Global categories
Łukasz Kosakiewicz: Nie ma dla nas wymówek
Marcin Olczyk: Po meczu ze Stalą Rzeszów kamień spadł wam z serca?
Łukasz Kosakiewicz: Cieszymy się, że wygraliśmy i to w fajnym stylu. Pokazaliśmy na co nas stać. Mam nadzieję, że w każdym kolejnym spotkaniu pokazywać będziemy jakość, którą dysponujemy.
Coś zmieniło się w was, w drużynie przed meczem z liderem?
- Dużo ze sobą rozmawialiśmy. Musieliśmy poprawić wiele rzeczy i wykluczyć błędy, które nam się przytrafiały. Gra w tych gorszych nawet meczach nie była tak zła, jak wskazywały wyniki, ale traciliśmy głupie bramki. Ze Stalą w końcu zagraliśmy solidnie z tyłu, a z przodu wykazaliśmy się dużą kreatywnością. Stąd zwycięstwo. Mamy mocną, szeroką kadrę, każdy z nas zdaje sobie sprawę, że dysponujemy dużymi umiejętnościami, tylko musimy pokazywać to na boisku.
W twoim przypadku widać było też wyraźnie, że coraz lepiej rozumiesz się z kolegami.
- Tak. Na początku potrzeba trochę czasu, żeby poznać zachowania drużyny. W rywalizacji ze Stalą wyglądało to już dobrze, oby teraz było tylko lepiej.
Jakby na potwierdzenie zaliczyłeś w sobotę dwie asysty. Przykładasz wagę do statystyk?
- Na pewno dogranie, które kolega zamieni na gola jest dla mnie budujące. Bardzo się z tego cieszę. Miło jest mieć wkład w akcje bramkowe, ale w ostatnim meczu na pochwały zasłużył cały zespół. Mam nadzieję, że po każdym kolejnym meczu wszyscy będziemy mogli być w takich humorach jak teraz.
Te bramki, w których miałeś udział, wynikały z wypracowanych na treningach rozwiązań czy raczej twoich indywidualnych decyzji dostosowanych do rozwoju sytuacji na boisku?
- Dużo razem nad tym pracujemy. Myślę, że ta współpraca w meczu ze Stalą wyglądała dobrze. Chcemy, żeby tak było dalej. Na treningu widać postępy, więc jeżeli do wypracowanych schematów dodawać będziemy za każdym razem walkę i boiskową zadziorność to efekty powinny być podobne jak w meczu ze Stalą.
W sobotę zdobyliście bramkę po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego. Pora chyba w końcu na gola zdobytego po rzucie rożnym.
- Zawsze jest nad czym pracować. Nie wszystko od razu będzie wychodzić. Wierzę w to, że będziemy zdobywać bramki ze stałych fragmentów.
Macie w zanadrzu kolejne niespodzianki, jak ten nietypowo rozegrany rzut wolny z Danielem Mąką, po którym padła bramka na 2:1?
- Nie było to faktycznie normalne rozegranie, ale czasem trzeba w trakcie meczu podejmować takie decyzje, oceniając aktualną sytuację. Trener dał nam zielone światło, pozwolił wkładać w grę własne, kreatywne elementy, zwłaszcza jeśli jest szansa na takie efekty, jak ostatnio.
Praca w Widzewie bardzo różni się od tej w ekstraklasie?
- Mamy tutaj praktycznie wszystko, czego potrzebujemy, więc ten aspekt organizacyjny w zakresie przygotowania pierwszej drużyny jest na pewno na tym samym poziomie. Do tego na meczach jest znakomita atmosfera kibicowska. Cieszę się, że mogę być tego częścią i pisać historię Widzewa.
Najgorzej pewnie jest dostosować się do poziomu rywali, takich jak Skra Częstochowa, która choć niżej notowana, potrafiła was pokonać?
- Nie ma co ukrywać, że pod tym względem trzeba umieć się przestawić. Wszystko jest w naszych głowach. Musimy radzić sobie z każdymi okolicznościami. Nie ma dla nas wymówek. Jest tylko ciężka praca i pełne zaangażowanie. Jedynie w ten sposób możemy osiągnąć cel, jakim jest awans.
Oswoiłeś się już z nowym miejscem Odnalazłeś się w Łodzi?
- Tak. Czuję się tu bardzo dobrze. Jestem z rodziną. Syn zaczął edukację w jednej z tutejszych szkół podstawowych. Bardzo się tym ekscytował. Jesteśmy zadowoleni z tych pierwszych tygodni.
W poniedziałek zaskoczyłeś syna wizytą w szkole.
- Zgadza się. To była niespodzianka. Na początku, gdy Oskar zobaczył mnie na rozpoczęciu roku szkolnego, widziałem w jego oczach, że absolutnie nie wiedział o co chodzi. Ale był bardzo mile zaskoczony. I dumny z obecności taty piłkarza.
Zna twoich kolegów z drużyny?
- Oczywiście. Ogląda nasze mecze. Z nazwisk zna cały zespół. Dopytuje mnie kto jak gra, którą nogą. Dużo rozmawiamy, bo Oskar bardzo się tym interesuje. Mam nadzieję, że moją grą będą dawać mu wiele powodów do radości.