Global categories
Diabelski koszmar Tonyego Booka
Był nim Tony Book, który wtedy, jesienią 1977 roku, był żywą legendą angielskiego klubu Manchester City. Jako piłkarz drużyny ze stadionu Maine Road rozegrał w jej barwach ponad 200 oficjalnych meczów i wywalczył mistrzostwo, Puchar Anglii i Puchar Ligi, a na europejskiej scenie Puchar Zdobywców Pucharów w 1970 roku, gdy zespół City w finale na wiedeńskim Praterze pokonał 2:1... Górnika Zabrze.
Kapitanem angielskiej drużyny, który po tym spotkaniu wzniósł do góry trofeum, był właśnie Book. Potem został grającym trenerem, a następnie już tylko trenerem ekipy z błękitnej części Manchesteru. I pod jego wodzą zespół wywalczył najpierw Puchar Ligi, a w sezonie 1996-1977 wicemistrzostwo ligi angielskiej.
W tym samym czasie również Widzew został wicemistrzem w polskiej lidze, ale kolejny sezon zaczął fatalnie, plasując się po pierwszych 8 kolejkach na ostatnim miejscu w tabeli. W tym czasie piłkarze City rewelacyjnie weszli w nowy sezon angielskiej ligi i byli jej liderami w momencie, gdy doszło do pierwszego spotkania z łódzką drużyną w Pucharze UEFA we wrześniu 1977 roku.
Obie drużyny zrobiły wzajemny rekonesans przed pierwszym meczem w Manchesterze. Asystent trenera Bronisława Waligóry gościł na spotkaniu City z Leicester, a z kolei pomocnik Tony'ego Booka obejrzał na żywo grę widzewiaków w meczu z Legią w Warszawie, który łodzianie przegrali aż 1:4. Szpieg z Manchesteru zrobił skrupulatne notatki z tego spotkania, a po powrocie zdał raport swojemu szefowi.
Jakie wyciągnął wnioski Tony Book, najlepiej można się przekonać czytając jego komentarz zamieszczony w oficjalnym programie wydanym na pierwszy mecz City z Widzewem. Menadżer ówczesnego lidera angielskiej ekstraklasy kurtuazyjnie wspomniał o sile i potencjale polskiego futbolu, ale jednak był przekonany, że jego piłkarze poradzą sobie z rywalem z Łodzi. Book trochę miejsca poświęcił Zbigniewowi Bońkowi (na zdjęciu), którego scharakteryzował jako dobrego, solidnego piłkarza, ale jeszcze młodego i, co zdaniem Booka było charakterystyczne dla zawodników z Europy Wschodniej, błyszczącego dobrą grą głównie w meczach na własnym terenie. Jak napisał menadżer City, na Maine Road przyjdzie Bońkowi stanąć twarzą w twarz z mocnymi rywalami i temu wyzwaniu młody lider łódzkiej drużyny nie sprosta.
Minęło kilkanaście godzin i angielska prasa nie pisała w tytułach o wspaniałym zwycięstwie City czy proroczych słowach Booka. Kibice mogli za to przeczytać, że "Polacy zamęczyli Manchester", a najbardziej krzykliwy tytuł głosił, że "Czerwony diabeł zdmuchnął sen Tony'ego Booka o potędze". Tym diabłem w czerwieni okazał się... Boniek. To właśnie ten startujący dopiero do wielkiej, piłkarskiej kariery, ale grający już bez kompleksów piłkarz Widzewa, w sześć minut, przy wyniku 2:0 dla Anglików, strzelił 2 gole (drugiego z rzutu karnego) i łodzianie wracali do kraju z cennym remisem 2:2.
Mimo tego przed rewanżem w Łodzi Tony Book nadal się wymądrzał mówiąc, że "(...) w rewanżu w Polsce sprawiedliwości stanie się zadość. Wygra drużyna lepsza, bardziej znana, a remis w Manchesterze tylko zdopinguje moich zawodników do twardej, ostrej walki". Tymczasem w Łodzi to widzewiacy zagrali od pierwszej minuty o wiele waleczniej od rywali, jakby to oni, a nie Anglicy, musieli walczyć o wygraną. Nic dziwnego, że Tony'emu Bookowi z minuty na minutę rzedła mina. Najpierw krzyczał na swoich piłkarzy. Potem w szatni miał dwukrotnie podwyższać premie za wyeliminowanie widzewiaków, a na koniec wyzwał podopiecznych od... bękartów.
Tak oto piękny sen angielskiego menadżera o łatwym wyeliminowaniu "jakiegoś tam Widzewa" zmienił się w koszmar. Tymczasem widzewiacy po końcowym gwizdku nie kryli radości i padali sobie w ramiona. Nie dość, że wtedy przed 43 latami w swoim debiucie w europejskich pucharach okazali się lepsi od utytułowanego faworyta, to jeszcze jako pierwszy polski klub w historii wyeliminowali angielską drużynę. Szybko okazało się, że to nie był pierwszy i zarazem ostatni "angielski skalp" czerwonych diabłów spod znaku RTS.