Global categories
Debiut będę pamiętał do końca życia - rozmowa z Jakubem Bartkowskim
Dariusz Cieślak: Jak ci się podoba Kraków?
Jakub Bartkowski: Bardzo mi się tutaj podoba. Kraków to wyjątkowe miejsce. Szczególnie piękne jest Stare Miasto i okolice Wawelu. Ostatnio jednak w moim życiu osobistym trochę się zmieniło i zdecydowanie więcej czasu spędzam w domu. Urodziła mi się córeczka i każdą wolną chwilę chcę spędzać przy niej.
Gratuluję! Czyli sukcesy sportowe idą w parze z sukcesami prywatnymi - wiosną zamieniłeś pierwszoligowe Wigry na ekstraklasową Wisłę. Cieszysz się z powrotu do najwyższego szczebla rozgrywek?
- Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że musiałem na ten powrót trochę czekać. W Suwałkach spędziłem w sumie trzy lata. Ciężka praca nie poszła jednak na marne i udało się wrócić do najwyższego poziomu rozgrywkowego.
Początki nie są jednak łatwe. Dopiero na początku maja w meczu z Lechią udało ci się zadebiutować w lidze.
- Zgadza się. Tomasz Cywka, który gra na prawej obronie, jest w bardzo dobrej formie i to na niego stawia trener. Ja jednak się nie zniechęcam. Ciężko pracuję na każdym treningu i mam nadzieję, że również dostanę w tym sezonie swoją szansę.
Ostatni raz na boiskach ekstraklasy biegałeś w koszulce łódzkiego Widzewa. Jak wspominasz tamte czasy?
- To było ewidentnie spełnienie moich piłkarskich marzeń. Każdy zawodnik, z którym grałem w juniorskiej piłce, miał taki cel i marzenie. Nie wszystkim się udało, dlatego tym bardziej cieszę się, że jestem w tym miejscu. W dodatku, udało się tych spotkań trochę uzbierać w moim piłkarskim życiorysie. Poznałem dzięki temu wielu ciekawych zawodników i wartościowych ludzi.
Sam moment odejścia nie był chyba dla ciebie zbyt miły. W wywiadach prasowych wielokrotnie podkreślałeś, że chciałeś zostać w drużynie.
- Chciałem zostać, ale mimo złamanej nogi nie mogłem sobie pozwolić na takie traktowanie i postanowiłem odejść. To już jednak przeszłość. Staram się skupić na tym, co jest dzisiaj, teraz, w tym momencie.
Masz jakieś wyjątkowe wspomnienie, związane z czasami spędzonymi w Łodzi?
- Na pewno do końca życia będę pamiętał debiut w pierwszej drużynie Widzewa w meczu ze Śląskiem Wrocław. To jest ten najbardziej wyjątkowy moment, którego nigdy nie zapomnę. Wyjątkowe miejsce zajmują również mecze z odwiecznymi rywalami Widzewa. Starcia z Legią czy Łódzkim Klubem Sportowym, doping kibiców - to wszystko trudno jest opisać słowami. To trzeba przeżyć.
Utrzymujesz kontakt z którymś z kolegów, którzy aktualnie bronią barw łódzkiej drużyny?
- Z obecnego składu znam jedynie Adriana Budkę, Marcina Kozłowskiego i Patryka Wolańskiego. Z "Wolanem" zresztą często dzieliłem pokój na zgrupowaniach Widzewa. Chociaż teraz kontakt mamy raczej tylko sporadyczny, trzymam za nich kciuki.
Śledzisz poczynania Widzewa?
- Śledzę i to dokładnie. Ostatnio zresztą udało mi się w końcu obejrzeć mecz na nowym stadionie przy alei Piłsudskiego 138. Obiekt robi niesamowite wrażenie. Klub zyskał siedzibę na miarę swojej marki i swoich możliwości. Teraz należy tylko z tego rozsądnie korzystać.
Jak sądzisz, czy czerwono-biało-czerwone barwy mają szansę na powrót do piłkarskiej elity?
- Jestem pewien, że tak będzie. Na razie jednak trzeba skupić się na realizacji kolejnych celów i walce o awanse do kolejnych klas rozgrywkowych. Widzew to marka, która błyszczeć powinna na szczeblu centralnym. Tam jest jej miejsce.
Jakie plany na najbliższe tygodnie ma Jakub Bartkowski?
- Przede wszystkim skupiam się na ciężkiej pracy na treningach. Chcę walczyć o miejsce w pierwszym składzie, choć wiadomo, że w piłce ciężko jest cokolwiek zaplanować. A prywatnie oczywiście wszystko podporządkowuje córeczce i rodzinie.