Global categories
Jak magik Machciński wyczarował mistrzostwo Polski dla Widzewa
Tak w swojej autobiograficznej książce "Smolar. Piłkarz z charakterem" Włodzimierz Smolarek opisał trenera Jacka Machcińskiego (na zdjęciu powyżej), który w trakcie sezonu 1979/1980 przejął zespół Widzewa po Stanisławie Świerku. Machciński już wcześniej pracował w klubie, gdy najpierw był masażystą, a potem asystentem w sztabie Leszka Jezierskiego. Po kilku latach wrócił do RTS-u i już samodzielnie, jako pierwszy trener, w krótkim czasie dokonał z widzewiakami rzeczy niemożliwych.
Najpierw wiosną 1980 roku zakończył sezon z drużyną Widzewa efektowną serią pięciu kolejnych zwycięstw, co przyniosło klubowi z ówczesnej ulicy Armii Czerwonej trzecie wicemistrzostwo Polski w historii. Łodzianie na finiszu okazali się tylko o 3 punkty gorsi od Szombierek Bytom. Potem była ta zagraniczna weryfikacja, o której wspominał Smolarek, czyli słynne występy jesienią tego samego roku w Pucharze UEFA przeciwko drużynom Manchesteru United, Juventusu Turyn oraz Ipswich Town.
Te mecze przeszły do historii Widzewa, ale w tym czasie równie ważne rzeczy działy się dla klubu na krajowym podwórku. Do sezonu 1980/1981 zespół RTS-u wystartował już bez takich zawodników jak bramkarz Stanisław Burzyński, obrońca Ryszard Kowenicki, pomocnik Tadeusz Błachno i napastnik Władysław Dąbrowski, którzy latem 1980 roku rozstali się z Widzewem. Na ich miejsce ściągnięto nowych piłkarzy, ale z tego grona tylko golkiper Józef Młynarczyk od razu dał jakość, grając od pierwszego spotkania w lidze, które widzewiacy wygrali aż 3:0 z poznańskim Lechem.
Pozostali nowicjusze w kadrze - wychowankowie Andrzej Jacek i Piotr Mierzwiński, a także Paweł Woźniak i Mirosław Sajewicz - to były wzmocnienia... ławki rezerwowych. Mimo tego Widzew jesienią 1980 roku grał w ekstraklasie (wtedy nazywanej I ligą) bardzo dobrze. W 14 kolejkach zanotował 9 zwycięstw i 5 remisów, co oczywiście oznaczało pozycję lidera i tytuł mistrza rundy przed zimową przerwą.
Zdjęcie nr 2: Zbigniew Boniek i Józef Młynarczyk (dwaj pierwsi od lewej) po aferze na Okęciu nie mogli na boisku pomóc drużynie Widzewa wiosną 1981 roku...
Widzewiacy mogli wtedy czuć się mocni, a trener Machciński przekonany, że wiosna będzie również należeć do jego drużyny. I właśnie wtedy, w grudniu 1980 roku, podczas zgrupowania reprezentacji Polski przed wylotem na mecz eliminacji mistrzostw świata na Maltę, wydarzyła się słynna "Afera na Okęciu", w której główne "role" przypadły widzewiakom. Wspomniany Młynarczyk zabalował na mieście w towarzystwie jednego z dziennikarzy, a gdy wrócił na lotnisko "w stanie wskazującym na spożycie", działacze PZPN-u postanowili go ukarać odsunięciem od wyjazdu z reprezentacją. W obronie klubowego kolegi stanęli Boniek, Smolarek i Władysław Żmuda.
I się zaczęło. Finalnym efektem tej rozdmuchanej przez media sprawy były dyskwalifikacje dla Młynarczyka, Bońka, Żmudy oraz kara dla Smolarka. Ostatecznie prezesowi Ludwikowi Sobolewskiemu udało się wynegocjować w PZPN-ie mniejsze sankcje dla dwóch ostatnich, ale w przypadku podstawowego bramkarza oraz lidera zespołu decyzja była nieodwołalna. To oznaczało, że w decydującej rundzie, wiosną 1981 roku, Widzew będzie grał bez Młynarczyka i Bońka.
