Global categories
Karol Stanek - skazany na piłkę od czwartego roku życia
Dwa razy starsi? Żaden problem!
Pierwsze piłkarskie kroki ambitny młodzian stawiał w Proszowiance, w okolicznościach dalekich od naturalnych. Będąc ledwie cztery lata na świecie nie pozostawiał najbliższym wątpliwości. Jego przyszłością miał być sport, który kochają miliony. - Rodzice od razu wyczuli u mnie miłość do piłki nożnej. Kopałem ją i biegałem z nią od najmniejszego brzdąca - wyjaśnia Karol Stanek, który grać zaczął niedługo po tym jak opanował mowę.
Nic w tym nadzwyczajnego? Historia jakich miliony? Pewnie tak, gdyby nie fakt, że od samego początku chłopak z Proszowic udowadniać swój talent musiał na tle dużo starszych i przede wszystkim fizycznie znacznie silniejszych kolegów. Nieprzeciętne umiejętności oraz charakter walczaka sprawiły, że jego kariera już wkrótce nabrała zawrotnego tempa, a seniorska piłka coraz głośniej zapraszała do siebie.
- Dobrze pamiętam, że treningi zacząłem we wrześniu, miesiąc przed piątymi urodzinami. Od pierwszego treningu nie miałem problemu, żeby wkomponować się do drużyny, mimo że musiałem grać z cztery lata starszymi kolegami. Nie było wtedy nikogo do gry w moim roczniku, więc nie było wyjścia. Myślę, że to było ważne dla kształtowania mojego charakteru i rozwoju - zaznacza 18-letni dziś napastnik.
Talent wychowanka Proszowianki wymagał dalszej obróbki, więc opuszczenie gniazda domowego było nieuniknione. - Szybko zacząłem grać w lidze i robić swoje, czyli przede wszystkim strzelać bramki. Fajnie się to wszystko rozwijało, a kolejnym krokiem były przenosiny do Hutnika Kraków. Trener Dariusz Iwanowski bardzo o mnie zabiegał i w końcu wyciągnął mnie z Proszowic, za co jestem mu ogromnie wdzięczny - wyjaśnia.
Progres znaczy rozwój
Zmiany organizacyjne sprawiły, że wkrótce Stanek został zawodnikiem Akademii Sportu Progres Kraków, do której trafiły najmłodsze roczniku Hutnika. Patronat nad nią objął Jerzy Dudek. - Spotkałem go kilkakrotnie. Można było z nim porozmawiać, posłuchać historii z jego życia i kariery. Odniosłem wrażenie, że to dobry, miły człowiek. Był bardzo sympatyczny, traktował nas zawsze poważnie. Robiło to duże wrażenie - opowiada młody napastnik.
Mająca ambitne plany szkoła miała stać się kuźnią talentów. W cztery lata zupełnie nowy, założony w listopadzie 2012 roku, ośrodek na piłkarskiej mapie Polski nawiązał rywalizację z najlepszymi w kraju szkołami piłkarskimi. Łatwo nie było, ale problemy organizacyjne, w tym nieufność władz centralnych, udało się przezwyciężyć, między innymi ponadprzeciętnymi wynikami sportowymi. Stanek od samego początku był współtwórcą największych sukcesów Progresu.
- Zaczęliśmy z wysokiego C, zdobywając mistrzostwo Polski w 2013 roku. Tych sukcesów później było sporo, mniejszych i większych. Zakładaliśmy sobie ambitne cele i staraliśmy się konsekwentnie je realizować. W 2014 roku pojechaliśmy nawet na mistrzostwa Europy, gdzie zajęliśmy 10. miejsce. Nie był to wynik naszych marzeń, ale wydaje mi się, że poszło nam w Wiedniu w miarę dobrze - wspomina Stanek.
Młody chłopak sporo czasu tracił na codzienne dojazdy do Krakowa, ale marzenia w międzyczasie nabierać zaczęły coraz realniejszych kształtów, bo w Progresie ciężka praca była odpowiednio wynagradzana. - O przynależności do drużyny decydowały przede wszystkim umiejętności, więc młodsi zawodnicy mieli okazję grać ze starszymi kolegami - wyjaśnia zawodnik, który zwracał na siebie uwagę szkoleniowców starszych roczników, a wkrótce również innych klubów.
