Global categories
Maciej Humerski: Wzajemny szacunek to podstawa
Widzew zremisował w sobotę bezbramkowo z Lechią. Podział punktów sprawił, że dzięki zwycięstwu w Tomaszowie Mazowieckim łodzianie, mimo równej liczby punktów w tabeli, zajmują pozycję lidera. Żeby przypieczętować awans do II ligi muszę jednak w ostatniej kolejce pokonać w Ostródzie miejscowego Sokoła. W przypadku wygranej, niezależnie od pozostałych wyników, zwyciężą w rozgrywkach pierwszej grupy III ligi i zapewnią sobie promocję do wyższej klasy rozgrywkowej.
- Lechia zagrała bardzo dobry mecz. Miała swoje okazje. Wydaje mi się, że wszystko, co złe, działo się w naszych głowach. Widocznie nogi ciążyły, jakby były z betonu. Ale jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli. Nadal losy awansu mamy we własnych rękach i nogach. Jedziemy do Ostródy po zwycięstwo. Nic się nie zmienia. Awans będzie nasz i wspólnie będziemy się z niego cieszyć. Skończymy ten trudny sezon tak, jak powinniśmy, żegnając - oby na zawsze - trzecią ligę - zapewnił Maciej Humerski.
Doświadczony bramkarz Widzewa po meczu z Lechią wcześniej niż większość drużyny udał się do szatni. - Przepraszam, jeżeli ktoś poczuł się urażony. Idąc po meczu przez całe boisko w kierunku "Zegara" wysłuchałem całą masę niecenzuralnych słów. Pomyślałem sobie: zawiedliśmy, rozumiem rozczarowanie, bo i ja je czuję. Czara goryczy przelała się jednak w momencie, gdy doszedłem jako pierwszy pod trybunę D. W pewnym momencie poleciało w stronę boiska kilka przedmiotów. Jeden z nich mnie trafił, dlatego szczerze podziękowałem za doping, który wspierał nas pełne dziewięćdziesiąt minut i poszedłem do szatni - wyjaśnił "Humer".
33-letni zawodnik zwrócił uwagę, że po remisie z najgroźniejszym rywalem wszyscy mają prawo być źli. Ale właśnie w tych najtrudniejszych chwilach, podstawą relacji międzyludzkich powinien być wzajemny szacunek. Zwłaszcza w sytuacji, w której wszyscy marzą o wspólnym celu, a ten nadal jest o krok. W tej chwili nie liczy się nic innego, jak wyjazdowe zwycięstwo w Ostródzie i wyrwanie się z trzeciej ligi. Widzewska rodzina jest w stanie tego dokonać, ale musi dążyć do tego wspólnie, radząc sobie z wszystkimi napotkanymi trudnościami.
- Część ludzi i tak pewnie powie, że to "gwiazdorzenie", ale ten, kto mnie zdążył poznać, wie, że zawsze taki byłem i jak ktoś "splunie" mi w twarz to nie powiem, że pada deszcz. Być może rzut nie był skierowany we mnie, ale pech chciał, że trafił w punkt. Do takich sytuacji absolutnie nie powinno dochodzić. Jesteśmy po jednej stronie, gramy do jednej bramki. Wychowałem się półtora kilometra od stadionu. Jedyne, o co proszę, to wzajemny szacunek. Nie muszę być nikogo ulubieńcem, ale ja szanuję kibiców za to, co robią i kim są. Dlatego proszę naszych fanów o to samo - podkreślił.