"Czego się boicie? Juventusu?"
Ładowanie...

Global categories

11 November 2017 10:11

"Czego się boicie? Juventusu?"

Dla legendarnego prezesa Widzewa nie było rzeczy nie do zrobienia. Janina Sobolewska przyznaje, że jej mąż do końca swoich dni żył ukochanym klubem.

Ludwik Sobolewski, twórca Wielkiego Widzewa, odszedł 11 listopada 2008 roku, w wieku 83 lat. Jego związek z RTS-em oficjalnie rozpoczął się w 1970 roku i trwał do końca, zapisując piękną kartę w historii polskiego sportu. To właśnie legendarny prezes zarządzał klubem, który zadziwił nie tylko piłkarską Polskę, ale i całą Europę, a sprowadzani przez niego piłkarze tworzyli zespół, który potrafił zawstydzić największe gwiazdy światowego formatu.

- Nie było dnia, żeby najważniejsza nie była dla niego piłka nożna, do końca. Był zafascynowany swoimi piłkarzami. Bardzo dobrze wspominał i cenił Mirka Tłokińskiego. Żył życiem piłkarzy z pierwszej epoki Wielkiego Widzewa. Było wiele wspominków, spotkań - z zawodnikami i ich rodzinami. Utrzymywał bliski kontakt z Władkiem Żmudą, często mówił o Krzysztofie Surlicie - wyjaśnia Janina Sobolewska, wdowa po Ludwiku Sobolewskim.

Oczywiście sukces na boisku to przede wszystkim wypadkowa gry zawodników i odpowiedniego przygotowania, ale Widzew nie oczarowałby tak wielu kibiców, gdyby nie charakter i niezłomność jego sternika. Sobolewski nie poddawał się w żadnych okolicznościach, a swoim entuzjazmem i wiarą zarażał innych, również piłkarzy, którzy dla niego potrafili „przenosić góry”.

- Złego słowa o swoich zawodnikach nie dał powiedzieć. Zachęcał ich do walki z silniejszymi. Niemal prowokował. Pamiętam jak dziś, jak pytał: „Czego wy się boicie? Juventusu? Liverpoolu? A kto to jest? Są dni słabsze i mocniejsze. Czym wy się różnicie? Do boju! Walczyć!”. I do nich to trafiało. Nie było obaw czy wątpliwości i tłumaczeń, że Juventus to Juventus. Dla Ludwika nie było rzeczy nie do zrobienia. Trzeba było tylko chcieć - podkreśla nasza rozmówczyni.

Pierwsza dekada XXI wieku nie była dla łódzkiego klubu szczęśliwa. Mający problemy zdrowotne Sobolewski miał tego świadomość, ale do końca wierzył, że klub się podniesie. Znał jego bolączki i zdawał sobie sprawę, gdzie leżą problemy. Zawsze był gotów służyć radą i wsparciem, mimo, że stan zdrowia nie pozwalał mu już aktywnie działać.

- W ostatnich latach bardzo trzymał kciuki za Widzew, ale był też pełen obaw. Czuł, że ludzie zajmujący się klubem nie do końca czują piłkę, przynajmniej nie na tym poziomie. Ubolewał, że nie ma szkolenia młodzieży, przez co nie było skąd brać kolejnych pokoleń prawdziwych widzewiaków, z tym naszym, tutejszym charakterem - wyjaśnia pani Janina.

Ludwik Sobolewski całe życie służył innym. Cechowała go w tym niezwykła lekkość i naturalność. Nie dało się go nie lubić, a pamięć o nim trwa nie tylko w sercu widzewskiej rodziny, co potwierdziły żegnające go tłumy. - Lubił żartować, lubił się śmiać. Nigdy wcześniej, ani później, nie spotkałam człowieka tak skromnego, o tak rozległej wiedzy i przy tym myślącego przede wszystkim o innych - wyjaśnia nam małżonka prezesa. - Chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy pamiętają o moim mężu. Nie da się tego nie zauważyć - dodaje.