Łukasz Turzyniecki: Będę mocno pracować na swoją przyszłość w Widzewie
Ładowanie...

Global categories

07 July 2019 12:07

Łukasz Turzyniecki: Będę mocno pracować na swoją przyszłość w Widzewie

Łukasz Turzyniecki w rozmowie z widzew.com opowiedział o początkach swojej kariery, poważnej kontuzji, emocjach towarzyszących przejściu do Widzewa oraz planach związanych z łódzkim klubem.

Marcin Kowara: Rozpoczynałeś karierę w Jedynce Krasnystaw. Szybko zaliczyłeś jednak ogromny przeskok i trafiłeś do Legii Warszawa. Co zdecydowało o tym, że nie powiodło ci się w klubie ze stolicy Polski?

Łukasz Turzyniecki: W kluczowym momencie, jakim było wejście na stałe do pierwszej drużyny, doznałem kontuzji, która wykluczyła mnie z gry na dziesięć miesięcy. Powrót po tak długim rozbracie z piłką to zawsze ciężka sprawa. Pojawia się dużo znaków zapytania. Po operacji kolana praktycznie od zera trzeba uczyć się chodzić i funkcjonować w codziennych życiowych aspektach, nie mówiąc już o graniu w piłkę. Podczas leczenia konkurencja odjeżdża. Doszedłem więc do wniosku, że samo bycie w pierwszej drużynie, łapanie pojedynczych minut to trochę za mało. Jestem osobą ambitną, nie satysfakcjonowało mnie takie rozwiązanie. Musiałem więc poszukać nowych wyzwań.

Wspomniałeś o ciężkiej kontuzji. Zerwałeś wtedy więzadło krzyżowe. Czy był to najtrudniejszy moment w twojej karierze?

- Z jednej strony tak, bo dla sportowca, który całe życie jest zdrowy i robi to, co lubi, moment, kiedy praktycznie z dnia na dzień nie może podnieść się z łóżka, jest na pewno bardzo ciężki. Z drugiej strony podchodziłem do tego w ten sposób, że mając zagwarantowane tak dobre warunki leczenia, cały sztab ludzi będących praktycznie na każde moje zawołanie tylko po to, żebym mógł wrócić na boisko jak najszybciej, będąc w jak najlepszej dyspozycji, to wielki przywilej. Zawodnicy odnoszący takie kontuzje w niższych ligach mają przed sobą zdecydowanie większe wyzwanie, muszą mierzyć się z tym wszystkim sami. Miałem ten komfort, że mój powrót, szybszy czy późniejszy, nie był kwestią dyskusyjną. Nie uważam, żebym potrzebował klepania po plecach, ponieważ przechodzę trudny okres i ciężko trenuję. W takiej sytuacji duży wysiłek związany ze żmudną pracą to coś absolutnie normalnego.  

W Legii w czasach, kiedy ją reprezentowałeś, była dosyć duża rywalizacja na prawej obronie. W stolicy grali wtedy między innymi Bartosz Bereszyński, Łukasz Broź czy Marko Vesović. Treningi z takimi zawodnikami podniosły twoje umiejętności piłkarskie?

- Oczywiście. Bardzo szanuję Łukasza Brozia, siedziałem nawet obok niego w szatni Legii, zanim odszedł do Śląska Wrocław. Mieliśmy ze sobą bardzo dobry kontakt. Myślę, że Łukasz może imponować wielu prawym obrońcom. Chciałem jak najwięcej wynieść z tej znajomości, czerpałem sporo dla siebie. Podobnie było z Marko Vesoviciem, z którym często rozmawiałem czy ćwiczyłem na treningach. Marko to taki zawodnik, który również robi ogromne wrażenie.

Przejdźmy teraz do spraw związanych z Widzewem. Podpisywałeś kontrakt z zespołem występującym co prawda tylko w II lidze, ale jednak z klubem mającym wielką historię, niesamowicie zasłużonym dla polskiej piłki. Co czułeś parafując umowę z Widzewem, gdy po raz pierwszy założyłeś koszulkę tego klubu, wszedłeś na murawę?

- To jest wyjątkowa rzecz dla każdego zawodnika, który gra w piłkę od dziecka i ma swoje duże marzenia. Zagrać na takim stadionie, przed taką publiką - to robi niesamowite wrażenie niezależnie od tego, za którym razem wychodzi się na murawę. Emocje są zawsze tak samo wielkie. Chwila, kiedy stoi się w tunelu na sekundy przed wyjściem na boisko to prawdziwa magia.