Nie wszyscy byli jednak fanami talentu Stanka. Ale im młody piłkarz serwował wówczas najlepszą z możliwych odpowiedzi - ciężką pracę. - Miałem swoje marzenia i od początku starałem się w nie wierzyć i dążyć do ich realizacji. Był czas, kiedy jeden z trenerów nie chciał na mnie stawiać, ale nie zniechęciło mnie to. Nie znałem powodów, ale wydaje mi się, że nie chodziło u umiejętności. Może nie pasowaliśmy do siebie charakterologicznie - zastanawia się.
- Zawziąłem się jednak. Za wszelką cenę chciałem udowodnić - przede wszystkim - sobie, że nie powinno się mnie skreślać. Pracowałem coraz mocniej, aż w końcu w ważnym meczu trener zdecydował się na mnie postawić i chciał, żebym pomógł drużynie - dodaje Stanek, który już we wczesnych latach charakterem wygrywał boje nawet trudniejsze niż też z rywalami na boisku.
Bez paszportu (do ekstraklasy) ani rusz
Kolejny rok w juniorskiej ekstraklasie miał przynieść przełom. Zainteresowanie Stankiem przerodziło się w konkrety. W konsekwencji piłkarz trafił na testy do ekstraklasowej już Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. I zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Los miał na niego jednak inny plan. Dopiero rok później młody zawodnik trafić miał na dobre do seniorskiej piłki. Zanim do tego doszło przyplątały się problemy zdrowotne, ale i te nie zniechęciły go, ani nie zastopowały dalszego rozwoju.
- W poprzednim sezonie w Centralnej Lidze Juniorów dobrze radziłem sobie u trenera Krzysztofa Lipeckiego. Szkoleniowiec ten preferował nowoczesny futbol, co pomogło mi w dalszym rozwoju. Właśnie u niego w pierwszej rundzie strzeliłem 10 bramek, co mogło zwrócić na mnie uwagę innych klubów - opowiada. Wtedy właśnie na testy zaprosiła go Bruk-Bet Termalica. Po nich miał nawet lecieć z drużyną na obóz na Cypr, ale… nie miał jeszcze paszportu. - Później temat ucichł, a ja jeszcze złapałem poważną kontuzję, przez co straciłem sporo czasu i treningów - zdradza.
- Wróciłem jednak silniejszy. Bardzo pomógł mi w tym trener Marcin Pasionek. W obecnym sezonie strzeliłem jeszcze więcej bramek niż w poprzednim, i to w mniejszej liczbie meczów, a teraz jestem w Widzewie, mimo że mocno interesowała się moją osobą jeszcze chociażby Wisła Kraków. Były też ponoć zapytania z innych klubów - mówi z błyskiem w oku chłopak wyraźnie dumny z tego, że trafił właśnie do Łodzi, pod skrzydła byłego selekcjonera reprezentacji Polski. - Przede wszystkim chcę dalej się rozwijać. Taką możliwość na pewno będę miał po okiem trenera Franciszka Smudy. To szkoleniowiec, który niewątpliwie potrafi poukładać zawodnika od A do Z - podkreśla.
Transfer do Widzewa przeprowadzony został sprawnie i bez rozgłosu, co nie znaczy, że działacze łódzkiego klubu nie musieli odbyć wielu wizyt i rozmów w Krakowie. Widzewiacy swoją determinacją potwierdzili jednak, że myślą o przyszłości i chcą stawiać na młodzież. - O zainteresowaniu dowiedziałem się w grudniu. W tym czasie graliśmy też sparing z rówieśnikami Widzewa, więc zależało mi na tym, żeby się w nim pokazać. Poszło mi chyba dobrze, mimo że nie strzeliłem wówczas bramki. Słyszałem jednak pochlebne opinie - zaznacza.
Szybki skok w dorosłość
W lutym Stanek stał się pełnoprawnym członkiem drużyny seniorskiej. Razem z pierwszym zespołem wyjechał na obóz przygotowawczy do Uniejowa, gdzie - jak każdy z zawodników - pracował na pełnych obrotach, rozpoczynając walkę o miejsce w składzie w rundzie wiosennej sezonu 2017/2018. Motywacji i wiary we własne umiejętności od początku mu nie brakowało. Szybko pokazał jednak, że i fizycznie nie zamierza odstawać od kolegów.
