Hubert Wołąkiewicz: Wiem, czego oczekuje ode mnie trener Kaczmarek
Ładowanie...

Global categories

01 March 2020 08:03

Hubert Wołąkiewicz: Wiem, czego oczekuje ode mnie trener Kaczmarek

Hubert Wołąkiewicz w piątek podpisał kontrakt z Widzewem Łódź, a następnie wziął udział w pierwszym treningu z drużyną. Obrońca w rozmowie z oficjalną stroną klubu opowiedział o swoich odczuciach i oczekiwaniach związanych z grą w Łodzi.

Hubert Wołąkiewicz ostatnie sezony spędził w pierwszoligowej Chojniczance Chojnice. 34-latek przez najbliższe pół roku postara się pomóc drużynie Widzewa w walce o awans do I ligi.

Widzew.com: Czujesz presję związaną z tym, że trafiłeś do Widzewa? Nikt w klubie nie ukrywał, że szukano tu stopera i zjawiłeś się w Łodzi dosłownie "za pięć dwunasta”. Oczekiwania mogą być spore.

Hubert Wołąkiewicz: Nie czuję presji, a raczej podekscytowanie, że zainteresował się mną taki klub jak Widzew. W mojej karierze, która zbliża się już raczej ku końcowi, to ciekawa możliwość, by zagrać jeszcze o wyższe cele, przy tak licznej publiczności. Był to dla mnie bodziec, by sprawdzić się i poczuć emocje związane z grą dla takich kibiców. Mam nadzieję, że będę mógł pomóc tej drużynie.

Nie miałeś wiele czasu na decyzję. Oglądałeś w międzyczasie filmy z dopingiem kibiców, by zobaczyć jak wyglądają domowe spotkania w Łodzi?

- Nie musiałem sprawdzać wielu materiałów, bo w drużynie mam kilku znajomych, z którymi znam się z boiska. Nie ma też co ukrywać, o Widzewie jest głośno w mediach, jak np. po meczu z Legią w Totolotek Pucharze Polski czy chociażby w kontekście transferu Marcina Robaka. Podobnie jak Marcin, chcę jeszcze pokazać się z dobrej strony i dać sygnał, że Hubert Wołąkiewicz nie nadaje się na szrot, ale może nadal pograć w piłkę (śmiech).

Jak wyglądało twoje wejście do szatni? Część zawodników znasz  z innych klubów.

- W szatni spotkałem sporo znajomych twarzy. Wojtka Pawłowskiego pamiętam z czasów gry w Lechii, kiedy był jeszcze bardzo młodym chłopakiem. Z Mateuszem Możdżeniem znamy się z Lecha Poznań. Znam się też z Bartłomiejem Poczobutem oraz z Marcinem Robakiem, przeciwko któremu wielokrotnie grałem w lidze. Kilka twarzy kojarzę z boisk pierwszoligowych.

Z Marcinem możecie się dogadać, bo w Widzewie jest etatowym wykonawcą rzutów karnych. Z tego co wiem ty również możesz pochwalić się talentem do egzekwowana "jedenastek".

- Nawet rozmawialiśmy na ten temat z Marcinem i śmialiśmy się, że będzie teraz wojna o "jedenastki". Nie jest ważne jednak kto wykonuje rzuty karne, ale to, żeby piłka wpadała do siatki i drużyna wygrywała. We wszystkich poprzednich zespołach byłem odpowiedzialny za wykonanie rzutów karnych, ale z tego co widzę Marcin radzi sobie z tym bardzo dobrze.

Jesteś byłym reprezentantem Polski, masz w swoim dorobku tytuł mistrza kraju, dwa wicemistrzostwa, udział w finale Pucharu Polski. Dodatkowo przychodzisz do klubu w miejsce kontuzjowanego obrońcy i praktycznie od razu wskakujesz do składu. Czujesz duże poczucie odpowiedzialności z tego powodu?

- Dokładnie tak mi zostało to przedstawione przez trenera Marcina Kaczmarka i Rafała Pawlaka. Szczególnie, że z różnych stron padały zarzuty mówiące, że jestem trochę zapuszczony, a nawet jedną nogą na emeryturze. Przyjechałem do Łodzi, bo chciałem też udowodnić niektórym, że prowadzę się dobrze i mogę grać na wysokim poziomie. W Chojnicach po zmianie trenera nie wyszło mi, ale to temat zamknięty. Jest we mnie dużo chęci, by powalczyć o ambitne cele, wspomóc młodych zawodników, twardo stąpać po ziemi, by nie powtórzyć sytuacji z zeszłego sezonu, kiedy Widzew zaprzepaścił dużą przewagę i ostatecznie nie awansował do I ligi. Trener sięgnął po mnie, by wykorzystać moje doświadczenie i żeby utrzymać w drużynie chłodne głowy do końca sezonu.

A jak wypadł pierwszy trening z drużyną?

- Trening z zespołem był udany, mogliśmy się trochę poznać na boisku, a trener przedstawił mi jak to ma wyglądać, jeśli chodzi o grę w meczach ligowych. Wcześniej miałem tylko testy medyczne i szybkościowe. Okazało się, że wszystko jest w porządku i podpisałem kontrakt. Teraz razem z drużyną musimy wygrać pierwsze spotkanie, a następnie kolejne, aż do końca rozgrywek.

Widzew w najbliższą niedzielę zmierzy się z Olimpią Elbląg i należy się spodziewać, że gospodarze będą zmuszeni prowadzić atak pozycyjny. Jak się czujesz w takim stylu gry?

- Lubię mieć piłkę przy nodze i nie ukrywam, że jako zawodnik zawsze podpatrywałem ligę hiszpańską. Miałem kiedyś marzenia by nawet tam zagrać, ale niestety się nie udało (śmiech). Po rozmowie z trenerem wiem, że szuka obrońcy, który potrafi wyprowadzać piłkę z własnej połowy. Myślę, że nie tylko w trakcie niedzielnego meczu, ale także podczas kolejnych Widzew będzie musiał prowadzić grę oraz być bardzo skoncentrowanym, by nie popełnić głupich błędów.

W "Sercu Łodzi” oczekiwania potrafią być ogromne. Jeśli w pierwszej połowie nie zdobędziecie bramki, mogą pojawić się wyrazy niezadowolenia...

- To i tak późno, bo w Poznaniu zdarzały się już w pierwszym kwadransie meczu (śmiech).

Nawiązując do Poznania - gra w większym ośrodku była dodatkowym bodźcem, by zdecydować się na transfer do Łodzi?

- Podczas briefingu z przedstawicielami mediów byłem zdziwiony liczbą dziennikarzy. Dawno tego nie spotkałem, bo nie ujmując nic Chojnicom, tam było po dwóch, trzech reporterów zainteresowananych piłką. Widzew jest bardzo popularnym klubem w Polsce i to naprawde fajne, że cieszy się takim zainteresowaniem.

Podsumowując, możemy ogłosić piłkarskiej Polsce, że Hubert Wołąkiewicz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa?

- Może nie całej Polsce, ale kilku osobom, które mnie skreśliły na pewno. Kibice mogą być pewni, że dam z siebie wszystko, by pomóc drużynie w wywalczeniu awansu do I ligi!