do drużyny Lecha w Młodej Ekstraklasie. O połączeniu mówiło się co prawda już wcześniej w kuluarach, ale ja w ogóle o tym nie myślałem. Skupiałem się na trenowaniu we Wronkach.
Czyli faktycznie sentymentalne jest dla ciebie przede wszystkim miejsce, do którego teraz wracasz?
- Dokładnie. Bardzo się cieszę na ten wyjazd. Zżyłem się mocno z tym ośrodkiem, na terenie którego w odległości 300-400 metrów były internat, szkoła i boiska. Wszystko obok siebie. Bardzo podobała mi się organizacja. Dzisiaj, z perspektywy czasu, zdecydowanie wybrałbym ten sam kierunek wyjazdu. Absolutnie tego kroku nie żałuję.
W związku z tym boisko, na którym Widzew zagra w sobotę z Lechem II Poznań znasz doskonale.
- Murawa jest tam bardzo dobra, podgrzewana. Pamiętam, że nawet jak wokół było biało, na boisku było zielono. Mimo że proces doprowadzenia jej do takiego stanu zimą wymaga czasu, dla nas zawsze gotowa była na tip-top. Na szczęście przy obecnej pogodzie nie musimy się w ogóle tym martwić.
Sam mecz nie wzbudza jednak w tobie dodatkowych emocji?
- Dla mnie będzie to kolejne spotkanie ligowe. To, że znam dwóch zawodników rywali, w tym Karola Szymańskiego czy Grześka Wojtkowiaka, z którym kilka lat graliśmy w Lechu, a później trafiliśmy się jeszcze w Lechii, nie będzie tu miało dla gry większego znaczenia. Liczą się tylko trzy punkty. Z kim byśmy nie grali i jak nie wyglądałby mecz, waga tych punktów będzie taka sama.
Siedzi wam w głowie ten ostatni mecz z Garbarnią Kraków czy skupiacie się już tylko na kolejnym spotkaniu, zwłaszcza że czeka was chyba zupełnie inna gra?
- Rzeczywiście w tym tygodniu przygotowywaliśmy się trochę inaczej, ale na końcu zawsze myśleć musimy przede wszystkim o naszej grze i na tym się skupiać. Poprzednie spotkanie na pewno gdzieś przez te pierwsze dwa dni siedziało nam w głowach, ale dzisiaj to jest już tak odległy temat, że myślimy tylko o tej nowej, czystej karcie, o tym, co przed nami.
Trudno powiedzieć, żeby mecz z Lechem II miał być łatwiejszy od tego z Garbarnią, ale jak mówił trener Kaczmarek, najbliższy rywal ma za zadanie grać w piłkę, żeby jego młodzi piłkarze się uczyli. Wam chyba powinno to bardziej odpowiadać niż murowanie bramki przez przeciwnika?
- Zawsze, kiedy ja tam grałem, ale też wcześniej i później, Lech uchodził za klub, który ma przede wszystkim grać w piłkę, również w rezerwach czy młodszych rocznikach, tak, żeby cały czas się uczyć i rozwijać. Ja w młodości grałem w drużynie w Młodej Ekstraklasy, a teraz młodzi zawodnicy Lecha mogą występować w najgorszym wypadku, jak nie łapią się do jedynki, w drugiej lidze. Trochę im tego zazdroszczę. Mają dzięki temu duży handicap. To jest poziom, na którym można się rozwijać. Z takim rywalem gra się lepiej. To będzie zupełnie inny mecz niż na przykład w Legionowie, gdzie trudno było grać w piłkę, mieć satysfakcję z tego, co działo się na boisku. Najważniejsze, że zdobyliśmy trzy punkty i oby tak było we Wronkach, ale mecz może nas czekać zupełnie inny.