Global categories
Kiedyś to było zimowe granie!
- Wtedy to była popularna forma przygotowań do sezonu w niemieckich klubach. Przerwa zimowa była dłuższa niż teraz, więc Niemcy zorganizowali cały system turniejów halowych dla swoich drużyn, żeby wypełnić ten czas - opowiada Sławomir Chałaśkiewicz, były piłkarz Widzewa, który wtedy grał w turniejach jako zawodnik niemieckich klubów Hansa Rostock i Carl Zeiss Jena.
Co ciekawe, w turniejach uczestniczyły również najlepsze drużyny z Niemiec. - Chodziło nie tylko o grę w ramach zimowych przygotowań, ale również o prestiż i pieniądze. To były takie nieoficjalne halowe mistrzostwa Niemiec, bo najpierw były eliminacje regionalne, turnieje klasy masters, a potem wielki finał, który odbywał się między innymi w Monachium. Wszystko transmitowała stacja Deutsche Sport Fernsehen, która wykładała duże kwoty jako sponsor - wspomina Chałaśkiewicz.
Niemcy do rozgrywek zapraszali również wybrane zespoły zagraniczne, wśród których stałym bywalcem turniejów przez ponad 10 lat był właśnie Widzew. - To było możliwe dzięki kontaktom Andrzeja Grajewskiego, wtedy współwłaściciela i prezesa klubu, który wcześniej przez wiele lat działał jako biznesmen właśnie w Niemczech - mówi Marek Bajor, były piłkarz Widzewa, który zaliczył występy w wielu takich turniejach.
W jednym z pierwszych z udziałem widzewiaków, na początku stycznia 1994 roku w Rostocku, Bajor strzelił trzy gole w meczu, który Widzew zremisował 4:4 z drużyną Schalke 04. - Takich szczegółów nie pamiętam, bo wtedy grało się te turnieje co kilka dni i meczów było naprawdę dużo - opowiada były obrońca Widzewa.
Podczas wspomnianego turnieju w Rostocku łodzianie dotarli do meczu o trzecie miejsce, w którym pokonali 3:2 VfB Lipsk. Ale były imprezy, w których widzewiacy, wtedy grający pod wodzą trenera Franciszka Smudy, docierali też do finałowych spotkań. Na przykład w styczniu 1996 roku podczas turnieju w Erfurcie dopiero w rzutach karnych przegrali z drużyną Hannover 96.
Były też triumfy i nagrody dla Widzewa. Na początku 1997 roku łodzianie wygrali turniej w Halle, gdzie w finale pokonali 1:0 Dynamo Drezno po bramce Pawła Miąszkiewicza. Rok później było jeszcze lepiej, bo z pięciu turniejów dwa widzewiacy zakończyli grą w finale. Najpierw w Erfurcie przegrali 2:3 z VfB Lipsk, ale trzy dni później wygrali imprezę w Hannowerze, gdzie w decydującym meczu 3:0 pokonali czeską Duklę Praga po golach Mirosława Szymkowiaka, Rafała Siadaczki i Macieja Terleckiego.
Za dobre wyniki Widzew zgarniał nagrody finansowe od organizatorów turnieju. - Mieliśmy ustalone z władzami klubu, że za każdy turniej dostawaliśmy na osobę od 500 do 1000 ówczesnych niemieckich marek. Były też premie za wygrane turnieje - wspomina Bajor. Jego zdaniem turnieje halowe były wtedy dobrym elementem przygotowań do gry na normalnym boisku. - Za rywali mieliśmy dobre drużyny, a wtedy nie było łatwo zorganizować normalny sparing z zespołem z Bundesligi. Poza tym, była to dla nas dobra forma treningu, a jak ktoś nie czuł się dobrze na hali, to po prostu nie grał w tych turniejach i w tym czasie miał inne zajęcia treningowe - mówi Bajor.
Dzisiaj już takich turniejów halowych w Niemczech się nie rozgrywa. Przynajmniej nie na taką skalę. - Odchodzi się od gry na hali, bo obecnie warunki treningowe na zewnątrz, nawet podczas zimy, są o wiele lepsze. Poza tym mamy również w Polsce coraz więcej boisk ze sztuczną nawierzchnią o bardzo dobrej jakości - uważa Marek Bajor.
Widzew po raz ostatni w turniejach w Niemczech grał w styczniu 2004 roku. To była już inna drużyna, która w walczyła na krajowym podwórku o pozostanie w piłkarskiej elicie. Jednak, co ciekawe, wtedy po powrocie z Niemiec widzewiacy wzięli udział w turnieju w Poznaniu, który... wygrali. W finale po remisie 2:2 pokonali Arkę Gdynia 2:0 w rzutach karnych. Jeszcze raz się potwierdziło, że zespół Widzewa doskonale radzi sobie w halowej odmianie najpopularniejszej dyscypliny sportu na świecie.