Kontuzje nie mogą być wytłumaczeniem - rozmowa z Vladimirem Bednarem
Ładowanie...

Global categories

05 October 2015 21:10

Kontuzje nie mogą być wytłumaczeniem - rozmowa z Vladimirem Bednarem

Doświadczony Słowak zdaje sobie sprawę, że Widzew nie zagrał w Rosanowie na miarę możliwości, ale uważa też, że wywalczony w starciu z LKS punkt należy uszanować.

Marcin Olczyk: Dlaczego, według pana, w Rosanowie już od samego początku spotkania szło wam tak ciężko?

Vladimir Bednar: Rywale cofnęli się do defensywy i mieliśmy problem z rozegraniem piłki. Może gdzieś tam zablokowali pewne nasze atuty, o których wiedzieli. Nasza gra momentami na pewno była zbyt powolna i zbyt czytelna. Zabrakło czegoś zaskakującego, graliśmy zbyt jednostajnie, w jednym tempie i z tego na pewno wynikały nasze problemy.

Nie dało się nie zauważyć braku Adriana Budki na boisku. Udanych akcji skrzydłami w Rosanowie było jak na lekarstwo.

- Na pewno. Adrian jest typowo ofensywnym graczem i potrafi sobie znaleźć miejsce i wymusić podanie od pomocnika. Ale musimy nauczyć się grać bez Adriana, jeżeli nie ma go na boisku, podobnie jak w przypadku nieobecności któregokolwiek innego zawodnika. Nie możemy braku zwycięstwa czy punktów tłumaczyć czyjąś nieobecnością. W kadrze jest nas dwudziestu czterech i każdy, kto wejdzie na boisko, powinien wiedzieć gdzie i co ma grać.

Druga połowa to już chyba kumulacja nieszczęść.  Jak gra się w takich okolicznościach?

- Faktycznie, z przebiegu gry po przerwie ten punkt powinniśmy uszanować. Początek z naszej strony był troszeczkę ospały. Szybko dostaliśmy pierwszą czerwoną kartę, chwilę później drugą, do tego jeszcze ten niestrzelony karny. Dopiero pod koniec, w dziewięciu, stworzyliśmy sobie 3-4 sytuacje. Zabrakło roszeczkę szczęścia, bo mogliśmy wygrać nawet tak pechowy mecz. To pokazuje, że nasz zespół ma jednak siły i potrafi gdzieś tam w końcówce być groźnym. Musimy znów popracować ciężko w tygodniu i ruszyć do przodu, ale najpierw powinniśmy ochłonąć po meczu z LKS.

Czy w końcówce zadziałała dodatkowa adrenalina, czy bardziej pomogło wam to, że z racji czerwonych kartek na boisku zrobiło się jednak więcej miejsca, a i rywal sił miał coraz mniej?

- Szczerze mówiąc, nie wiem z czego to wynikało. W takiej sytuacji wiele zespołów cofnęłoby się do defensywy, a mnie się wydaje, że graliśmy aż zbyt ofensywnie, co nawet troszeczkę mnie zdziwiło. Ale sam sobie powiedziałem, że są ludzie do gry,  zostało nas z tyłu 3-4 osoby i ta czwórka z przodu potrafiła zrobić sporo zamieszania. Zostawiamy sobie chwilę czasu na przemyślenia. Zobaczymy na pewno sytuacje, które stwarzaliśmy sobie my, ale też te, które tworzył przeciwnik i postaramy się to odpowiednio przeanalizować i wykorzystać w przyszłości.

Po powrocie do zdrowia ustawiany jest Pan na środku obrony. Jak odnajduje się Pan na nowej pozycji?

- Na tej pozycji trzeba odpowiednio zawężać grę, zabierać piłkę z dala od naszej bramki. Staram się to robić. Mam obok siebie chłopaków, na których mogę liczyć. Przede mną w Rosanowie grał Prince i Daniel Maczurek. Obok miałem Michała Czaplarskiego czy później Damiana Dudałę, który potrafi na tej pozycji grać bardzo fajnie. Nie obawiam się gry na obronie. Jeżeli tylko zdrowie będzie dopisywać to będę starał się pomagać zespołowi.

Czy przekwalifikowanie na obronę to plan długofalowy, czy tylko doraźna odpowiedź na problemy kadrowe zespołu?

- Nie wiem. Na razie jest tak, jak jest. Sam pan widzi: tu kartki, tam kontuzje. Nie da się obejść bez problemów. Widać, że mamy za sobą już niemal połowę sezonu. Tak to w piłce nożnej niestety jest, że odpadają po drodze zawodnicy z powodu kartek czy urazów, w tym również tych zmęczeniowych. Musimy sobie z tym jakoś radzić.