- U trenera Pasionka poziom też był wysoki i praca ciężka, ale treningi z seniorami to niewątpliwie dodatkowa motywacja. Mogę uczyć się nie tylko od trenerów, ale też od starszych, doświadczonych kolegów. W takich okolicznościach zawodnik jest w stanie dać z siebie 200 procent, a nie tylko 110 - podkreśla. - Przeskok na pewno jest odczuwalny. Większa presja, większe obciążenia, ale da się dostosować, zwłaszcza w takim otoczeniu, w towarzystwie takich piłkarzy i ludzi, jakich spotkałem w Widzewie - dodaje z przekonaniem w głosie.
Stanek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jakim miejscu się znalazł. Rozumie, że stoi przed wielką szansą i chce dać z siebie w Widzewie jak najwięcej, wierząc, że i on może zyskać w ten sposób najwięcej. Wie, że warunki do rozwoju ma idealne, a klub, w którym przyszło mu grać, jest dla piłkarza środowiskiem wyjątkowym. Nie ma zamiaru w związku z tym ustępować nikomu miejsca, mimo że jest niemal najmłodszy w drużynie. Ciężkiej pracy absolutnie się przy tym nie boi. - Jestem takim zawodnikiem, który nie lubi odstawać i zawsze daje z siebie wszystko. Zaciskam zęby, walczę o swoje i jadę dalej - zapewnia.
- Czuję się mocny i chcę walczyć o swoją szansę. W Widzewie wszyscy przyjęli mnie bardzo dobrze. Trudno o lepszy początek i warunki do aklimatyzacji w nowej szatni. Cieszę się z tego, że tu jestem. Postaram się wykorzystać swoją szansę. Wszystko zależy jednak od trenera, a każdy z zawodników chce jak najlepiej dla siebie i walczy o miejsce w składzie. Mamy jednak bardzo dobrą atmosferę, grupa trzyma się razem, nie ma podziałów. Jesteśmy zjednoczeni w dążeniu do celu. Pamiętamy przy tym, że 10 marca skład wskaże trener Smuda. Ja chciałbym się w nim znaleźć i nie boję się o tym mówić.
W Łodzi Stanek na razie będzie sam, ale zapewnia, że do szczęścia wystarczy mu piłka nożna. Jeśli nie na boisku, to w wolnych chwilach na konsoli w mieszkaniu. Na tym polu też ma już pierwsze sukcesy z Widzewie. W żadnym wypadku nie chce się tym przechwalać, ale na obozie w Uniejowie pokonał Marcina Kozłowskiego 4:2, choć od razu zaznacza, że po bardzo wyrównanym meczu.
- Nie potrzebuję luksusów, a najważniejszy jest dla mnie trening i najbliższy mecz. Moją głowę zajmuje głównie piłka nożna, choć ogóle uwielbiam sport. Interesuję się też na przykład skokami narciarskimi, a kibicować staram się wszystkim Polakom, w każdej dyscyplinie - przekonuje.
Trener Franciszek Smuda nie boi się stawiać na młodzież. Widzew zimą zakontraktował kilku młodszych zawodników, a szansę pokazania się otrzymali i wykorzystali chociażby niechciany przez poprzednich trenerów Marcin Pieńkowski i Jakub Jasiński - pierwszy zawodnik Akademii Widzewa z profesjonalnym kontraktem. Młodzi piłkarze o miejsce w składzie rywalizować będą ze znacznie bardziej doświadczonymi kolegami. Mieszanka piłkarzy z różnych piłkarskich epok może wyjść Widzewowi tylko na dobre. Stanek nie ma zresztą co do tego wątpliwości.
- Naszą siłą jest połączenie doświadczenia z młodością. Widzę w tej drużynie lekkość i świeżość, mimo ciężkich treningów. Robert Demjan zachowuje się na boisku fantastycznie. Wie jak się zastawić, odegrać czy w końcu wepchnąć piłkę do bramki. Młodsi zawodnicy mogą z kolei zasuwać od początku do końca, bo mają niezbędną moc. Klub ma wspaniałą otoczkę. Każdy dba o siebie i chce dać drużynie jak najwięcej. Wszystko odbywa się z zachowaniem pokory, ale stopniowo, krok po kroku, chcemy realizować kolejne cele, od awansu do drugiej ligi począwszy - kończy utalentowany 18-latek.
Przyszłość, również ta widzewska, należeć może właśnie do niego. Teraz pora na kolejny progres, tym razem już łódzki, w bezpośredniej drodze na piłkarskie salony.