Global categories
Kazimierz Maranda: Byliśmy sportową rodziną
Jednym z najlepszych przykładów jest Kazimierz Maranda (na zdjęciu powyżej pierwszy z lewej), słynny były biegacz na średnich i długich dystansach, który wystartował m.in. w Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku.
widzew.com: Dlaczego jako młody zawodnik trafił pan właśnie do Widzewa? Przecież w Łodzi było wtedy o wiele więcej klubów z lepszymi sekcjami lekkiej atletyki.
Kazimierz Maranda: Do Widzewa trafiłem z... ogłoszenia w gazecie. Przeczytałem w jednej z łódzkich gazet, że klub ogłasza się z naborem zawodników do grupy biegowej. Mieszkałem wtedy w Zduńskiej Woli, gdzie uczyłem się w szkole zawodowej. Razem z kolegą ze szkoły, Józkiem Rębaczem, wygrywaliśmy wtedy wszystkie biegi w naszym mieście. Więc postanowiliśmy pojechać do Łodzi i spróbować swoich sił w Widzewie. To była jesień 1963 roku.
Dużo was wtedy trenowało biegi w klubie?
- Na ten pierwszy trening z ogłoszenia przyszło nas... tylko trzech.
Mało...
- Mało, ale szybko okazało się, że jesteśmy utalentowanymi zawodnikami.
Jak wtedy wyglądały wasze zajęcia w sekcji?
- Razem z Józkiem Rębaczem przyjeżdżaliśmy na treningi do Widzewa tylko w niedziele. Wtedy byliśmy jeszcze uczniami szkoły w Zduńskiej Woli, a to były czasy, gdy lekcje odbywały się również w soboty. Więc w niedzielę wczesnym rankiem wsiadaliśmy w autobus lub pociąg i jechaliśmy na treningi do Łodzi. A po nich z powrotem wracaliśmy do Zduńskiej Woli.
Kto był waszym trenerem?
- Tadeusz Gorzechowski, jeden z wielu dobrych trenerów lekkiej atletyki w Widzewie. Bo ta sekcja w pierwszych latach swojej działalności może nie miała wybitnych zawodników, ale miała wybitnych trenerów, którzy potrafili wyszkolić wielu lekkoatletów, odnoszących potem sukcesy w zawodach ogólnopolskich i międzynarodowych. Był na przykład Miron Brylski, który prowadził treningi w skokach. Jego wychowankiem był Waldemar Stępień, późniejszy mistrz Polski i rekordzista kraju w skoku w dal.
A pamięta pan trenera Tadeusza Samorewicza?
- Jak trenowałem w Widzewie, to on wtedy był kierownikiem sekcji. Pomagał też przy treningach sprinterów. To był bardzo fajny i porządny człowiek, który został w klubie niemal do samego końca sekcji lekkiej atletyki. W ostatnich latach to już sam indywidualnie prowadził zajęcia z zawodnikami. Między innymi na obiektach w Parku 3 Maja. W ogóle wtedy w Widzewie pracowali tego typu ludzie. To byli trenerzy-hobbyści, pasjonaci. Chciało się z nimi trenować, bo w sekcji i klubie panowała dobra atmosfera. Byliśmy sportową rodziną.
Te treningi szybko zaczęły przynosić panu sukcesy.
- Już na wiosnę 1964 roku wygrałem w Konstantynowie mistrzostwa okręgu łódzkiego juniorów w biegach przełajowych. A potem pojechałem na mistrzostwa Polski juniorów w Zielonej Górze i zająłem 10. miejsce. To był dla mnie duży sukces jak na debiutanta, bo wtedy nie było jeszcze podziału na kategorie junior starszy i młodszy. Potem był w 1966 roku pierwszy międzynarodowy sukces: brązowy medal w biegu na 1500 m z przeszkodami podczas Europejskich Igrzysk Juniorów w Odessie.
Dobre wyniki w barwach Widzewa notował też pański szkolny kolega...
