Global categories
Mariusz Rachubiński: Chcemy strzelić gola za wszelką cenę
Łodzianie atakowali bramkę przedborzan przez większość spotkania. Najbliżej osiągnięcia celu byli na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Wówczas, rezerwowy Konrad Puchalski zakręcił rywalami na lewym skrzydle, po czym zagrał do środka do Mariusza Rachubińskiego, a jego strzał z kilku metrów kapitalnie obronił bramkarz gospodarzy, Szymon Milczarek. - Gdzieś w głowie siedzi to, że chcemy strzelić gola za wszelką cenę. Miałem idealną sytuację. Zrobiłem wszystko co się dało, ale bramkarz jakimś cudem interweniował nogą. Pozostaje mi tylko przeprosić, że nie dałem trzech punktów, bo sytuacja była wyborna - skomentował na gorąco kapitan czerwono-biało-czerwonych, który zwrócił uwagę na wzrastającą presję na zespół w związku z niemożnością strzelenia przeciwnikowi bramki na jego terenie.
- W pierwszej połowie stworzyliśmy cztery, pięć sytuacji, które powinniśmy byli wykorzystać. Sama Pilica dała nam kilka okazji - wystarczyło je tylko wykończyć. W drugiej odsłonie wkradł się chaos i zaczęliśmy grać długimi piłkami. To wszystko z powodu presji, która na nas ciąży, że musimy wygrywać. Po raz kolejny nie jesteśmy zadowoleni z końcowego wyniku. To jest nasz problem, że nie możemy sobie wszystkiego przećwiczyć. Szukamy nowych rozwiązań. Największym treningiem dla nas są mecze, a na nich wyłącznie nie możemy bazować. Takie spotkania, jak to z Pilicą, musimy wygrywać, bo w niedzielę czeka nas jeszcze trudniejsza rywalizacja z GKS-em Bełchatów - dodał.
Słabsza dyspozycja zespołu może wynikać także z kontuzji, jakie trapią zespół Witolda Obarka. W wyjściowej jedenastce na środowe spotkanie zabrakło filarów pomocy, Princewilla Okachiego oraz Adriana Budki, a także obrońcy, Łukasza Fornalczyka. Niegotowi do gry są również wciąż Michał Polit oraz Vladimir Bednar. W miejsce wymienionych szansę gry otrzymali w ostatnich spotkaniach rezerwowi gracze. - Ze składu wypadł nam "Prince" i już musieliśmy przesunąć Czaplarskiego do środkowej formacji. Jeśli chodzi o młodzież, to jest trochę ruletka. Ci, co dostali szansę, nie mogą swobodnie wejść w mecz. Mamy nadzieję, że w końcu wszyscy odpalą. Oni mogą mieć jeszcze fantazję w głowie i wahania formy - tłumaczył Rachubiński, który sam zmaga się z urazem. Nie jest on na szczęście na tyle uciążliwy, aby zawodnik nie mógł wystąpić w ligowych potyczkach.
- Jest delikatny kłopot z nogą. Gram na środkach przeciwbolówych. Jadę w czwartek na zastrzyk i mam nadzieję, że ból się trochę "wyciszy". Mam jednak siły i chęć jest, ale brakuje kropki nad "i" - stwierdził. Nie było to jednak największym zmartwieniem kapitana łodzian. - Mogliśmy wygrać ze trzy, cztery do zera i cieszylibyśmy się po końcowym gwizdku ze zwycięstwa, a tak panuje w zespole smutna atmosfera - wyjaśnił. Mimo kolejnego wyjazdowego remisu, na stadionie znów pojawiła się spora grupa kibiców Widzewa, którzy potrafili stawić się licznie na stadionie przeciwnika, nawet w środku tygodnia. - Chciałem gorąco podziękować kibicom, którzy za nami jeżdżą - nawet w środku tygodnia, gdzie trzeba się zwolnić z pracy. Wielki szacunek dla nich - zakończył Rachubiński.