Global categories
Marzenia widzewiaka z krwi i kości powoli się spełniają
Marcin Pieńkowski może stać się modelowym przykładem wychowanka klubu, który przeszedł prawie wszystkie szczeble piłki młodzieżowej, zadebiutował w seniorach, ale potem nie było dla niego miejsca. Na dodatek to zawodnik także mocno emocjonalnie związany z Widzewem.
Wychował się na Bałutach, a na pierwsze mecze czerwono-biało-czerwonych zabrali go rodzice. Wtedy też zaczął treningi w pobliskim Starcie Łódź. - Tam było najbliżej. Spędziłem w Starcie cztery lata. Zawsze było tak, że na obozy jeździliśmy z Widzewem z tego samego rocznika. W końcu trener Zbigniew Kubiak zaproponował kilku z nas, byśmy przenieśli się do tego klubu. To było chyba z siedem lat temu - wspomina Pieńkowski.
Pieńkowski zaczął więc trenować przy al. Piłsudskiego i pokonywał kolejne szczeble młodzieżowej kariery. Kiedy przed sezonem 2015/2016 Widzew rozpoczął odbudowę, trener Witold Obarek spojrzał też w stronę grup młodzieżowych. - Byłem juniorem młodszym i chyba z pięciu najlepszych z tej drużyny dostało szanse od szkoleniowca. Udało mi się przekonać trenera i zostałem w kadrze. Wtedy rzeczywiście więcej trenowałem niż grałem, ale czułem, że się piłkarsko rozwijam. W końcu udało mi się zadebiutować wtedy w seniorach - opowiada Pieńkowski.
W trakcie rozgrywek trenera Obarka zastąpił Marcin Płuska. Starszy szkoleniowiec przeszedł do Neru Poddębice i nie zapomniał o Pieńkowskim. Po sezonie pomocnik został wypożyczony na pół roku właśnie do tego zespołu. Tam też nie grał zbyt wiele. Wrócił do Widzewa zimą 2016 roku, ale tylko na chwilę. - Nasze drogi znów się rozeszły, gdy zespół objął trener Przemysław Cecherz - przyznaje Pieńkowski. - Poszedłem na kolejne wypożyczenie, tym razem do Zjednoczonych Stryków. Po pół roku prezes tego klubu dogadał się z działaczami Widzewa, bym został tam na stałe. Gdy odchodziłem, to jednak z myślą, by nadal mocno pracować i wierzyłem jeszcze w zrealizowanie marzeń. Liczyłem, że uda mi się wrócić do wyższej ligi - dodaje.
Tuż przed końcem rundy jesiennej trener Franciszek Smuda zarządził mecz testowy dla młodych piłkarzy związanych z Widzewem. Jednym z zaproszonych był właśnie Pieńkowski. Szkoleniowiec był zadowolony z kilku zawodników. Dostali szansę, by po zakończeniu rundy przez trzy tygodnie trenować z pierwszą kadrą.
- Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony, by najpierw załapać się do kadry pierwszego zespołu. To się udało, teraz walczę o miejsce w jedenastce - podkreśla Pieńkowski. - Jestem bardzo zadowolony, bo udało mi się ciężką pracą wyrwać z IV ligi. A to już przecież poziom półamatorski. Ludzie najpierw pracują, a dopiero popołudniami przychodzą na treningi. W Widzewie, który jest tylko ligę wyżej, jest pełny profesjonalizm. Mam nadzieję, że na moim przykładzie można pokazać, że jak wszystko młody piłkarz ułoży sobie w głowie, to jeszcze może spełnić marzenia. Mam dopiero 21 lat i wciąż mierzę wyżej niż III liga - dodaje.
W mediach trener Smuda właśnie na przykładzie Pieńkowskiego podkreślał, że warto czasem poszukać młodzieżowych piłkarzy na własnym podwórku. - Te słowa podziałały motywująco i jeszcze bardziej zachęciły mnie do ciężkiej pracy. Przekonałem się, co znaczy ćwiczyć u trenera Smudy. Jest rzeczywiście ciężko, ale tak musi być, by dobrze przygotować się do rundy. Dwa treningi dziennie w nogach rzeczywiście czuć i to zmęczenie jeszcze się nawarstwia - przyznaje Pieńkowski.
21-letni pomocnik wrócił do Widzewa, więc teraz liczy na spełnianie kolejnych marzeń. Choć na stadionie przy al. Piłsudskiego już kiedyś zagrał, to nowy obiekt oglądał tylko z trybun. - Jeszcze jako zawodnik Startu braliśmy udział w turnieju na obiektach SMS. Finaliści grali jednak na głównej płycie Widzewa i udało nam się dotrzeć do finału. To jeszcze był stary stadion, ale przeżycie niesamowite - wspomina Pieńkowski. - Jako kibic chodziłem z rodzicami na sektor rodzinny, a potem już na najlepszą trybunę, czyli pod zegar. W ubiegłym roku miałem wykupiony karnet. Kiedy nakładały mi się mecze w Zjednoczonych, to zwalniałem miejsca dla kuzyna - przyznaje.
Pieńkowski podpisał kontrakt do czerwca 2019 roku z opcją przedłużenia na kolejny rok. Jest więc szansa, że spełni kolejne marzenia. Jedno o występie na nowym stadionie, a kolejne - o grze w wyższej niż III liga. - To było marzenie, by wrócić na stadion jako piłkarz i to najlepiej Widzewa. Zobaczyć mecz z pozycji murawy. Trudno powiedzieć, jakie będą mi towarzyszyły uczucia. Mam nadzieję, że to będzie ogromne przeżycie i zadziała na mnie motywująco - dodaje Pieńkowski. - W każdym razie moje marzenia powoli się spełniają…