Diabelski koszmar Tonyego Booka
Ładowanie...

Global categories

06 September 2020 19:09

Diabelski koszmar Tonyego Booka

Czasami lepiej ugryźć się w język i nic nie powiedzieć, niż powiedzieć za dużo i potem żałować. O tym, że milczenie jest złotem, a mowa tylko srebrem boleśnie przekonał się w dwa wrześniowe dni 43 lata temu pewien angielski jegomość...

Był nim Tony Book, który wtedy, jesienią 1977 roku, był żywą legendą angielskiego klubu Manchester City. Jako piłkarz drużyny ze stadionu Maine Road rozegrał w jej barwach ponad 200 oficjalnych meczów i wywalczył mistrzostwo, Puchar Anglii i Puchar Ligi, a na europejskiej scenie Puchar Zdobywców Pucharów w 1970 roku, gdy zespół City w finale na wiedeńskim Praterze pokonał 2:1... Górnika Zabrze.

Kapitanem angielskiej drużyny, który po tym spotkaniu wzniósł do góry trofeum, był właśnie Book. Potem został grającym trenerem, a następnie już tylko trenerem ekipy z błękitnej części Manchesteru. I pod jego wodzą zespół wywalczył najpierw Puchar Ligi, a w sezonie 1996-1977 wicemistrzostwo ligi angielskiej.

W tym samym czasie również Widzew został wicemistrzem w polskiej lidze, ale kolejny sezon zaczął fatalnie, plasując się po pierwszych 8 kolejkach na ostatnim miejscu w tabeli. W tym czasie piłkarze City rewelacyjnie weszli w nowy sezon angielskiej ligi i byli jej liderami w momencie, gdy doszło do pierwszego spotkania z łódzką drużyną w Pucharze UEFA we wrześniu 1977 roku.

Obie drużyny zrobiły wzajemny rekonesans przed pierwszym meczem w Manchesterze. Asystent trenera Bronisława Waligóry gościł na spotkaniu City z Leicester, a z kolei pomocnik Tony'ego Booka obejrzał na żywo grę widzewiaków w meczu z Legią w Warszawie, który łodzianie przegrali aż 1:4. Szpieg z Manchesteru zrobił skrupulatne notatki z tego spotkania, a po powrocie zdał raport swojemu szefowi.

Jakie wyciągnął wnioski Tony Book, najlepiej można się przekonać czytając jego komentarz zamieszczony w oficjalnym programie wydanym na pierwszy mecz City z Widzewem. Menadżer ówczesnego lidera angielskiej ekstraklasy kurtuazyjnie wspomniał o sile i potencjale polskiego futbolu, ale jednak był przekonany, że jego piłkarze poradzą sobie z rywalem z Łodzi. Book trochę miejsca poświęcił Zbigniewowi Bońkowi (na zdjęciu), którego scharakteryzował jako dobrego, solidnego piłkarza, ale jeszcze młodego i, co zdaniem Booka było charakterystyczne dla zawodników z Europy Wschodniej, błyszczącego dobrą grą głównie w meczach na własnym terenie. Jak napisał menadżer City, na Maine Road przyjdzie Bońkowi stanąć twarzą w twarz z mocnymi rywalami i temu wyzwaniu młody lider łódzkiej drużyny nie sprosta.

Minęło kilkanaście godzin i angielska prasa nie pisała w tytułach o wspaniałym zwycięstwie City czy proroczych słowach Booka. Kibice mogli za to przeczytać, że "Polacy zamęczyli Manchester", a najbardziej krzykliwy tytuł głosił, że "Czerwony diabeł zdmuchnął sen Tony'ego Booka o potędze". Tym diabłem w czerwieni okazał się... Boniek. To właśnie ten startujący dopiero do wielkiej, piłkarskiej kariery, ale grający już bez kompleksów piłkarz Widzewa, w sześć minut, przy wyniku 2:0 dla Anglików, strzelił 2 gole (drugiego z rzutu karnego) i łodzianie wracali do kraju z cennym remisem 2:2.

Mimo tego przed rewanżem w Łodzi Tony Book nadal się wymądrzał mówiąc, że "(...) w rewanżu w Polsce sprawiedliwości stanie się zadość. Wygra drużyna lepsza, bardziej znana, a remis w Manchesterze tylko zdopinguje moich zawodników do twardej, ostrej walki". Tymczasem w Łodzi to widzewiacy zagrali od pierwszej minuty o wiele waleczniej od rywali, jakby to oni, a nie Anglicy, musieli walczyć o wygraną. Nic dziwnego, że Tony'emu Bookowi z minuty na minutę rzedła mina. Najpierw krzyczał na swoich piłkarzy. Potem w szatni miał dwukrotnie podwyższać premie za wyeliminowanie widzewiaków, a na koniec wyzwał podopiecznych od... bękartów.

Tak oto piękny sen angielskiego menadżera o łatwym wyeliminowaniu "jakiegoś tam Widzewa" zmienił się w koszmar. Tymczasem widzewiacy po końcowym gwizdku nie kryli radości i padali sobie w ramiona. Nie dość, że wtedy przed 43 latami w swoim debiucie w europejskich pucharach okazali się lepsi od utytułowanego faworyta, to jeszcze jako pierwszy polski klub w historii wyeliminowali angielską drużynę. Szybko okazało się, że to nie był pierwszy i zarazem ostatni "angielski skalp" czerwonych diabłów spod znaku RTS.