Global categories
Daniel Mąka: Nic lepszego nie mogło mnie spotkać
Marcin Olczyk: W domu zostawiłeś dwójkę dzieci, z którymi trudno ci się rozstawać. Nie przykrzy ci się bez nich na obozie?
Daniel Mąka: Trochę się już na pewno do tego przyzwyczaiłem. Nie jestem młodym, perspektywicznym zawodnikiem (śmiech), więc kilka tych obozów na koncie już mam. Rozłąka na pewno doskwiera, daje o sobie znać tęsknota. Teraz akurat dzieciaki wchodzą jednak w taki okres, że ich obozy pokrywają się z moimi. To dla mnie pierwszy raz, kiedy wszyscy jesteśmy w rozjazdach. Nie mamy więc teraz stałego kontaktu, ale myślę, że one sobie poradzą. Córka jest właśnie na wyjeździe i rozmowy z nią ograniczają się do: "U mnie wszystko w porządku, ale muszę kończyć. Do usłyszenia", więc chyba odnalazła się w nowych okolicznościach. Synek wyjeżdża w najbliższych dniach na obóz piłkarski, więc jeśli po powrocie dostaniemy dzień wolnego to postaram się go odwiedzić i zobaczyć, jak sobie radzi. To jego pierwsze takie doświadczenie, więc chcę być dla niego. Ma zaledwie 5,5 roku, ale wierzę, że sobie poradzi. Będę go w tym wspierać.
Cieszysz się, że Radek idzie w twoje ślady?
- Dla mnie najważniejsze jest, żeby dziecko uprawiało jakąkolwiek dyscyplinę sportu, zwłaszcza zespołowego, ale pływanie też jest super. Każda forma rekreacji jest jak najbardziej wskazana, bo dzieci są teraz bardzo "skomputeryzowane", praktycznie nie opuszczają cyberświata. Dlatego bardzo się cieszę, że moje pociechy interesują się sportem i aktywnym trybem życia. Wiadomo, że to specyficzny wiek. Nie jest to na pewno czas na jakieś specjalizacje, ale staram się im wpajać, że ważne są regularność, systematyczność i powtarzalność. Przyda się to, jeśli zdecydują się poważnie zająć uprawianiem sportu w przyszłości.
Ty, jak wspomniałeś, uczestniczyłeś już w wielu obozach przygotowawczych. Jak oceniasz ten czas, który odbywa się w Opalenicy? Czy drużynie jest to potrzebne?
- Znajdujemy się w specyficznej sytuacji, bo przerwa letnia jest krótka, a my mamy nowy sztab szkoleniowy, więc ten obóz na pewno pomoże każdemu - nam zawodnikom, a także właśnie trenerom. Ale czy pracowalibyśmy miesiąc, pół roku czy rok razem, każde zgrupowanie scala drużynę. W zespole co pół roku zwykle pojawia się kilka zmian. Trzeba wkomponować nowych zawodników, przy czym u każdego piłkarza zupełnie inaczej przebieg proces aklimatyzacji. Taki wyjazd i czas spędzony razem bardzo w tym pomagają. Wracając do obecnej sytuacji, każdy z nas chyba pierwszy raz spotkał się z tak krótkim okresem przygotowawczym. Ważne, żeby nie zostać na starcie w blokach, bo liga rusza już za dwa i pół tygodnia.
Bywałeś już na obozach na poziomie ekstraklasy. Jak na tym tle wyglądają warunki, z którymi macie do czynienia w ośrodku Remes?
- Faktycznie z niektórymi klubami wyjeżdżaliśmy nawet zagranicę, a często też nieopodal Opalenicy, do Grodziska Wielkopolskiego. Warunki tu są zdecydowanie ekstraklasowe. Mamy możliwość korzystania z wszystkich udogodnień tego miejsca. Nic, tylko czerpać z nich na maksa. Zmęczenie będzie narastać, więc każda forma odpoczynku czy odnowy biologicznej jest dla nas cenna.
Ważne w przygotowaniach jest wyłączenie czynników zewnętrznych, które zaburzają codzienną pracę w Łodzi?
- Bardzo. Teraz mamy tak zaplanowane dni, że jest czas na pracę fizyczną, odprawy, posiłek, odpoczynek i regenerację. Wszystko podporządkowane jest temu, żebyśmy przygotowali się do sezonu w najlepszy możliwy sposób.
Na treningach dzieje się dużo. Lubisz tak intensywną i różnorodną pracę?
- Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Możliwe, że w przeszłości na treningach wyglądało to nieco inaczej, ale te różnice wynikają z doświadczeń i punktu widzenia poszczególnych trenerów. Potem i tak całość weryfikuje boisko. Najważniejsze, żeby nasza praca przyniosła oczekiwane efekty.
Czy trener Mroczkowski przedstawił wam już swoją wizję gry drużyny?
- Docelowo wiemy, co mamy robić. Jest to powtarzane na każdych zajęciach. Na koniec treningów, poza regularnymi ćwiczeniami, mamy pokazywane dodatkowo, jak zachowywać się w danych sytuacjach na boisku. Każdy szkoleniowiec ma swoją wizję i wdraża ją właśnie przede wszystkim poprzez organizację wspólnej pracy. Zdajemy sobie sprawę, czego trener od nas oczekuje i z każdym treningiem powinniśmy realizować to coraz lepiej.
Wygląda na to, że zadomowiłeś się w Widzewie. Czego oczekujesz po nowym, twoim już trzecim, sezonie w klubie?
- Powiem tak: w drugiej lidze jeszcze nie grałem. Będę w niej debiutował. Dlatego nie wiem zupełnie czego się spodziewać. Po tych dwóch latach spędzonych w Widzewie jestem na pewno bogatszy o ważne doświadczenia. Z zewnątrz to może wyglądać tak, że fajnie jest do nas przyjść, bo jest publiczność, systematyczność, dobra organizacja - brak problemów, tylko praca, trening i wykonanie zadania. Nie każdy zdaje sobie jednak sprawę, jakie są tu wymagania. Dopóki nie przyjdziesz i nie odczujesz tego na własnej skórze, nie będziesz wiedział czy się do gry w Widzewie nadajesz, czy nie. My już wiemy jak to funkcjonuje, dlatego ważna jest teraz nasza rola we wdrażaniu nowych piłkarzy i tłumaczeniu im, jak to wszystko funkcjonuje. Im szybciej przekażemy im odpowiednią wiedzę, tym szybciej oni wkomponują się w zespół i zaczną mu pomagać. Trzeba na pewne sprawy się po prostu uodpornić. Ok, fajnie jest dołączyć do takiego klubu. Dla mnie to chyba najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie w mojej sportowej karierze, ale też trzeba się tu zmierzyć z dużym wyzwaniem.
Czyli z dwóch lat spędzonych w Widzewie jesteś zadowolony?
- Dokładnie tak. Nie wyobrażałem sobie, że tak to będzie wyglądało. Trudno było przewidzieć taki "boom" i modę na Widzew. Nic lepszego nie mogło mnie w życiu piłkarza spotkać. Te przeżycia, które nam towarzyszą - zwłaszcza co dwa tygodnie podczas meczów domowych - to coś wyjątkowego, czego nikt mi już nie odbierze. Rolą nas, starszych zawodników, którzy są dłużej w klubie, jest uświadomienie młodszym, mniej doświadczonym kolegom, z czym to się wszystko je. I w tym też chcę pomóc, choć mam nadzieję, że przed nami zdecydowanie więcej chwil w tym radosnym wydaniu.