W Legii nie otrzymałeś poważnej szansy, nie udało ci się zadebiutować w ekstraklasie. Po przejściu do Widzewa wiosną tego roku zagrałeś w miela każdym spotkaniu, w większości przez 90 minut. Było to dla ciebie na pewno niezwykle ważne, aby złapać w końcu rytm meczowy, poczuć presję związaną z walką o trzy punkty, w dodatku w tak wyjątkowym klubie jak Widzew?

- Zgadza się, aczkolwiek polemizowałbym z tym, że nie otrzymałem w Legii poważnej szansy. Uważam, że patrząc na skalę trudności czy oczekiwania środowiska, szansę otrzymałem. Byłem przez półtora roku w pierwszej drużynie. Co prawda w tamtym okresie leczyłem również kontuzję, ale doczekałem się złapania paru minut, więc absolutnie nie czuję się tym skrzywdzony. Natomiast co do Widzewa, było to dla mnie bardzo ważne, aby po tak długim rozbracie z piłką zacząć regularnie grać. Nawet najlepszy trening nie odda tego, co można wypracować podczas spotkania. Cieszę się, że zdrowie dopisuje i mogłem przepracować pełną rundę w zdrowiu, bez żadnych urazów. Najważniejsze, że z kolanem wszystko jest w porządku, bo to nie jest regułą po tak poważnych kontuzjach. Sam nie wiedziałem, jak mój organizm będzie się zachowywać po tak długiej przerwie. Chociaż czasami jest tak, że głowa bardzo chce, a nogi nie do końca, to trzeba wziąć to na klatę. Wydaje mi się, że w takim wypadku czas i ciężka praca to najlepsze lekarstwa.

Podczas pierwszego wywiadu po podpisaniu kontraktu z klubem powiedziałeś, że chcesz, by kibice odbierali cię jako "żołnierza Widzewa". Serce do walki, charakter, wielka ambicja to rzeczy niezwykle ważne w profesjonalnej piłce, ale chyba na niższym szczeblu rozgrywkowym są one jeszcze bardziej cenione?

- Jak najbardziej, ale to podejście jest istotne na każdym szczeblu, niezależnie od poziomu, na którym drużyna występuje. Myślę, że kibice zawsze szanują i cenią takich zawodników, którzy swoją postawą pokazują im, że bez względu na okoliczności starają się być zaangażowani i w każdej chwili są gotowi walczyć na sto procent. Słowa o "żołnierzu Widzewa" jak najbardziej podtrzymuję. Nadal będę mocno pracować, aby kibice tak na mnie patrzyli.

Przez prawie pół roku na pewno dobrze poznałeś swoich kolegów z zespołu. Mogłeś ich obserwować zarówno podczas meczów, jak i treningów. Który z nich zrobił na tobie największe wrażenie, jeśli chodzi o boiskowe umiejętności?

- Wydaje mi się, że mamy wielu bardzo dobrych zawodników, którzy mają ciekawe perspektywy i mogą wiele osiągnąć w piłce. Na pierwszych treningach, gdy dołączyłem do zespołu, byłem pod wielkim wrażeniem młodych graczy, którzy dopiero pukają do seniorskiej piłki. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony ich zaangażowaniem, świadomością oraz podejściem do treningu. Nie chcę jednak wymieniać poszczególnych nazwisk, oceniać danych piłkarzy. To jest przede wszystkim rola sztabu szkoleniowego.

Młodzi piłkarze, o których mówiłeś będą mieli możliwość podglądania na treningach Marcina Robaka. Pozyskanie zawodnika, który w minionym sezonie ekstraklasy strzelił aż 18 bramek to chyba najlepszy dowód, że klub zmierza we właściwym kierunku?

- To świetna sprawa, że do drużyny dołącza doświadczony zawodnik o mocno uznanej marce na polskim rynku. Miałem już okazję funkcjonować w szatni, gdzie było wielu piłkarzy z dużymi nazwiskami. Myślę, że aklimatyzacja Marcina w drużynie przebiegnie bardzo sprawnie. Na pewno wszyscy będą chcieli szybko wciągnąć go do grupy, żeby poczuł się u nas swobodnie i pewnie, gdyż wszystkim nam wyjdzie to na dobre.

Co według ciebie zadecydowało o tym, że ubiegły sezon nie zakończył się tak, jak wszyscy związani z klubem tego oczekiwali?

