Global categories
Czasem trzeba wiedzieć kiedy odpuścić - rozmowa z Marcinem Kozłowskim
Dariusz Cieślak: Kadra meczowa bez Marcina Kozłowskiego. Dawno takiego zjawiska kibice nie widzieli na oczy. Co się stało?
Marcin Kozłowski: Niestety od około trzech tygodni czułem się po prostu słabo podczas dużego wysiłku. Szybko się męczyłem, nie miałem tyle mocy, aby zasuwać przez dziewięćdziesiąt minut na pełnych obrotach i nie wiedziałem o co chodzi. Nie byłem sobą. Po Wikielcu czułem się już dramatycznie. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało, dlatego się przestraszyłem. Dzień później miałem już umówioną wizytę w szpitalu i zrobili mi wszystkie badania. Okazało się, że mam przewlekłe zapalenie zatok i jakieś bakterie w organizmie. Dostałem antybiotyk i zestaw leków.
I nie było pokusy, żeby próbować połączyć leczenie z treningami?
- Oczywiście, że była. Ja chciałem trenować i pomóc chłopakom w sobotnim meczu, ale trener Smuda sprowadził mnie na ziemię. Zalecił odpoczynek i kazał doleczyć się do końca. Szczerze mówiąc, to dobra decyzja, ponieważ grając przy antybiotykoterapii mógłbym naprawdę zrobić krzywdę organizmowi. Kto wie, jak długa czekałaby mnie wtedy przerwa. Czasem trzeba wiedzieć kiedy odpuścić.
Może ta przerwa to dla ciebie jedyna szansa na regenerację? Mam wrażenie, że jesteś naszym jednym z najbardziej eksploatowanych zawodników.
- Myślę, że nie ma to większego znaczenia. Jestem dobrzy przygotowany do sezonu, ciężko trenuję i dbam o siebie w każdym aspekcie. Więc gdyby nie ta infekcja, ta przerwa byłaby kompletnie niepotrzebna. Mam nadzieję, że to będzie jedyny mecz, który opuszczę w tym sezonie. Dzisiaj mam jeszcze wizytę u specjalisty, po której będzie trzeba przefiltrować antybiotyk.
Ostatni remis z Wikielcem chyba nie był czymś łatwym do przełknięcia?
- Nie ma co wracać do tego meczu. Stało się i nic się na to nie poradzi. Teraz liczy się tylko mecz z Pelikanem Łowicz. Stare porzekadło mówi - jesteś tak dobry, jak twój ostatnim mecz, więc jestem przekonany, że po sobocie znów wrócimy na właściwe tory.
Czyli w sobotę kolejny komplet punktów w Sercu Łodzi?
- Oczywiście. Na treningu wszystko wyglądało wzorowo. Choć mamy też świadomość, że to będzie trudny mecz. Znając trenera Płuskę, to przeanalizował dokładnie grę naszego zespołu i każdego zawodnika indywidualnie. Z tego co się orientuję, to do samego końca był czujny i podejrzewał, że moja przerwa to tylko zasłona dymna. Spodziewał się, że wyjdę dzisiaj na boisko. Ale spokojnie. Mam nadzieję, że mój zmiennik zagra dobre zawody, bo najważniejsze jest dobro drużyny i kolejna wygrana.
W sobotę będziesz na stadionie? Może ponownie zawitasz na sektor D?
- Będę na sto procent! Chciałbym ponownie zawitać pod Zegar, bo tam atmosfera jest nie do opisania. To jest cała magia kibicowania od środka. Miałem już raz okazję być tam podczas pauzy w meczu z Jagą za kartki i wiem, że najlepiej przeżywa się tam mecz. Tym bardziej, że gdy nie gram, stresuję się podwójnie. Tylko z tymi oskrzelami chyba nie będę mógł za bardzo krzyczeć. Mam tam też wielu znajomych, więc fajnie będzie się z nimi spotkać, przybić „piątkę” i zebrać reprymendy za wpadkę w Wikielcu.