Daniel Tanżyna: Wiemy jak ważna jest zbliżająca się runda
Ładowanie...

Global categories

11 January 2020 15:01

Daniel Tanżyna: Wiemy jak ważna jest zbliżająca się runda

Daniel Tanżyna nie może się już doczekać powrotu do treningów z pierwszym zespołem Widzewa. Drużyna rozpocznie przygotowania w poniedziałek 13 stycznia.

Przed startem treningów obrońca podsumował rundę jesienną w swoim wykonaniu i ujawnił, jakie cele stawia przed sobą w 2020 roku. Zawodnik podzielił się również jak spędził urlop, zdał krótką relację z turnieju Amber Cup i ocenił postępy drużyny.

widzew.com: Druga twoja runda bardzo różniła się od tej pierwszej. O tej pierwszej pewnie chciałbyś jak najszybciej zapomnieć?

Daniel Tanżyna: Nie będę ukrywał, że wiosna poprzedniego sezonu była jedną z najsłabszych w mojej karierze. Jesienią wskoczyłem na swój poziom, który reprezentowałem w poprzednich klubach.

Statystyki przemawiają za tobą. Zajmujesz drugie miejsce w drużynie pod względem rozegranych minut. Widzewska defensywa z tobą w składzie ma na koncie 9 czystych kont, jesteście liderem i zanotowaliście swoisty bonus w postaci awansu do kolejnej rundy Totolotek Pucharu Polski. Sam zdobyłeś 2 bramki, zanotowałeś asystę. Czujesz satysfakcję z tego dorobku?

- Rzeczywiście liczby potwierdzają moją dobrą dyspozycję, ale przede wszystkim rosnącą formę całego zespołu. Chcę podkreślić, że jesienią w drużynie nie było widać słabszych ogniw i wszyscy dobrze prezentowali się na boisku. Wykonaliśmy kawał solidnej, zespołowej pracy, co przyniosło efekt w postaci dobrych wyników i wskoczenia na pozycję lidera II ligi.

Z czego wynika progres w twojej grze między wiosną i jesienią?

- Ciężko powiedzieć. Chyba potrzebowałem okrzepnąć w nowym środowisku. Widzew to naprawdę duży klub, który cieszy się ogromnym zainteresowaniem i możliwe, że początkowo trochę mnie to przerosło. Jesienią wszystko już sobie poukładałem i teraz widzę efekty włożonej pracy.

W bieżącym sezonie początek rozgrywek również nie należał do łatwych. Wskazałbyś punkt zwrotny, który pozwolił tobie i drużynie wskoczyć na odpowiednie tory?

- Myślę, że takim punktem zwrotnym był tydzień pomiędzy spotkaniami ze Skrą Częstochowa i Stalą Rzeszów. Mecz ze Skrą kompletnie nam nie wyszedł i czuliśmy się z tym bardzo źle. Potem przyszło starcie z rzeszowianami, którzy byli wtedy na fali, liderowali w tabeli i przyjeżdżając do Łodzi czuli się pewni. Zagraliśmy jednak bardzo dobre spotkanie, wygraliśmy 3:1 i dzięki temu nabraliśmy pewności siebie. Było to dla nas ważne przełamanie. Od początku sezonu byliśmy świadomi tego, że nasz zespół musi się zgrać i doszlifować pewne elementy gry. Niektórych efektów nie da się osiągnąć od razu, potrzebowaliśmy czasu, by prezentować na boisku poziom, jakiego oczekują od nas kibice.

Po tej wygranej rozpoczęliście serię zwycięstw. Udało się wam również awansować do kolejnej rudny Totolotek Pucharu Polski. Drużyna mocno tonowała radość po wyeliminowaniu Śląską Wrocław, ale dało się odczuć, że dodało wam to wiary we własne siły.

- W meczu ze Śląskiem nie byliśmy faworytem, jednak stworzyliśmy ciekawe widowisko. Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie przy kapitalnej atmosferze na stadionie. Pamiętajmy, że Śląsk przed tym starciem nie przegrał meczu i był wiceliderem ekstraklasy! To spotkanie dodało nam wiatru w żagle i pokazało, że mamy mocny zespół, który może rywalizować z najlepszymi.

Nie da się ukryć, że jesteś jednym z liderów drużyny. Widać to na murawie, ale również poza nią. Wynika to z twojego charakteru?

- Naszym generałem jest Marcin Robak, który kieruje nami na boisku i w szatni, a ja staram się go wspierać razem z pozostałymi członkami rady drużyny. Zależy nam na tym, żeby nasza szatnia była spójna. Pomagamy sobie nawzajem zarówno na boisku, jak i poza nim. Napędzamy się, zwracamy uwagę, ale nikt się nie obraża, bo wiemy jaki postawiono przed nami cel. Wydaje mi się, że dzięki temu jesienią zaczęliśmy dobrze funkcjonować jako zespół.

Czy Daniel Tanżyna nie ogląda zbyt dużo żółtych kartek?

