Global categories
Komandos w ekipie Starej Damy
To była 69. minuta finałowego spotkania mistrzostw świata w Hiszpanii. Włosi prowadzili już 1:0 z Niemcami po bramce Paolo Rossiego. Teraz zainicjowali kolejną ofensywną akcję. Zaczął Gaeteano Scirea, który podał piłkę do Bruno Contiego, a sam szybko pognał pod bramkę Toniego Schumachera. Od Contiego piłkę przejmuje Rossi i zagrywa w pole karne do Scirei. Ten wymienia podania z Giuseppe Bergomim i dostrzega tuż przed polem karnym niepilnowanego... Marco Tardellego, który przyjmuje piłkę na prawą nogę, ale niemal kładąc się na boisku strzela lewą i jest 2:0 dla Italii! Chwilę potem zaczęła się pamiętna celebracja gola. Tardelli biegł przez boisko w szaleńczym pędzie, potrząsając pięściami, a łzy szczęścia spływały mu po twarzy.
Jeśli ktoś tego nie widział, albo nie kojarzy, wystarczy w serwisie internetowym Youtube wpisać hasło "Marco Tardelli goal" i wszystko będzie jasne. Wtedy podczas mistrzostw świata w Hiszpanii w pełni ujawnił się jego piłkarski talent. Jako rozgrywający od początku swoich występów w reprezentacji Włoch oraz w Juventusie imponował doskonałą dyspozycją. Określano go mianem niezawodnego gracza, który dobrze radził sobie również w roli obrońcy lub zawodnika od zadań specjalnych. Takiego boiskowego "komandosa" można powiedzieć.
Z tej roli dwa razy dobrze wywiązał się w meczach przeciwko Widzewowi. Najpierw jesienią 1980 roku, ale na szczęście bez poważnych konsekwencji dla drużyny RTS-u. Wtedy to łodzianie wygrali z Juventusem 3:1 w pierwszym meczu drugiej rundy Pucharu UEFA. - To był niezły mecz. Widzew zaskoczył nas, grał naprawdę dobrze, ofensywnie. Byliśmy pod wrażeniem klasy piłkarzy, oczywiście przede wszystkim Bońka. On był zawodnikiem najwyższej, światowej klasy - wspominał Tardelli w książce "Wielki Widzew".
W rewanżu w Turynie gospodarze musieli wygrać przynajmniej 2:0 żeby awansować dalej. Widzewiacy długo umiejętnie odpierali ataki zespołu Juventusu, aż wreszcie w 39. minucie wynik otworzył właśnie Tardelii. Potem jego koledzy dorzucili dwa kolejne gole, ale do bramki bianconerich celnie trafił Marek Pięta i doszło do dogrywki. A po niej do pamiętnych karnych, dzięki którym dalej awansował Widzew.
Wiosną 1983 roku los ponownie skojarzył oba kluby, tym razem w półfinale Pucharu Mistrzów. Przed pierwszym meczem w Turynie trener Władysław Żmuda i widzewiacy mieli swój plan na dobre rozpoczęcie tego spotkania, ale... Zacytujmy relację z klubowego programu: "Akcja Juventusu środkiem boiska nie wróży szczęśliwego dla nich finału, gdyż Polacy zdążyli się cofnąć. Piłkę otrzymuje stojący tyłem do polskiej bramki Rossi, ale atakowany przez Kamińskiego decyduje się na płaskie krótkie podanie do nadbiegającego Tardellego. Ten silnie strzela, a piłka trafia w Grębosza i zmienia zupełnie kierunek myląc Młynarczyka".
Tak oto za sprawą Tardellego, speca od zadań specjalnych w ówczesnym zespole Starej Damy, mistrzowie Włoch szybko objęli prowadzenie, co ustawiło dalszy przebieg spotkania. Nawet włoscy dziennikarze pisali, że był to wyjątkowo fartowny gol dla gospodarzy, ale jednak gol. W durgiej połowie bianco-neri podwyższyli wynik na 2:0 i z taką przewagą dwa tygodnie później rozpoczęli rewanżowy mecz w Łodzi.
W klubowym archiwum Widzewa znajduje się wiele zdjęć z tego spotkania, ale tylko na jednym widać Tardellego. Jak zwykle gdzieś na drugim planie przypatruje się walce o piłkę, spokojnie czekając na swoją okazję. Jak na boiskowego "komandosa" przystało.