Global categories
Dariusz Antczak: Historia Widzewa zasługuje na właściwe uhonorowanie
Marcin Olczyk: Dlaczego firma DEANTE zdecydowała się wesprzeć Muzeum Widzewa i zostać jego Mecenasem Głównym?
Dariusz Antczak (właściciel firmy DEANTE Antczak Sp. J.): Widzew Łódź ma za sobą wspaniałe czasy, a aktualna sytuacja niestety nie wróży szybkiego nadejścia podobnych sukcesów. Dlatego ważne, żeby móc cieszyć się tym, co było i odpowiednio uhonorować te najpiękniejsze lata w historii klubu.
Decyzja o wsparciu Muzeum Widzewa wynika z pana osobistego przywiązania do klubu?
- Tak. Nie zdecydowałbym się na ten krok, gdybym nie był emocjonalnie związany z Widzewem.
Firma DEANTE z klubem z Al. Piłsudskiego 138 kojarzy się od dawna. Najstarsze informacje o współpracy sięgają 2009 roku. Skąd wziął się wówczas pomysł, by zaangażować się w Widzew finansowo?
- Na mecze Widzewa chodzę od 44 lat. Pierwsze spotkanie na żywo oglądałem, gdy widzewiacy debiutowali przed własną publicznością w europejskich pucharach, remisując w Łodzi z Manchesterem City 0:0. Tak mi się spodobało, że zacząłem chodzić na mecze regularnie, chociaż muszę przyznać, że na początku chodziło się przede wszystkim na… Bońka. Później oczywiście kibicowałem już całej drużynie i tak zostało do dziś.
Czy w związku z tym pojawienie się w klubie Zbigniewa Bońka już w roli działacza dodatkowo zachęciło pana do zainwestowania w klub?
- Motywacja nie dotyczyła może samej obecności Zbigniewa Bońka, ale jego słów, które wyczytałem w prasie. Pytał on wówczas: jak to jest, że klub z Łodzi utrzymują: facet mieszkający w Rzymie, czyli on, i facet spod Warszawy, czyli Wojciech Szymański? Czy naprawdę nie ma na miejscu nikogo, kto mógłby dołożyć do rozwoju klubu swoją cegiełkę? Wtedy właśnie dotarło do mnie, że takim kimś mogę być właśnie ja.
Czy firma DEANTE może liczyć na wymierne korzyści dotyczące współpracy z Widzewem?
- Trudno mówić o zauważalnym efekcie sprzedaży, nie da się tego sprawdzić i jednoznacznie przeliczyć. Nie ukrywam jednak, że gdyby nie emocjonalne podejście moje czy Wojciecha Borkowskiego, szefa DEANTE, to na pewno z czysto biznesowego punktu widzenia nie podjęlibyśmy takiej decyzji.
Jak układała się ta pierwsza współpraca z klubem?
- Sponsorowaliśmy Widzew za czasów Zbigniewa Bońka i Wojciecha Szymańskiego, a następnie jeszcze 2-3 lata, gdy właścicielem klubu był Sylwester Cacek. W pewnym momencie kierunek działań podejmowanych przez osoby kierujące klubem był już jednak dla nas coraz mniej zrozumiały, więc postanowiliśmy się wycofać. Zresztą od początku deklarowaliśmy, że chcemy pomagać Widzewowi w tych najtrudniejszych, najgorszych momentach, gdy nie miał kto tego robić, a wtedy w klubie był duży, bogaty inwestor, więc nasza obecność nie była już tak naprawdę potrzebna.
Decyzja o wsparciu przez DEANTE reaktywującego się w 2015 roku Widzewa nie mogła więc być dla nikogo zaskoczeniem.
- Zgadza się. Znowu było ciężko, znów trzeba było pomóc. Pierwszy rok czy dwa działania Stowarzyszenia RTS Widzew Łódź to był w ogóle, jak na możliwości, bardzo ważny i owocny czas.
Teraz przyszedł czas na odpowiednie zabezpieczenie historii Widzewa?
- Z propozycją zaangażowania się w proces tworzenia Muzeum Widzewa zgłosiło się do nas Stowarzyszenie. Uznaliśmy to za bardzo dobry pomysł. Uważam, że Widzew ma za sobą tak wspaniałą historię, że to jest naprawdę potrzebne. Dla młodych świat zaczyna się wtedy, kiedy sami zaczynają się po nim rozglądać, więc często nie mają pojęcia o tym, co działo się wcześniej. Nie ukrywam, że na mnie wielkie wrażenie zrobiło Muzeum FC Barcelony na Camp Nou, które zwiedziłem kilka lat temu z synem. Biorąc pod uwagę oczywiście odpowiednią skalę, chciałbym, żeby Muzeum Widzewa było takim miejscem dla nas, jak jego odpowiednik dla kibiców Barcy.