- Nie da się ukryć, że jest to pewien mankament w mojej grze, nad którym staram się pracować. To wynika trochę ze stylu mojej gry, nigdy nie odpuszczam, czasami walczę na pograniczu faulu. Taka jest też specyfika gry na mojej pozycji, w ostatniej linii obrony przed Wojtkiem Pawłowskim. Zdarza się, że po błędzie kolegi trzeba ratować się faulem. Tych żółtych kartek jest jednak na pewno za dużo.

Za tobą ciekawy grudzień. Z jednej strony spotkałeś legendę siatkówki Gibę, z drugiej wystąpiłeś w prestiżowym turnieju Amber Cup.

- To był dla mnie lekki szok, że Giba, legenda światowej siatkówki, nagle trenuje, nie dość, że w Łodzi, to jeszcze na siłowni naszego stadionu. Porozmawialiśmy, wymieniliśmy się kontaktami i obiecałem zaprosić go na mecz w "Sercu Łodzi". Giba okazał się bardzo rozmowny i obiecał, o ile oczywiście jego obowiązki mu pozwolą, pojawić się na jednym z naszych spotkań. Co do turnieju Amber Cup, to zagrałem tam na zaproszenie mojego przyjaciela Kamila Wilczka, który urodził się w Wodzisławiu Śląskim, czyli praktycznie po sąsiedzku ze mną. To była okazja do fajnej zabawy, ale na takich imprezach nie gra się na sto procent, bo najważniejsze są mecze ligowe i każdy zawodnik chce uniknąć niepotrzebnych urazów. Turniej w Gliwicach był też okazją do spotkania mojego idola piłkarskiego, którym jest Marcin Wasilewski.

Czym imponuje ci Wasilewski? Wzorujesz się na nim na boisku?

- Marcina szanuję za całokształt jego kariery i charakter. Cenię jego styl gry i staram się na nim wzorować. Pamiętajmy, że przetrwał bardzo groźną kontuzję, kiedy Axel Witsel złamał mu nogę. Groziło mu zostanie inwalidą, a wrócił do najwyższej dyspozycji. Pamiętam taką scenę, gdy już podczas gry w Anglii, gdzie zresztą zdobył mistrzostwo z Leicester, odwiedziła go liczna grupa kibiców Anderlechtu. Taki wyrobił sobie u nich szacunek. Gdy pyta się piłkarzy, kto jest ich idolem, to zazwyczaj odpowiadają, że Ronaldo lub Messi. Idolem Daniela Tanżyny jest właśnie Marcin Wasilewski.

Okres urlopowy zbliża się ku końcowi. Ciągnie cię już na boisko?

- Ogromnie się cieszę, że wracamy do treningów. Po zakończeniu rundy jesiennej pierwszy raz w karierze nie chciałem kończyć gry i wyjeżdżać z miasta na urlop. Po meczu z Błękitnymi Stargard czułem, że moglibyśmy grać do końca grudnia, jak w Anglii. Atmosfera w drużynie, dobre wyniki bardzo mnie angażowały i nie chciałem tego przerywać. Po świętach, a następnie odwiedzinach u rodziny i znajomych wróciłem do Łodzi na tydzień przed rozpoczęciem treningów. Chciałem dobrze przygotować się do startu przygotowań, bo wszyscy wiemy jak ważna jest zbliżającą się runda.

Dla ciebie niestety przygotowania do rundy wiosennej będą o tydzień dłuższe...

- No tak, niestety na własne życzenie. Pierwszy raz mam taką sytuację, że przymusowo zacznę wiosenne granie później od reszty zespołu. Zawsze w momencie zagrożenia pauzą, zwracałem się z uprzejma prośbą do sędziów o pobłażliwe traktowanie. Oni zawsze prosili, żebym nie przesadzał w starciach. I teraz mi się nie udało... Mam po prostu taki styl gry, nigdy nie odpuszczam żadnej piłki. Rozumiem jednak, że muszę być nieco ostrożniejszy przy interwencjach.

Masz w zwyczaju stawiać sobie cele na Nowy Rok?

- Tak, zawsze staram się zawiesić sobie poprzeczkę odpowiednio wysoko. Na wiosnę na pewno będę chciał, by z całą linią obrony zanotować jak najwięcej czystych kont, odnosić kolejne zwycięstwa i osiągnąć upragniony awans do I ligi. Drużyna ma do rozegrania 14 finałów i do każdego będziemy musieli się odpowiednio przygotować.

Jesteś już w Łodzi od blisko roku. Zadomowiłeś się w mieście, w klubie?

- Bardzo dobrze się tu czuję. Gdy latem ponieśliśmy porażkę i zaprzepaściliśmy awans, zależało mi, żeby w jakiś sposób to naprawić i zmienić opinie kibiców na mój temat. Jesteśmy na półmetku rozgrywek i wydaje mi się, że powoli udowadniam, że potrafię grać w piłkę. W Łodzi mieszka mi się bardzo dobrze. W klubie jest świetna atmosfera. Bardzo szanuję wszystkich pracowników, którzy ciężko pracują, budują Widzew oraz dbają o to, żeby mnie i reszcie zawodników niczego nie brakowało. Jeśli miałbym powiedzieć coś na temat miasta, to pewien mankament stanowią wieczne korki (śmiech). Chociaż jeśli remontowane są drogi, to znak, że miasto się rozwija.