Właśnie wtedy swoje magiczne czary zaczął odprawiać Jacek Machciński. Szansę gry dostali inni, jak chociażby bramkarz Piotr Gajda. Gdy po kilku meczach doznał kontuzji, zastąpił go z powodzeniem Jerzy Klepczyński. Na boisku, jak i poza nim, rolę liderów drużyny przejęli pod nieobecność Bońka jego koledzy z linii pomocy - Krzysztof Surlit i Zdzisław Rozborski. Po dwóch remisach na początku rundy wiosennej Widzew wygrał 3:1 z Odrą Opole po trzech golach... Surlita. Niedługo później zespół odniósł bardzo ważne zwycięstwo w Mielcu ze Stalą, a jedyną bramkę zdobył Rozborski. Po tym spotkaniu widzewiacy rzutem na taśmę pokonali u siebie 2:1 Górnika Zabrze, a decydujące trafienie z rzutu wolnego uzyskał w 87. minucie Krzysztof Surlit.
Zdjęcie nr 3: Mirosław Tłokiński (pierwszy z lewej) i Krzysztof Surlit (w środku) byli wiosną 1981 roku jednymi z liderów drużyny Widzewa, co potwierdzili m.in. strzelając bardzo ważne gole w mistrzowskim sezonie
To była 21. kolejka i sytuacja drużyny RTS-u wyglądała jeszcze dobrze, ale potem przyszły dwie kolejne porażki ze Śląskiem i Szombierkami. Po nich zespół trenera Machcińskiego wygrał 2:1 w Bydgoszczy z Zawiszą po dwóch golach Rozborskiego. W kolejnym spotkaniu, jednym z kluczowych w całym sezonie, widzewiacy zremisowali u siebie 0:0 z Legią. A to wszystko przy coraz większej pladze kontuzji w zespole. "Widzew prawie w każdym meczu grał w przemeblowanym składzie. Właśnie po meczu z Legią znów przegraliśmy dwa kolejne. Nie grałem w nich ja ani Pięta. Grębosz, Możejko, Żmuda też występowali nieregularnie ze względu na kontuzje" - wspominał Smolarek w swojej książce.
To drugie z przegranych spotkań, 2:3 z Wisłą w Krakowie, mimo porażki pokazało kunszt Jacka Machcińskiego. Nie mając ponad połowy podstawowego składu, stworzył taką jedenastkę, która do przerwy prowadziła 2:1 na boisku wiślaków. W tym meczu linię obrony tworzyli Plich, Tłokiński(!), Mierzwiński i Jeżewski, a w pomocy zagrali m.in. Woźniak i Janusz Lisiak, kolejny wychowanek klubu, który w krytycznych momentach kilkoma występami zapracował na tytuł mistrza Polski.
Po spotkaniu w Krakowie Widzew nie mógł już przegrywać, ale nerwów nie brakowało. Najpierw łodzianie wygrali 2:1 z Motorem Lublin po tym, jak w 81. minucie Mirosław Tłokiński nie spudłował z rzutu karnego. W przedostatniej kolejce widzewiacy grali w Chorzowie i musieli gonić wynik, po tym jak Jeżewski zaliczył samobója. Na szczęście wyrównał Grębosz i na finiszu ligi Widzew miał wszystko pod kontrolą.
Zdjęcie nr 4: Mistrzowski Widzew 1980/1981 to była "paka". Wystarczy spojrzeć na nazwiska tej wyjściowej jedenastki...
Wystarczyło 14 czerwca 1981 roku nie przegrać u siebie z Zagłębiem Sosnowiec. Tak też się stało (remis 0:0) i widzewiacy na własnym stadionie, w strugach deszczu i przy obecności 18 tysięcy kibiców, mogli świętować pierwszy mistrzowski tytuł w historii klubu. I to po niewiarygodnej rundzie wiosennej, w której mocno osłabiony zespół Widzewa wygrał raptem 5 z 16 meczów! Mało tego, w całym sezonie piłkarze trenera Machcińskiego wygrali tylko 2 z 10 spotkań z rywalami, którzy na koniec zajęli miejsca 2.-6. A była to ligowa czołówka, bo szósty w tabeli Bałtyk Gdynia na finiszu tracił do mistrzowskiego RTS-u tylko 3 punkty.
W całym sezonie 1980/1981 Jacek Machciński skorzystał z usług 22 piłkarzy, ale z tego grona 7 zaliczyło mniej niż 10 występów, i to przeważnie w roli rezerwowych. Z pozostałych 15 dwóch (Młynarczyk i Boniek) wypadło na pół sezonu, więc de facto wiosną 1981 roku wszystko zależało od formy raptem 13 zawodników. Oni ten egzamin zdali, podobnie jak trener. Zacytujmy jeszcze raz Smolarka: "Chodzi o to, żeby piłkarze wiedzieli, co potrafią i co mają grać, w miarę jak rozwija się sytuacją na boisku. Dużo zależy tu od nich samych - trener musi nad nimi zapanować i umiejętnie pokierować".