Franciszek Smuda: Wpajałem piłkarzom, że są lepsi od rywali
Ładowanie...

Global categories

22 May 2020 11:05

Franciszek Smuda: Wpajałem piłkarzom, że są lepsi od rywali

Utytułowany szkoleniowiec, który doprowadził Widzew do dwóch mistrzostw Polski, wspominał w piątek w radiu Widzew.FM wywalczenie pierwszego z nich.

Twórca drugiego Wielkiego Widzewa przy Piłsudskiego 138 doskonale pamięta mecz z 22 maja 1996, który otworzył łodzianom drogę do trzeciego w historii tytułu, zwłaszcza że ostatnio miał okazję ponownie go obejrzeć. - Akurat 2-3 tygodnie meczu oglądałem ten mecz. Te najważniejsze spotkania mistrzowskie mam nagrane. Teraz jest dobry czas na porządkowanie wspomnień - przyznał na antenie Widzew.FM Franciszek Smuda, nawiązując do zaleceń dotyczących pozostania w domu w czasie epidemii koronawirusa.

- Po straconej bramce, bardzo ładnej, strzelonej przez Wieszczyckiego, nikt się nie załamał. Graliśmy dalej swoje. Przyspieszaliśmy, zwiększaliśmy tempo i dzięki temu w końcu zaczęły padać bramki dla nas - wspominał wydarzenia sprzed 24 lat doświadczony szkoleniowiec. - Najbardziej cieszyło, że mistrzostwa rok po roku wygrywane były na stadionie Legii. Między tymi klubami trwała walka o to, kto jest lepszy, dlatego te wyjazdowe zwycięstwa dawały podwójną satysfakcję - dodał, przypominając, że również rok później decydujące o tytule spotkanie Widzew wygrał z Legią w Warszawie.

Smuda nie miał wątpliwości, że dysponuje silnym zespołem, który przynajmniej na krajowym podwórku powinien poradzić sobie z każdym przeciwnikiem. Uwierzyć w to musieli tylko piłkarze. - Starałem się wprowadzać atmosferę pewności, wpajać indywidulanie piłkarzom, że są lepsi od rywali - zdradził 71-letni trener w rozmowie z Marcinem Tarocińskim. - Kilka razy było tak, że jak traciliśmy bramkę u siebie jako pierwsi to byłem pewny, że czwórka dla nas na pewno będzie. Nawet zakładałem się o to z kierownikiem Tadeuszem Gapińskim, że jak będę miał rację to on zejdzie z ławki trenerskiej. I tak bywało potem często.

Po spotkaniu z 22 maja 1996 roku wśród kibiców zgromadzonych na obiekcie przy ul. Łazienkowskiej w Warszawy panowały bardzo odmienne nastroje. - Pamiętam, że kibice Legii poturbowali trochę swój stadion, powyrywali krzesełka. Fani gospodarzy na pewno nie zakładali, że taki Widzewek u nich wygra - przyznał z przekąsem "Franz". - To, co działo się po meczu, dla nas było już mniej istotne. Najważniejsze było zwycięstwo, które miało nam dać mistrzostwo Polski. To cieszyło. Kibice przeżywali olbrzymią radość, a piłkarze grali właśnie dla nich - wyjaśnił szkoleniowiec pytany o to, czy pamięta, że fani Widzewa nosili go wówczas na murawie stadionu Legii na rękach.

Wcześniej w piątkowym "Widzewskim poranku" Marek Koniarek wspominał, że żałuje rozstania z klubem po mistrzostwie w 1996 roku. Swoje przemyślenia na temat odejścia superstrzelca miał trener Smuda. - Tamten skład to na Europę było za mało. Musieliśmy szukać mocniejszych ogniw. Wielu zawodników do nas nie dochodziło, nie mieliśmy zbyt szerokiej kadry, można powiedzieć, że graliśmy maksymalnie w 15-16 zawodników, wiec trzeba było szukać wzmocnień. I ci, którzy doszli, dobrze funkcjonowali. Marek miał okazję pójść do Austrii i wyjechał. To był taki typ zawodnika, który musiał mieć pewne miejsce, nie odnajdował się zbyt dobrze w rywalizacji - przyznał. - Był sępem pola karnego. Potrafił też robić atmosferę - dodał, doceniając jednak rolę Koniara” w tamtym zespole i podkreślając że bardzo dobrze wspomina współpracę z nim.

Całą, bardzo ciekawą rozmowę z Franciszkiem Smudą, w której nie zabrakło odwołań do ostatniego pobytu trenera w Widzewie, a także wywiady z Markiem Koniarkiem i Przemysławem Olszowym, współorganizatorem wyjazdu pociągami specjalnymi kibiców na mecz z Legią w 1996 roku, odsłuchać można w powtórkach "Widzewskiego poranka", które wyemitowane zostaną na falach Widzew.FM o 13:00 i 16:00. Odtwarzacz z oficjalnym klubowym radiem znajdziecie oczywiście na widzew.com.