Koniar - skuteczny środek nasenny na obrońców rywali
Ładowanie...

Global categories

29 May 2020 15:05

Koniar - skuteczny środek nasenny na obrońców rywali

- Ostatnio wołamy na niego "Czaja". Niedawno na treningu graliśmy w "dziada" i wyrwało mu się, że on się tylko czaja. Oczywiście, chodziło o to, że się czai.

Tak opisał swojego kolegę z zespołu Tomasz Łapiński, kapitan mistrzowskiej drużyny Widzewa z 1996 roku, a chodziło oczywiście o Marka Koniarka, który wtedy świętował z klubem z alei Piłsudskiego nie tylko mistrzostwo Polski, ale również tytuł króla strzelców ekstraklasy oraz wejście do elitarnego "Klubu 100", grupującego piłkarzy, którzy w najwyższej polskiej lidze zdobyli minimum 100 bramek.

"Koniar" właśnie wtedy miał równo 100 goli na koncie. Większość z nich, bo aż 65 strzelił w barwach Widzewa, a pozostałe 35 jako gracz Szombierek Bytom i GKS-u Katowice. Nie będzie to jednak opowieść o strzeleckich rekordach Koniarka, a bardziej o tym jakim był piłkarzem, i jaki miał sposób na zdobywanie bramek.

Jedną z diagnoz postawił wspomniany już Tomasz Łapiński w 1996 roku na łamach łódzkiej gazety "Wiadomości Dnia": - Śmiejemy się, że jest to człowiek, który nie szuka piłki, tylko ona jego. Wydaje się, że jest z nią związany niewidzialną nitką. Nawet piłki, które nie są adresowane w jego kierunku, trafiają mu pod nogi.

Coś w tym, co powiedział wtedy "Łapa" musi być, bo Marek Koniarek naprawdę czasami prezentował się w meczach ligowych Widzewa tak, jakby go na boisku... nie było. Aż tu nagle okazywało się, że jednak jest i za chwilę kibice z trybuny pod Zegarem mogli sobie śpiewać "Kolejna bramka po strzale Marka Koniarka!".

"Koniar" miał też skuteczne metody usypiania swoich boiskowych "ofiar". Oto opis z tygodnika "Piłka Nożna" z tekstu zapowiadającego słynny mecz z Legią na Łazienkowskiej w maju 1996 roku. Opis, który spokojnie pasowałby do komentarza czytanego przez Krystynę Czubównę przy okazji filmów przyrodniczych: "Rzadko kiedy sam sobie wypracowuje sytuacje bramkowe. Ale to bez wątpienia jeden z najgroźniejszych obecnie "sępów" w polskim futbolu. Koniarek lubi usypiać pilnującego go obrońcę, sprawiać wrażenie biernego, niemrawego czy powolnego, by w ułamku sekundy przesądzić o wyniku meczu..."

Cóż, niejeden ligowy obrońca padł ofiarą tego bramkowego "sępa" z Widzewa. Najczęściej byli to piłkarze Stali Mielec i Pogoni Szczecin, bo tym klubom Koniarek jako widzewiak nastrzelał po 6 goli. Oczywiście najlepszy napastnik w historii klubu z alei Piłsudskiego wiedział, że sam by tego nie osiągnął. - Myślę, że koledzy ufają mi. Wykorzystałem wiele sytuacji przez nich stworzonych. Skuteczność jest chyba moim największym atutem - mówił wiosną 1996 roku w wywiadzie dla tygodnika "Piłka Nożna".

"Koniar" ciekawie opowiedział wtedy swoją ewolucję gry w Widzewie podczas pierwszego i drugiego pobytu w klubie. Gdy w latach 1992-1993 zespół prowadził trener Władysław Żmuda, napastnik miał głównie stać pod bramką rywali i czekać, aż reszta drużyny wypracuje mu okazję do strzelenia gola. - Trener Żmuda niczego więcej ode mnie nie wymagał. Gdy wracałem na własną połowę, natychmiast krzyczał z ławki rezerwowych, żebym pozostał na środku boiska - wspominał Koniarek.

Gdy piłkarz ponownie zawitał do Widzewa w 1995 roku po powrocie z gry w austriackich klubach, zespół RTS-u prowadził już Franciszek Smuda. - Trener Smuda nigdy mi nie powiedział - jesteś tylko od strzelania bramek. Czasami w trakcie meczu pełnię funkcję pomocnika, a nawet obrońcy. To typowa wymienność funkcji w nowym Widzewie - mówił Marek Koniarek na łamach "Piłki Nożnej".

Okazało się, że ta boiskowa wielozadaniowość przyniosła Koniarkowi największe sukcesy. Nie dość, że z 29 golami na koncie został w sezonie 1995-1996 mistrzem Polski z Widzewem, to jeszcze sięgnął po upragnioną koronę króla strzelców ligi.

Może pomogła mu w tym też dieta, bo jak mogliśmy przeczytać jesienią 1995 roku w jednej z łódzkich gazet, Marek Koniarek "Lubi dobrze zjeść. Ostatnio preferuje zdrową żywność. Żona musi mu przyrządzać różne sałatki z kiełkami". Te informacje dzisiaj zostały zweryfikowane podczas porannej audycji w radio Widzew.FM, gdy z urodzinowymi życzeniami do byłego napastnika łódzkiej drużyny zadzwonił Marcin Tarociński. - Tak było. Trzeba było dbać o pozytywną sylwetkę jako napastnik, żeby być zwinnym i szybkim pod tą bramką - przyznał "Koniar".

Jeszcze raz składamy gorące i serdeczne życzenia Markowi Koniarkowi z okazji jego 58. urodzin. Wszystkiego najlepszego i... widzewskiego!