Global categories
Jak wygrywać, to z najlepszymi - rozmowa z Danielem Mąką
Bartosz Koczorowicz: Jak to się stało, że zasiliłeś szeregi Widzewa? Jak długo trwały negocjacje? Kto pierwszy z tobą się skontaktował?
Daniel Mąka: Skontaktowano mnie z panem Mirosławem Leszczyńskim, a akurat tak się składało, że chciałem grać bliżej domu, którym jest Warszawa. Zależało mi na tym, żeby wrócić do siebie. Mieliśmy później z prezesem Marcinem Ferdzynem krótką rozmowę telefoniczną. Następnie otrzymałem drugi telefon - usłyszałem, że Widzew jest mną zainteresowany. Do porozumienia doszliśmy od razu, ale oczywiście musiałem pozamykać jeszcze kilka spraw, zanim pojawiłem się w Łodzi.
Czy były jeszcze jakieś inne oferty, które rozważałeś oprócz tej, którą ostatecznie przyjąłeś?
- Miałem dłuższy rozbrat z piłką, bo od stycznia do kwietnia, w wyniku kontuzji. Później grałem w rezerwach Drutex-Bytovii, dlatego tych ofert nie było wiele. Te, które się pojawiły, przyszły z miejsc, które znajdują się daleko od domu. Moje dzieci dorastają, więc częste zmiany miejsca zamieszkania nie są dla nich czymś najlepszym. One też chcą się integrować. Z Łodzi do Warszawy jest blisko, więc pogodzę wszystkie sprawy bez większego problemu.
Mimo wszystko wybór z twojej strony jest odważny, ponieważ do niedawna grałeś regularnie w I lidze, a teraz przyjdzie ci występować na boiskach czwartego poziomu rozgrywkowego.
- Faktycznie, zaczynałem karierę piłkarską na boiskach ekstraklasowych oraz pierwszoligowych. Nie grałem jednak na szczeblu centralnym przez pół roku. Tak, jak już jednak wspomniałem, nie chciałem ciągnąć rodziny po Polsce. Ludzie mogą postrzegać moją decyzję jako krok w tył, ale ja tego bym w ten sposób nie traktował. Teraz muszę obronić się na boisku. Przyjechałem tu, żeby grać. Chciałbym przyczynić się do osiągnięcia awansu. Widzew postrzegany jest jako najmocniejsza marka w trzeciej lidze, poza rezerwami ekstraklasowych klubów. Nie chcę rozpamiętywać przeszłości. Jest tu i teraz. Być może okaże się, że to jest właśnie moje miejsce.
Twoje nazwisko na liście przybyłych do klubu wydaje się być najgłośniejsze. Nic dziwnego - strzelałeś bramki w najwyższych klasach rozgrywkowych. Kibice, którzy interesują się bardziej piłką nożną pamiętają cię.
- Wiem, czego ode mnie się oczekuje. Chciałbym jednak zaznaczyć, że dzisiaj nikt nie wygrywa meczów w pojedynkę. Mnie rozliczać będzie tylko boisko. Znam siebie i wiem, że podołam zadaniu. Mam nadzieję, że statystyki będą zadowalające dla wszystkich - dla mnie, działaczy oraz kibiców. Najważniejsze są dwie sprawy - zdrowie i trzy punkty w każdym meczu.
Znasz kogoś spośród piłkarzy, którzy już w Widzewie są od dłuższego czasu? Dowiadywałeś się uprzednio o sytuacji w klubie zanim podjąłeś konkretne rozmowy?
- Grałem przeciwko Widzewowi, kiedy ten występował jeszcze w I lidze. Próbowałem zaczerpnąć informacji o obecnej sytuacji klubu z różnych źródeł. Z piłkarzy, którzy znajdują się obecnie w zespole, znam Maćka Szewczyka oraz Mateusza Michalskiego (obaj przyszli do klubu tego lata - przyp. red.). Zarówno z jednym, jak i drugim grałem w Bytowie. Myślę, że nasza znajomość pomoże nam w szybszej integracji z resztą drużyny.
Jakie masz wrażenia po pierwszych treningach Widzewa w lecie?
- Myślę, że na oceny a propos treningów i współpracy z nowymi kolegami z drużyny jest zdecydowanie za wcześnie. Na konkrety przyjdzie czas po obozie przygotowawczym. Dopiero wtedy będę miał lepsze rozeznanie. Obecnie nie mam pełnej perspektywy z racji tego, że jestem w klubie bardzo krótko.
Mimo czwartego poziomu rozgrywkowego atrakcyjnych przeciwników brakować nie będzie. Na horyzoncie derby Łodzi, mecze z rezerwami mistrza Polski, a także spotkania z drugą drużyną Jagiellonii Białystok.
