Global categories
Koniec marzeń o CLJ. Kraska: "Biorę to na siebie"
Iskierka nadziei, która tliła się przed ostatnimi dwoma kolejkami, a napędzana była trudnym terminarzem Ceramiki Opoczno, zgasła w Radomsku. Piłkarze Sławomira Kraski dość szybko wyszli na prowadzenie za sprawą Marcina Pieńkowskiego i nic nie wskazywało na to, że ostatnia drużyna w tabeli może spłatać łodzianom figla. Chociaż sygnałem ostrzegawczym z pewnością mógł być pierwszy mecz tych drużyn, w którym widzewiacy przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść dopiero w doliczonym czasie gry. Tym razem jednak nie udało sie odpowiedzieć na bramkę "do szatni" Mechanika i podział punktów w Radomsku stał się faktem. To oznacza, że czerwono-biało-czerwoni muszą odłożyć marzenia o awansie do Centralnej Ligi Juniorów na przyszły rok. Zawiedziony tym faktem w rozmowie z oficjalną stroną klubu był trener młodych piłkarzy RTS, Sławomir Kraska.
Bartłomiej Stańdo: Chociaż nie byliście liderem przed tą kolejką, to czekały was dwa teoretycznie łatwiejsze mecze, podczas gdy Ceramika mierzyła się z drużynami, które pourywały punkty także wam, czyli Wartą i AKS SMS. Szansa na awans ciągle była...
Sławomir Kraska: Była i to dość duża. W meczach z Mechanikiem Radomsko i GKS Ksawerów powinniśmy zdobyć sześć punktów, tak się nie stało. Mecz w Radomsku ułożył nam się bardzo dobrze, bo już w 12. minucie strzeliliśmy bramkę i mieliśmy mecz pod kontrolą. Stworzyliśmy sobie jeszcze w pierwszej połowie dogodne sytuacje i wydawało się, że wszystko skończy się po naszej myśli. W ostatniej minucie popełniliśmy jednak błąd indywidualny, tym razem bramkarza, i Mechanik wyrównał. Druga połowa znów przebiegała pod nasze dykando, ale brakowało skuteczności, postawienia "kropki nad i". Zabrakło nam konsekwencji, może szczęścia. Gdybyśmy strzelili w pierwszej połowie dwie bramki, to nadal bylibyśmy w grze o awans. Przytrafił się błąd wykorzystany przez piłkarzy z Radomska i marzenia o awansie prysły. W drugiej połowie widać było presję, która uniemożliwiła rozwinięcie skrzydeł. Spotkanie skończyło się remisem, czyli de facto naszą porażką.
Centralna Liga Juniorów została przegrana trochę na własne życzenie, bo przecież po meczu z Ceramiką (3:0) mieliście trzy punkty przewagi i lepszy bilans bezpośrednich starć. Wszyscy widzieli was już w CLJ.
- Razem z kierownikiem zastanawialiśmy się, w którym miejscu popełniliśmy błąd. Nie wiem, czy po meczu z Ceramiką chłopcy nie uwierzyli za bardzo w swoje umiejętności, chociaż po tym spotkaniu mieliśmy bardzo napięty terminarz - w ciągu dziesięciu dni musieliśmy zagrać z trzema najgroźniejszymi rywalami. Jeśli miałbym wskazać nasz największy mankament, to byłyby to błędy indywidualne. Nie traciliśmy bramek, tylko sami je sobie strzelaliśmy. Ale całą odpowiedzialność biorę na siebie. Miałem postawiony przed sobą cel, którego nie udało mi się zrealizować i to jest moją osobistą porażką. Mam nadzieję, że w ostatnim meczu godnie pożegnamy się z kibicami.
Momentem przełomowym byłą kontuzja Kamila Wielgusa? W meczu z Ceramiką jeszcze udało się go zastąpić Damianem Dudałą, ale później można było dostrzec brak lidera w środku pola.
- Trafił pan w sedno. Wydawało się, że strata jednego zawodnika nie będzie tak bardzo odczuwalna przy tak szerokiej kadrze, ale analizując to na chłodno trzeba przyznać, że Kamil robił różnicę. Praca przez niego wykonywana nie była może efektowna, ale niesamowicie efektywna. Widać to było jeszcze w rundzie jesiennej, kiedy to Kamil wchodził tylko w drugiej połowie, bo występował równocześnie na boiskach czwartoligowych. W meczu z Ceramiką świetnie zagrał Damian Dudała i udało się przykryć nieobecność Wielgusa, ale w następnych meczach - gdy Damian doznał kontuzji - brak Kamila był odczuwalny. Chociaż w ostatnim meczu z Radomskiem spróbowaliśmy na pozycji defensywnego pomocnika Adriana Kralkowsiego i wyglądał obiecująco. Tyle tylko, że cała nasza praca dotycząca rozegrania opierała się na Kamilu, a nie Adrianie. Trudno, zdarza się. Rozmawiałem z prezesem Krakusem i przepraszałem go za niespełnienie oczekiwań dotyczących Centralnej Ligi Juniorów, ale prezes też powiedział mi: "Sławku, to jest tylko sport. Nie zawsze wychodzi". Mimo to biorę całą odpowiedzialność na siebie. Wypada tylko przeprosić kibiców i rodziców naszych piłkarzy, którzy liczyli przynajmniej na baraż.
Nie pomogło też to, że wszystkie drużyny mocno mobilizowały się na Widzew. Nawet drużyna z Radomska, która przecież w niedzielnym meczu o nic już nie grała...
- W Mechaniku jest sześciu czy siedmiu chłopców, którzy są w kadrze czwartoligowych seniorów, w tym czterech gra regularnie w pierwszym składzie. U nas Marcin Pieńkowski i Adrian Kralkowski trenują pod okiem Marcina Płuski, ale o minuty w tej rundzie jest im ciężko. To prawda, że wszyscy się spinali na Widzew. Teraz w Radomsku wszyscy zawodnicy z pierwszej drużyny byli do dyspozycji trenera, który poprosił nawet szkoleniowca seniorów, by ten nie wystawiał ich w meczu, bo juniorzy chcą pokonać Widzew. Każdy był na nas podwójnie zmobilizowany, ale nie ma się też co dziwić. Widzew to marka.
Co dalej?
- Dobre pytanie, na które trudno mi odpowiedzieć. Obejmując tę drużynę rok temu podjąłem się wyzwania jako jedyny, bo nie wiadomo było wtedy, co wyniknie z zamieszania wokół pana Cacka i całego klubu. Udało nam się wraz z kierownikiem zebrać chłopaków i posklejać drużynę. Co będzie dalej? O tym zadecydują prezesi. Nie wiem, co będzie z wypożyczonymi chłopakami z rocznika 1997. Czy klub im coś zaproponuje, czy może stworzone zostaną rezerwy? Chcielibyśmy wraz z kierownikiem spotkać się z prezesami klubu, żeby wiedzieć, na czym stoimy i co powiedzieć chłopakom.
Mechanik Radomsko (U-18) - RTS Widzew Łódź (U-18) 1:1 (1:1)
Gol dla Widzewa: Marcin Pieńkowski 12'
Widzew: Stawski - Sojka, Wasilewski, Szuman, Stasiak - Kralkowski - Pieńkowski, Mucha, Wierucki - Olszewski, Saliński.