Global categories
"Mariusz Stępiński wszystko mi wyśpiewał!"
Podczas meczu z Polonią Warszawa Franciszka Smudę ponownie na ławce rezerwowych wspierał Marcin Broniszewski. Asystent pierwszego trenera ostatnio przebywał na stażu w we Włoskim Chievo Werona. Przeskok między Serie A a polską III ligą musiał być olbrzymi, ale zaufany współpracownik Smudy wie, że to tylko stan przejściowy.
- To był nasz w pełni świadomy wybór, żeby zaangażować się w ten projekt. Widzew absolutnie nie powinien grać w tej lidze, tylko występować na co dzień w ekstraklasie. Musimy kroczyć w tym kierunku i zrobimy wszystko, żeby tak się stało - podkreślił po meczu przy Konwiktorskiej Broniszewski.
Atmosfera na stadionie trzecioligowej obecnie Polonii w sobotni wieczór nawiązywała do pełnej sukcesów historii obu klubów i bogatej przeszłości. - To dwa zasłużone dla polskiej piłki kluby, z ogromną tradycją. To było w sobotę widać, bo oprawa była na poziomie ekstraklasowym - z obu stron. Wszyscy to widzieli - chwalił żywiołowy doping kibiców nasz rozmówca.
Widzew ostatecznie zremisował z warszawianami 1:1. Drużyna z Łodzi i jej fani, których tego dnia na Konwiktorskiej mogło być nawet dwa tysiące, liczyła zapewne na więcej, ale remis z solidnym ligowym rywalem należy szanować. Zwłaszcza że gospodarze szybko objęli w sobotę prowadzenie i goście musieli pierwszy raz w lidze pod wodzą Franciszka Smudy gonić wynik.
- Na pewno pozytywem jest - choć nie każdy się z tym zgodzi - to, że udało nam się odrobić stratę. Czasami utrata gola może mocno podłamać zespół. My wyrównaliśmy i do końca dążyliśmy do zwycięstwa. W kolejnych meczach będziemy zbliżać się do upragnionego awansu - zaznaczył 38-letni trener.
W Weronie Marcin Broniszewski nie miał większych problemów z aklimatyzacją, ponieważ piłkarzem Chievo jest Mariusz Stępiński. Były piłkarz Widzewa śledzi losy łodzian, dzięki czemu również asystent Franciszka Smudy mógł, mimo dzielących go od miasta włókniarzy kilometrów, czuć bliskość jego aktualnego klubu.
- We Włoszech na pewno brakowało mi Widzewa, ale w dniu meczu z Pelikanem Łowicz Mariusz Stępiński odśpiewał mi wszystkie piosenki kibicowskie. Każdą zwrotkę i wers znał na „blachę”, więc miałem odpowiedni "klimat" podczas oglądania meczu. Pierwszą połowę tamtego spotkania oglądaliśmy razem z Mariuszem, który ma wykupione transmisje i użyczył mi dostęp. Ale nie mógł zostać ze mną do końca, bo musiał się już szykować do swojego meczu - zdradził trener.