- Spędzając wiele lat na wyjazdach orientuję się, jakie składy posiadają nasi przeciwnicy. Uważam, że grupa, w której gra Widzew, jest najsilniejsza spośród wszystkich trzecioligowych. Nie powinno nam to przeszkadzać. Jeżeli mamy już wygrywać, to najlepiej z tymi najmocniejszymi, którzy nie murują dostępu do bramki, a sami chcą coś ugrać.
Pół roku temu doznałeś kontuzji tuż przed pierwszym treningiem rozpoczynającym przygotowania do rundy wiosennej. Miałeś trzy miesiące przerwy, a potem odbudowywałeś się w rezerwach poprzedniego klubu. Czy po kontuzji nie ma już ani śladu?
- To był taki rodzaj urazu, że nie wiadomo było dokładnie, ile będzie trwało jego leczenie. Ostatecznie na boisko wróciłem w kwietniu. Ten rozbrat z piłką był dłuższy, niż wszyscy w klubie się spodziewali. Zacząłem jednak grać w pełnym wymiarze czasowym i tak było aż do końca rundy. Wprawdzie nie były to rozgrywki na szczeblu centralnym, a trener Kafarski nie chciał mnie puścić, ale widocznie tak musiało się stać. W ten sposób znalazłem się też w Widzewie. Jestem zwarty i gotowy do gry.
Niewiele osób wie, że w minionej rundzie po kontuzji w jednym z meczów rezerw Drutex-Bytovii wszedłeś na boisko i z połowy pokonałeś bramkarza drużyny przeciwnej. Błysk nie zaginął pomimo dłuższej przerwy.
- Na pewno nie. Rzadko strzela się takie gole nawet na treningach albo z miejsca. Cieszę się, że udała mi się ta sztuka, bo będę miał co wspominać. Być może uda powtórzyć mi się ten wyczyn w przyszłości, ale wiele czynników musi się na to złożyć.
Debiutowałeś w profesjonalnej piłce w sezonie 2005/2006 w meczu przeciwko Pogoni Szczecin, wchodząc na murawę w drugiej połowie za legendę Polonii Warszawa, jaką jest Igor Gołaszewski. W składzie oprócz niego w tym spotkaniu znajdowali się: były widzewiak Wojciech Szymanek, obecny trener Podbeskidzia Bielsko-Biała, Dariusz Dźwigała, oraz legenda Widzewa, Marek Citko. Co czuł wówczas 18-letni Daniel Mąka, kiedy pierwszy mecz ligowy przyszło mu grać u boku takich zawodników?
- Powiem szczerze, że byłem stremowany podczas rozgrzewki. Podczas meczu jednak nerwy minęły, a ja dawałem z siebie wszystko. U każdego piłkarza różnie z tym bywa. Dla mnie akurat nie było najważniejsze, jakie nazwiska grały obok mnie w tamtej chwili, chociaż wszystkich wymienionych znałem wcześniej głównie z telewizji. Szkoda, że akurat w tamtym sezonie spadliśmy z ekstraklasy. Przyłożyłem do tego bardzo małą cegiełkę, ale niestety mam taki zapis w swoim piłkarskim życiorysie.
Chyba najbardziej pamiętnym dla ciebie sezonem jest 2008/2009. Już w pierwszym meczu Polonia Warszawa grała przy Łazienkowskiej, a ty strzeliłeś jednego z goli dla Czarnych Koszul. Mecz zakończył się wynikiem 2:2.
- Bramka w takim meczu dla warszawiaka będzie zawsze niesamowitym wspomnieniem. To prawda, że tamten sezon był dla mnie wyjątkowy. Oprócz bramki przeciwko Legii, strzeliłem jeszcze hattricka Polonii Bytom. To wszystko było jednak dawno temu. Historię trzeba pielęgnować, ale nie należy nią żyć. Teraz jestem w Widzewie. Życie pisze różne scenariusze. Mam nadzieję, że będę zdrowy, a zespół będzie osiągał, to co sobie założył przed sezonem.
Stawiasz sobie indywidualne cele przed nadchodzącą rundą?
- Nie. Jeżeli będę dobrze przygotowany, a o to myślę, że nie muszę się martwić, to statystyki same przyjdą. Zawsze można powiedzieć, że dało się wykręcić lepsze wyniki, niezależnie od tego, co się osiągnie. Na oceny w tej kwestii przyjdzie jednak czas po pół roku. Wówczas będę mógł stwierdzić, czy to jest to, czego oczekiwałem. Przede wszystkim liczą się zwycięstwa, a to, czy bramki strzelał będzie Daniel Mąka, czy kto inny, to nie ma żadnego znaczenia. Dobro drużyny jest najważniejsze.