- Ciężko powiedzieć, i tak naprawdę to jest już za nami. Nie chciałbym do tego wracać, rozgrzebywać tego nieudanego okresu. Bezdyskusyjne jest to, że każdy z nas indywidualnie zawiódł, zawiedliśmy również jako drużyna. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak udowodnić sobie, ludziom w klubie oraz naszym kibicom, że stać nas na dużo więcej i przekonać, że można ponownie nam zaufać. Mamy świadomość, że to zaufanie straciliśmy. Obecnie musimy więc być podwójnie skupieni na pracy.

Rozpoczęliście właśnie pracę pod okiem nowego szkoleniowca. Co możesz powiedzieć po pierwszych treningach o Marcinie Kaczmarku?

- Podchodzę do tej współpracy z wielkimi nadziejami. Pierwsze wrażenie było jak najbardziej pozytywne. Potrzebujemy jednak na pewno czasu, aby wzajemnie się poznać.

Wzorujesz się na grze jakiegoś prawego obrońcy? Obserwujesz czołowych zawodników grających na Twojej pozycji?

- Szczerze mówiąc nigdy nie miałem swojego idola, natomiast patrząc na zawodników, z którymi miałem okazję występować, tak jak już wspomniałem, zawsze bardzo duże wrażenie robił na mnie Łukasz Broź. Jego doświadczenie oraz inteligencja boiskowa to było bardzo ciekawe połączenie, które pozwoliło temu zawodnikowi przez wiele lat występować na wysokim poziomie. Podobnie imponowała mi postawa Marko Vesovicia, na którego grę warto zwrócić uwagę. Myślę, że Czarnogórzec nie pokazał jeszcze pełni swojego potencjału występując w Polsce.

W ostatnich latach nastąpił spory rozwój pozycji bocznego obrońcy. Piłkarze grający z boku defensywy mają już trochę inne zadania niż kilkanaście lat temu. Powiedz, jak to wygląda z twojej perspektywy, gdy przebywasz na boisku?

- Jest to mocno uzależnione od systemu, w którym dana drużyna występuje. Bez wątpienia wszyscy obserwatorzy piłki mogą stwierdzić, że rola bocznych obrońców w ostatnich latach zdecydowanie wzrasta. Zawodnicy występujący na tej pozycji mają więcej ofensywnych zadań. Jeżeli chce się myśleć o zaistnieniu w piłce na poważnym poziomie, trzeba równać do najlepszych.

Mieszkasz w Łodzi już prawie pół roku. Powiedz, jak ci się żyje w naszym mieście? Masz swoje ulubione miejsca, które często odwiedzasz?

- Po przyjeździe do Łodzi jak najszybciej chciałem poznać miasto na tyle, żeby sprawnie i bez żadnych problemów poruszać się bez nawigacji. Jest to dla mnie bardzo ważne, aby przez taki drobny gest jak nauka nazw ulic czy poznanie topografii miasta okazać szacunek miejscu, w którym przebywam. Żyje mi się tutaj bardzo dobrze, mieszkam w Łodzi razem z dziewczyną. Wszystkie sprawy, które odbywają się dookoła piłki, są odpowiednio ułożone.

O cele drużynowe nie pytam, bo są one oczywiste, ale jakie cele indywidualne stawia sobie przed nadchodzącym sezonem Łukasz Turzyniecki?

- Do gry defensywnej, do której nie było większych zastrzeżeń, chciałbym dołożyć dużo większą aktywność w ofensywie, która byłaby poparta liczbami. Jest to niezwykle istotne, aby napastnicy, osoby odpowiedzialne za strzelanie bramek, miały jak największe wsparcie w drużynie. Nie możemy wymagać goli tylko od nich, mówić, że jeśli drużyna nie strzela bramek, to jest to wina zawodników ofensywnych. Uważam, że trzeba patrzeć bardziej całościowo. Swoją postawą chciałbym ułatwić zdobywanie bramek naszym napastnikom.

Twój kontrakt z Widzewem obowiązuje do końca sezonu. Czy "żołnierz Widzewa" pozostanie w klubie na dłużej?

- Mam nadzieję, że moja postawa na boisku będzie na tyle dobra, że wszyscy będą tego chcieli. Jeśli drużyna zrealizuje swoje cele, to za trochę mniej niż rok wszyscy będziemy mieli powody, aby się uśmiechać.