Global categories
Just King Kenny, czyli o tym jak ikonę Liverpoolu zatrzymał chłopak z Płocka
Dalglish jest dziś symbolem Liverpoolu, którego można porównać w Łodzi do Zbigniewa Bońka lub do Leo Messiego w Barcelonie. Co ciekawe, na talencie Szkota początkowo nie poznali się trenerzy młodzieżowi The Reds, którzy testowali zawodnika już w wieku 15 lat. Dalglish wrócił do ojczyzny i ostatecznie rozpoczął przygodę z dorosła piłką w Celticu Glasgow. Tam na dobre zaczęła się jego kariera, na początku której zdobył 4 tytuły mistrza Szkocji.
Gra o wielkie cele zaczęła się dla Kenny'ego po transferze do Liverpoolu, który ściągając Szkota na Anfield pobił transferowy rekord na Wyspach. Dalglish w mieście Beatlesów miał zastąpić Kevina Keegana, który po zdobyciu z The Reds pierwszego Pucharu Europy przeszedł do Hamburgera SV. Napastnik w Liverpoolu zaczął budować swoją legendę, razem z Graemem Sounessem i Alanem Hansenem, z którymi stworzył słynne szkockie trio.
Dalglish w swoim premierowym sezonie na Anfield zdobył 31 bramek, a największą radość sprawiło mu trafienie przeciwko belgijskiemu Club Brugge w finale Pucharu Europy, w sezonie 1977/78. King Kenny w trakcie spotkania obserwował grę bramkarza Birgera Jensena i zauważył jego skłonność do obrony strzałów z bliskiej odległości ślizgiem całym ciałem. Gdy Dalglish stanął wreszcie przed podobną sytuacją, otrzymując wcześniej podanie od niezastąpionego Sounessa, wykonał podcinkę nad duńskim golkiperem i mógł cieszyć się z gola, który dał Liverpoolowi drugi Puchar Europy.
- Zrobiłem zwód, Jensen rzucił się na ziemię, a ja podciąłem piłkę nad nim. Nie pamiętam tego, że z radości przeskoczyłem bandy reklamowe. Jedyne, czego chciałem, to cieszyć się z kibicami. Pamiętam jednak, że byłem zbyt zmęczony, by przeskoczyć je z powrotem - opowiadał strzelec zwycięskiej bramki, po której Liverpool jako pierwszy zespół z Wysp Brytyjskich obronił zdobyty rok wcześniej Puchar Europy.
Sława Brytyjczyka, jak i całej jedenastki The Reds, niosła się po kontynencie i docierała również do Polski. Nic dziwnego, bo Liverpool był ówczesną potęgą, wzmocnioną dodatkowo Ianem Rushem. Gdy w 1983 roku Widzew Łódź po pokonaniu Rapidu Wiedeń wylosował Liverpool w 1/4 Pucharu Europy, piłkarze Władysława Żmudy mogli mieć obawy.
- To była fantastyczna drużyna. Kenny Dalglish, Ian Rush... Wiedzieliśmy, że są po prostu lepszymi piłkarzami, że same umiejętności nie wystarczą - opowiadał Krzysztof Kamiński w książce "Wielki Widzew". Teoretycznie łodzianie byli znani w Anglii ze wcześniejszych bojów pucharowych, z Manchesterem City, z Manchesterem United oraz Ipswich Town, więc ich osiągnięcia mogły budzić szacunek. Jednak Liverpool i tacy zawodnicy jak Dalglish wydawali się ludźmi nie z tej planety.
Warto przypomnieć, że widzewiaków przed ćwierćfinałowym dwumeczem z angielskim gigantem dopadła epidemia grypy. Dlatego w ramach przedmeczowego nagrania dla TVP wypowiedział się między innymi Tadeusz Świątek, młody obrońca ściągnięty z Płocka. - To przereklamowani zawodnicy - miał powiedzieć Świątek, który prywatnie był wielkim fanem Dalglisha, a w pierwszym meczu przeciwko Brytyjczykom miał odpowiadać właśnie za pilnowanie gwiazdy przeciwników.
Obrońca zdawał sobie sprawę z niefortunnej wypowiedzi i czuł respekt do rywali. Jednak pierwsze minuty rozwiały uwielbienie dla szkockiego napastnika. - Niesamowite. Widzi pan, ja od młodości kibicowałem temu klubowi. Co więcej, moim idolem był skrzydłowy The Reds Kenny Dalglish. I to właśnie na niego przyszło mi grać w pierwszym meczu. Kiedy od razu na początku meczu kopnął mnie dość brutalnie, już nie podziwiałem go tak, jak wcześniej. Jakoś mi przeszło to uwielbienie i zacząłem grać tak samo ostro. Wtedy występowałem w Widzewie już jako prawy obrońca - wspominał w rozmowie ze stroną widzewiak.pl Świątek, który nie pozwolił żywej legendzie rozwinąć skrzydeł i przyczynił się do sukcesu gospodarzy. Ostatecznie Widzew wygrał 2:0 i na rewanż pojechał potwierdzić swoją wyższość.
W meczu na Anfield Road King Kenny nie zagrał z powodu bólu brzucha, który dopadł go rano, w dniu starcia. Widzew w Anglii przegrał, ale dzięki lepszemu bilansowi bramek awansował do półfinału Pucharu Europy. Gospodarze natomiast musieli przełknąć gorzką pigułkę. Rok wcześniej pokonał ich CSKA Sofia, a teraz polska drużyna z charakterem. By ponownie wznieść w górę najcenniejsze trofeum klubowe w Europie, musieli poczekać jeszcze rok.
Kenny Dalglish w Liverpoolu wystąpił łącznie w 355 spotkaniach, w których zdobył 118 goli. Puchar Europy wznosił trzykrotnie: w 1978, 1981 i 1984. Jeszcze jako czynny zawodnik objął funkcję menadżera The Reds.
Co ciekawe, w sytuacjach kryzysowych potrafił jako trener wystawić na boisko samego siebie! Tak było w spotkaniu z Chelsea, kiedy to zwycięstwo mogło zapewnić Liverpoolowi mistrzostwo. King Kenny wszedł na boisko i... zdobył decydującego gola. Jako szkoleniowiec ma na koncie 4 tytyły mistrza Anglii, trzy z Liverpoolem oraz jeden z Blackburn Rovers, już w epoce Premier League.
- Jest lepszy niż Platini, a na pewno lepszy niż Rummenigge i Maradona. Dla mnie jest najlepszym piłkarzem na świecie - mawiał o swoim koledze Graeme Souness. Taki był i takiego pokonali go piłkarze Widzewa.