- Razem jeździliśmy na zawody i startowaliśmy w tych samych konkurencjach. Na przykład na mistrzostwach Polski w biegach przełajowych w 1965 roku w Sopocie to Józef Rębacz został mistrzem kraju, a ja zająłem trzecie miejsce. Tych dobrych biegaczy było w Widzewie więcej. Nieżyjący już Stanisław Waśkiewicz, który zaczynał na dystansie 400 m, a potem biegał na 800 m. Był też dobry czterystumetrowiec Jerzy Warulik. W czwórkę byliśmy jako widzewiacy reprezentantami Polski juniorów.
Jednak po tych pierwszych latach sukcesów w Widzewie odeszliście całą grupą do... ŁKS-u.
- To był 1966 rok. ŁKS awansował wtedy do I ligi lekkoatletycznej w kraju i trzeba było wzmocnić ten zespół. To był odgórny nakaz ówczesnych władz łódzkiego sportu. My, grupa biegaczy trenera Gorzechowskiego, mieliśmy przejść do ŁKS-u, a w drugą stronę do Widzewa przyszło kilku rezerwowych piłkarzy. Jak już byłem w ŁKS-ie, to na przykład na obozach w Spale wiele razy spotykałem zawodników Widzewa z różnych dyscyplin i nadal byliśmy przyjaciółmi. Czasami razem z nimi jechałem do Spały albo stamtąd wracałem. Między nami, sportowcami, nie było żadnych animozji.
Jako już dorosły zawodnik zapisał się pan w historii polskiej lekkiej atletyki.
- Można powiedzieć, że moja kariera potoczyła się dobrze, bo często po zakończeniu wieku juniora wielu zawodników znika na kilka lat, gubi się w tej początkowej rywalizacji z dorosłymi biegaczami. Już w 1969 roku zdobyłem pierwsze mistrzostwo kraju w biegu na 3000 m z przeszkodami i jeszcze w tym samym roku zaliczyłem występ w reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy w Atenach, gdzie zająłem siódme miejsce. Potem były kolejne starty i tytuły mistrza Polski.
A jaka była historia pańskiego startu w Igrzyskach Olimpijskich w 1972 roku?
- To był największy niefart w mojej sportowej karierze. Do Monachium jechałem z aktualnie czwartym na świecie wynikiem w biegu na 3000 m z przeszkodami. Niestety, w trakcie eliminacyjnego biegu uderzyłem kolanem o przeszkodę i nabawiłem się kontuzji. Zdołałem dobiec do mety, ale nie zakwalifikowałem się do dalszych etapów rywalizacji.
Jak to często bywa w przypadku byłych zawodników, po zakończeniu startów nie rozstał się pan ze sportem.
- Najpierw pracowałem jako trener lekkoatletów w ŁKS-ie, a potem z grupą swoich podopiecznych przeniosłem się do Tęczy Łódź. W międzyczasie kształciłem się i skończyłem studia zaoczne na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Zostałem trenerem pierwszej klasy w lekkiej atletyce i nauczycielem wychowania fizycznego.
Obecnie pracuje pan z... piłkarzami.
- Trener Mirosław Dawidowski z UKS SMS Łódź zaproponował mi współpracę i pomagam w treningach młodych piłkarzy. Przede wszystkim chodzi o pracę nad koordynacją ruchową i przygotowaniem biegowym. Wcześniej przez wiele lat pomagałem Marii Olszewskiej-Lelonkiewicz, trenerce reprezentantów Polski w łyżwiarstwie figurowym w przygotowaniu zawodników do startów w Igrzyskach Olimpijskich. Podobnie było w przypadku polskiej drużyny szablistek w szermierce. Po prostu wieloletnie doświadczenie sportowe daje mi takie możliwości.
* Zdjęcia pochodzą z archiwum Muzeum Widzewa oraz z oficjalnej klubowej publikacji "60 lat RTS Widzew 1910-1970".