Kibice Widzewa uwielbiają zawodników walczących - rozmowa ze Sławomirem Majakiem
Ładowanie...

Global categories

21 June 2017 14:06

Kibice Widzewa uwielbiają zawodników walczących - rozmowa ze Sławomirem Majakiem

istrz Polski i zdobywca jednej z bramek w legendarnym meczu z Legią sprzed 20 lat ocenia nowy transfer do Widzewa - swojego byłego podopiecznego Michała Millera.

Bartłomiej Stańdo: Jak ocenia pan transfer Michała Millera do Widzewa?

Sławomir Majak: Dla mnie to trochę bolesna sprawa, bo chciałbym żeby został u nas. Na pewno jednak nie chciałem stawać mu na przeszkodzie w rozwoju, choć Michał zdecydował się zejść do niższej ligi niż Finishparkiet. Widzewowi się jednak nie odmawia. To, co pokazał Michał w tej rundzie skutkowało rozmowami, które pomyślnie przeszedł z działaczami Widzewa i jesienią będzie grał w czerwono-biało-czerwonych barwach.

W ostatnich dziewięciu meczach Miller zdobył dziewięć bramek, czyli w momencie transferu znajduje się w bardzo dobrej formie.

- Dokładnie, a sezon skończył z osiemnastoma trafieniami. To dobry wynik i dobry ruch Widzewa, bo Michał stanowił o naszej sile ofensywnej i znacząco przyczynił się do awansu. Teraz wszystko zależy od niego, bo mecz przy trzystu kibicach i przy osiemnastu tysiącach widzów to duża różnica. Stres i presja wyniku też są w Łodzi o wiele większe niż w Nowym Mieście Lubawskim. Michał musi się przestawić na inne tory, ale to jest z pewnością dobry wybór łódzkiego klubu, bo Miller podniesie jakość w drużynie Widzewa.

Co jako były piłkarz Widzewa mógłby pan doradzić nowemu nabytkowi czerwono-biało-czerwonych?

- Kibice Widzewa uwielbiają zawodników walczących. Bez względu na to, jak potoczy się mecz i jakim zakończy się wynikiem fani RTS zauważają i doceniają pracę, jaką piłkarz wykonuje na boisku. Michał musi sobie zakodować, że nawet po - odpukać - przegranym meczu może zostać doceniony, jeśli zostawi na boisku dużo zdrowia. Z tą świadomością musi wychodzić na każdy mecz, bez tego nie ma czego szukać przy al. Piłsudskiego.

Kibice pod tym względem są wybredni, ale mają do tego pełne prawo, bo byli przyzwyczajeni do sukcesów i chcą, by dobre czasy wróciły. Myślę, że tak się stanie i przyszły sezon będzie ostatnim dla Widzewa w trzeciej lidze. Stać łódzki klub na to, by piąć się rok po roku do ekstraklasy. Dużo będzie zależało od tego okienka transferowego. Jeśli działacze trafią z transferami dużo lepiej, niż miało to miejsce w poprzednich okienkach, to będzie to widać już w pierwszych meczach. Wtedy nie będzie żadnego gonienia wyniku, gry z kontry czy minimalnych wygranych po męczarniach. Wierzę, że Widzew będzie wygrywał pewnie i wysoko. Ta publiczność i ten stadion na to zasługują, a ja ściskam kciuki, by tak było.

Michał pasuje charakterologicznie do klubu z al. Piłsudskiego, który słynie z wyjątkowego "widzewskiego charakteru"?

- Tak, pokazywał to w każdym meczu. To nie jest zawodnik, który jest przywiązany do jednej pozycji. Walczy, dużo biega, pokazuje się na pozycjach. Porusza się po całej szerokości i długości boiska, lubi to robić. Jest dobrze przygotowany fizycznie, motorycznie i wydolnościowo. Pokazał to na Widzewie, gdzie był bardzo trudny do upilnowania.

Jak sam zawodnik oceniał otoczkę i atmosferę w Sercu Łodzi?

- Cały zespół przeżywał coś wyjątkowego. Jeśli ma się w meczu u siebie trzysta osób, a później przychodzi im grać przy piętnastu tysiącach widzów, dla których jest to już praktycznie mecz o nic, to trzeba docenić frekwencję. Każdy z zawodników musiał się zderzyć z widzewską rzeczywistością i przekonać na własnej skórze, jak się gra przy al. Piłsudskiego. W tym sezonie nie będzie inaczej, a może nawet i lepiej - od początku celem będzie awans i presja na osiągnięcie tego wyniku będzie duża. Zawodnicy muszą to znieść, duża w tym rola trenera i sztabu szkoleniowego. Nie każdy przychodząc do Widzewa potrafi ową presję udźwignąć.

Czego kibice Widzewa mogą się spodziewać po nowym zawodniku? Jaki jest jego największy atut?

- Szybkość i mobilność - tymi cechami dostarczy wiele radości kibicom Widzewa. Potrafi utrzymać się przy piłce, wygrać walkę w powietrzu. Z całym szacunkiem dla obecnych napastników - to będzie duże wzmocnienie drużyny. Michał potrafi strzelać bramki i myślę, że jeśli będzie miał obok siebie piłkarzy na wysokim poziomie - a wiemy, że tacy w Widzewie są lub niedługo przyjdą - to będzie się wywiązywał ze swoich zadań. Ma dopiero 26 lat, wkracza w najlepszy wiek dla piłkarza. Jeśli chodzi o strzelanie bramek - na pewno nie powiedział ostatniego słowa, oby w Łodzi wykorzystano jego potencjał.

Strata najlepszego strzelca nie jest zapewne pana jedynym zmartwieniem w ostatnich dniach. Nie niepoi pana sprawa licencji Finishparkietu, której w pierwszej instancji klub z Nowego Miasta Lubawskiego nie otrzymał?

- Nie otrzymaliśmy licencji w pierwszej instancji, ale doskonale o tym wiedzieliśmy. Wszystkie dokumenty nie były złożone na czas bądź nie były wypełnione, ale mamy pięć dni na odwołanie. Zrobimy to, a następnie otrzymamy 20 dni na dostarczenie kompletu dokumentów wraz z zastępczym obiektem, na którym będziemy rozgrywać swoje mecze. Mam zapewnienie od zarządu, że będzie to zrobione i sprawa licencji w ogóle mnie nie martwi. Nie podniecam się, że ŁKS dostał licencję na drugą ligę, bo mnie to nie interesuje. Gazety piszą, bo o czymś pisać muszą. Zdążymy na czas i dostarczymy wszystkie dokumenty. Nie widzę możliwości, byśmy w nowym sezonie nie występowali w drugiej lidze.

Kilka dni temu kibice świętowali okrągłą rocznicę…

- Dwudziestolecia meczu na Legii, wygranego w nieprawdopodobny sposób 3:2. Surfuję po widzewskim internecie, odświeżam pamięć. To są chwile bardzo piękne, ale też chwile, które miały miejsce dwie dekady temu. Wielu kibiców nie było na świecie, kiedy na Łazienkowskiej zdobywaliśmy tytuł. To jest historia - piękna, ale tylko historia. Musimy pamiętać o tym, ale iść do przodu. Cel, jaki został postawiony przed Widzewem jest długofalowy. Mam nadzieję, że ten potencjalny nowy właściciel, o którym się mówi, da łódzkiemu klubowi odpowiedni zastrzyk finansowy i sygnał dla kibiców, że kierunek jest jeden: szczyt. Sam natomiast życzę Michałowi, by przeżył podobne chwile, jakie w Mieście Włókniarzy przeżywałem dwie dekady temu.