Konrad Gutowski: Czuję, że jestem lepszym piłkarzem niż na początku rundy
Ładowanie...

Global categories

06 January 2020 19:01

Konrad Gutowski: Czuję, że jestem lepszym piłkarzem niż na początku rundy

Konrad Gutowski po miesiącu przerwy wyczekuje powrotu na boisko, chociaż miniony miesiąc nie był w jego wykonaniu leniwy. Widzewiak ciężko pracował indywidualnie, również podczas wyjazdu na Półwysep Apeniński.

Skrzydłowy drużyny czerwono-biało-czerwonych ma za sobą intensywną rundę, w której rozegrał 1267 minut w rozgrywkach II ligi, co było piątym najlepszym wynikiem w całym zespole. Gutowski w 20 rozegranych meczach ligowych zdobył 3 bramki. Zanotował też dwa występy w Totolotek Pucharze Polski,  w którym Widzew mierzył się ze Śląskiem Wrocław i Legią Warszawa. Teraz przed pomocnikiem kolejne wyzwania związane ze zbliżającym się rozpoczęciem przygotowań do rundy wiosennej.

Widzew.com: Niedługo czeka cię wznowienie treningów z zresztą drużyny. Cieszysz się na powrót do pracy?

Konrad Gutowski: Czasu na typowy odpoczynek nie mieliśmy zbyt dużo, ze względu na rozpisane jednostki treningowe. Praktycznie każdego dnia czekał na nas zestaw ćwiczeń do przepracowania. Co do powrotu do treningów, ciesze się, że wrócę do Łodzi i mojego rytmu pracy. Dla piłkarza jest to specyficzny tryb, związany z cyklem treningowym, porządkiem dnia i tygodnia, który wieńczy mecz.

Czy to znaczy, że wolisz pracować według ściśle określonego reżimu?

- W tym momencie pewne decyzje dotyczące przebiegu dnia podejmuję spontanicznie, w zasadzie na gorąco. Nie mamy z dziewczyną określonego planu, a gdy jesteśmy w Łodzi myślę na przykład o diecie czy posiłkach dużo wcześniej, robiąc zakupy na cały tydzień. Chodzi też o przebieg samego dnia, treningi. Pracując samemu oczywiście wykonuję wszystkie zalecone ćwiczenia i staram się to robić jak najlepiej, ale po prostu nie jest to tak poukładane, jak robiłbym to w Łodzi w cyklu treningowym.

Jak spędziłeś urlop? Miałeś okazję wyjechać za granicę?

Na początku okresu urlopowego wybrałem się razem z dziewczyną do Rzymu. To był kilkudniowy wyjazd, ale bardzo aktywny. Sporo zwiedzaliśmy w samym mieście czy w Watykanie. Nie przepadam za leżeniem podczas wakacji i preferuję właśnie aktywniejsze formy spędzania wolnego czasu. Na pewno zwiedziliśmy sporo ciekawych miejsc i zrobiliśmy kilka ładnych zdjęć. A poza tym byliśmy w domu, gdzie spędziliśmy święta.

Będąc w Rzymie udało ci się załapać na mecz Romy lub Lazio?

- Niestety nie, bo rozgrywki tak się poukładały, że w trakcie naszej obecności w Rzymie oba zespoły grały na wyjeździe.

Koniec roku to czas podsumowań. Jakie widzisz plusy i minusy minionego 2019 roku?

- Oceniając siebie i swoją postawę nie stawiam sobie celów, takich jak: muszę zdobyć 10 bramek lub zanotować konkretną liczbę asyst. Patrzę ogólnie i staram się ocenić swoją grę pod kątem każdej poprzedniej rundy oraz momentu mojego przyjścia do Widzewa. Chodzi o zmianę zachowania na boisku, całokształt rozwoju piłkarskiego. Myślę, że jestem trochę lepszym zawodnikiem niż przed rozpoczęciem rundy, co na pewno mnie cieszy. Chcę się jednak rozwijać dalej, by być jeszcze lepszym i dawać drużynie jeszcze więcej.

Rozwój na pewno cieszy, ale zawodnicy ofensywni rozliczani są z liczb. Często dosyć bezwzględnie...

- Oczywiście! Nie stawiam sobie po prostu konkretnej liczby bramek do zdobycia, ale jako piłkarz ofensywny muszę je mieć. Trener nie będzie mnie rozliczał przede wszystkim z odbiorów, a celnych dośrodkowań, strzałów, asyst i goli. Fajnie byłoby te statystyki wykręcać. Wiadomo, że w przypadku zwycięstw drużyny, cieszy przede wszystkim pozycja w tabeli, a indywidualne dokonania schodzą na dalszy plan. Jeśli jednak dany zawodnik ma rozegraną określoną liczbę minut, to oczekuje się, że te bramki i asysty też będzie notować. Dobre statystyki potwierdzają klasę danego zawodnika.

A był w tych minionych miesiącach moment, który sprawił ci wyjątkową radość?

- Na pewno był to mecz ze Śląskiem Wrocław. Fajnie było zagrać w starciu z tyloma podtekstami, wyjątkową otoczką, ekstraklasowym rywalem, który w dniu spotkania był wiceliderem. I udało się ten mecz wygrać, mimo że nie byliśmy faworytem.

W 2019 roku były momenty dużej radości, ale nie można uciekać też od tych złych chwil. Porażka na koniec zeszłego sezonu mocno cię zabolała? Spotkałeś się kiedyś z taką sytuacją w trakcie swojej dotychczasowej kariery?

- To nie był łatwy moment dla mnie i dla całej drużyny. Coś takiego nigdy mi się nie przydarzyło. Długo nie mogliśmy uwierzyć, że tego awansu nie udało się wywalczyć i to jeszcze w takich okolicznościach. Dla mnie najważniejszy był fakt, że zdałem sobie sprawę, jak wielu ludzi w nas wierzy i przeżywa porażki Widzewa. W innych klubach, gdzie osiągałoby się awans lub spadało z ligi, byłoby to tak naprawdę ważne pewnie dla kilkudziesięciu kibiców. Tutaj w Łodzi są prawdziwe rzesze fanów, którym zależy na klubie. To na pewno była lekcja - mój najcięższy moment w Widzewie i chyba w całej przygodzie z piłką. Teraz jesteśmy na dobrej drodze, by nie popełnić błędów z przeszłości i ten awans wywalczyć.

Jako drużyna czujecie się mocni? Końcówka rundy była imponująca i Widzew pewnie wskoczył na pozycję lidera II ligi.

- Uważam, że zasługiwaliśmy na pozycję lidera, bo przez część rundy nie dopisywało nam szczęście i przez głupie błędy traciliśmy punkty. W ostatnich kilku meczach to, co szło nam dobrze na treningach, zaczęło również przynosić efekt w lidze. Zaczęliśmy zdobywać bramki po akcjach, które mieliśmy przećwiczone i przynosiło to zasłużone zwycięstwa. Nie było chyba poczucia, że wygrane osiągaliśmy dzięki szczęściu, ale działo się po prostu to, na co ciężko pracowaliśmy w trakcie tygodnia.