Czy decyzja o tym, by zostać Mecenasem Głównym Muzeum Widzewa, była dla firmy DEANTE z biznesowego punktu widzenia trudna, zwłaszcza w kontekście trwającej nadal pandemii?
- Na szczęście nasza branża jest na to odporna. Ludzie zostali w domach, więc więcej remontują. Dlatego nie odczuliśmy negatywnych skutków covidu w biznesie i możemy pomóc.
Jaki jest podstawowy profil działalności firmy DEANTE?
- Skupiamy się przede wszystkim na dostarczaniu wyposażenia łazienek i kuchni, ale od kilku lat nacisk kładziemy na ten pierwszy obszar. Obejmujemy swoją ofertą coraz więcej produktów. Obecnie znajduje się w niej już praktycznie wszystko, poza płytkami. Ważny jest dla nas również rozwój własnej produkcji. Mamy w tej chwili trzy zakłady produkcyjne - po jednym w Polsce, Chinach i na Białorusi. Dalsze plany produkcyjne związane są już jednak tylko z Polską. Tu chcielibyśmy otwierać kolejne zakłady.
Wspomniał pan o remontach w czasie epidemii. Rozumiem, że na brak klientów firma nie może narzekać?
- Sprzedaż w kraju cały czas rośnie, ale najbardziej dynamiczny wzrost notujemy w eksporcie. Nasze produkty docierają do ponad 50 krajów na całym świecie, a udział eksportu w naszych obrotach stale rośnie. Tradycyjnie, jak to bywa w przypadku krajów Europy Środkowej, największe zainteresowanie obserwujemy w państwach byłego bloku wschodniego, tak zwanych „Demoludach”. Mam tu na myśli Węgry, Rumunię, Czechy, Słowacje, Ukrainę, kraje bałtyckie. Ale dobrze rozwija się nam sprzedaż również na rynku niemieckim czy francuskim. Eksportujemy do Stanów Zjednoczonych, Izraela, Nowej Zelandii, a ważnym odbiorcą są również kraje arabskie.
Firma DEANTE, oprócz rozwoju własnej działalności, teraz będzie pełnić bardzo ważną rolę w rozwoju Muzeum Widzewa. Czy zakłada pan dłuższą współpracę z tą instytucją?
- Na pewno zależy mi na wsparciu dłuższym i większym niż tylko na rozruch. Chcemy zadbać o to miejsce w perspektywie 3-5 lat, choć nie chciałbym dzisiaj składać konkretnych deklaracji. Trudno przewidzieć w jakim miejscu za kilka lat będziemy my, Muzeum czy w ogóle klub.
Ma pan swoje oczekiwania względem jego funkcjonowania?
- Na razie mam jedynie kilka swoich przemyśleń, związanych przede wszystkim ze wspomnianą wizytą na Camp Nou. Dobrym pomysłem powinny być rozwiązania dynamiczne, takie jak ekrany multimedialne, dotykowe, gdzie można by sprawdzić na przykład konkretny skład Widzewa w danym sezonie czy meczu. Spodobał mi się też pomysł możliwości robienia specjalnych zdjęć. Mam nadzieję, że będzie to muzeum przede wszystkim właśnie multimedialne, a nie bazujące tylko na gablotach.
Czy przez te ponad 40 lat, od swojego pierwszego meczu na żywo, cały czas był pan blisko Widzewa jako kibic?
- Tak, przerw raczej nie miałem, może poza okresem spędzonym za granicą. Byłem chociażby na wszystkich rozegranych w Łodzi meczach Ligi Mistrzów w Łodzi.
Które bramki bardziej zapadły panu w pamięci? Te z lat 80-tych i meczów z europejskimi gigantami czy bardziej z czasów drużyny Smudy i Ligi Mistrzów, jak zdobyty z połowy gol Marka Citki?
- Tej ostatniej bramki oczywiście nie da się nie pamiętać, ale te starsze, np. strzał Surlita z Manchesterem United na 1:1 to trafienia, które pozostają z człowiekiem na zawsze. W głowie mam też wiele spektakularnych akcji i to niekoniecznie z tych najważniejszych meczów. Współcześnie też zdarzają się pamiętne momenty, jak trafienie Fundambu w spotkaniu ze Stomilem Olsztyn. Pierwszy raz na żywo widziałem taki strzał - przewrotką, niemal w samo okienko.
Czy, wspominając chociażby tego gola, uważa pan, że cokolwiek z czasu reaktywacji, czyli od 2015 roku, powinno mieć swoje miejsce w muzeum?
- Myślę, że warto wspomnieć o tych 5-6 osobach ze Stowarzyszenia, które zaangażowały się w odbudowę klubu od samego początku i wzięło sprawy w swoje ręce w najtrudniejszym czasie. O tym trzeba pamiętać.