Global categories
Chciałbym pociągnąć tę drużynę - rozmowa z Robertem Kowalczykiem
Mateusz Makowski: Jesteś wychowankiem Widzewa. Opowiedz proszę o swoich początkach w klubie. Jak zaczynałeś? Skąd pomysł, że Twoim sportem będzie piłka nożna?
Robert Kowalczyk: Od zawsze interesowałem się piłką nożną. Mój Tata grał w „nogę” i ja przejąłem po nim schedę. Wychowałem się sto metrów od stadionu Widzewa, dlatego trudno, żebym jeździł gdzieś indziej niż na Piłsudskiego. Przeszedłem wszystkie szczeble juniorskie, grałem również w rezerwach i tak trafiłem do pierwszej drużyny za czasów trenera Michała Probierza, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Wiele mogłem się u niego nauczyć.
Debiutowałeś bardzo wcześnie, w wieku bodajże 17 lat. Pamiętasz swój pierwszy mecz? Może masz z tym związaną jakąś anegdotę?
- Debiutowałem za czasów trenera Janusza Wójcika [mowa tutaj o spotkaniu w Ekstraklasie przegranym 0:1 z Zagłębiem Sosnowiec w maju 2008 roku. Faktycznynym debiutem Roberta Kowalczyka było jednak spotkanie z Jagiellonią Białystok w listopadzie 2007 roku w Pucharze Ekstraklasy - przyp. red.] i w tamtym okresie rozegrałem swój pierwszy mecz, choć do drużyny udało mi się wejść trochę wcześniej. Anegdot z tamtego okresu chyba przytaczać nie muszę, gdyż każdy pamięta „motywujące” słowa trenera do naszego bramkarza i jak to wszystko wyglądało.
W ostatnich latach często zmieniałeś kluby. Z czym były związane te zmiany? Czy takie przeprowadzki hartują piłkarza?
- Myślę, że częste zmiany nie są dla piłkarza zbyt dobre. Powinien on znaleźć jakieś miejsce, gdzie ustabilizuje swoją formę. Moje przeprowadzki niezupełnie podyktowane były moimi wyborami - miałem długą umowę z Widzewem i w momencie, gdy wracałem z wypożyczenia, od razu miałem narzucone z góry przez dyrektora sportowego, że mam szukać sobie kolejnego klubu, bo tutaj mnie nie chcą. Tak to wyglądało. Samodzielnie zdecydowałem o swoim losie dopiero, kiedy przeszedłem do Broni Radom. Tam rozegrałem pół sezonu, a następnie otrzymałem bardzo dobrą ofertę, z kategorii tych nie do odrzucenia, z Pilicy Białobrzegi.
Gdybyś miał ocenić, to w którym z klubów czułeś się najlepiej? Kilka ich w końcu było.
- W Pelikanie Łowicz. Miałem tam okazję trenować pod okiem trenera Bogdana Jóźwiaka [piłkarz Widzewa w latach 1990-1995, grający na pozycji pomocnika - przyp. red.]. Uważam, że jest to bardzo dobry szkoleniowiec i potrafi wyciągnąć z zawodników to, co najlepsze.
Masz dużo szczęścia w strzelaniu bramek odwiecznym rywalom Widzewa - rezerwom Legii strzeliłeś 4 gole, Łódzkiemu Klubowi Sportowemu również udało ci się wbić piłkę do siatki. To jest umiejętność ustawiania się na boisku, szczęście, a może jedno i drugie? Czy w ogóle coś innego?
- Myślę, że jedno i drugie. Napastnik powinien mieć trochę szczęścia, aby, niezależnie czym uderzy, piłka zawsze trafiała do siatki. Ustawienie się to już jest kwestia treningu, doświadczenia i taktycznego rozegrania, w ramach którego trener nakreśla kto i gdzie ma się podziać na boisku, i jak na tę piłkę wbiegać. Wiadomo, że środkowy napastnik zawsze musi kierować się na pierwszy słupek i właśnie w ten sposób padała większość moich bramek. Cztery bramki, które strzeliłem Legii, to: dwie po wbiegnięciu na bliższy słupek, a kolejne dwie z sytuacji sam na sam. Można powiedzieć, że zdobyłem je w klasyczny dla napastnika sposób.
Na papierze wyglądało to na ciągła podróż w dół, przechodziłeś do klubów z coraz niższych lig. Jak sam oceniasz postęp swojej kariery? Jesteś z niej zadowolony?
- Na ten moment uważam, że mam przygodę z piłką, a nie karierę. To pierwsza zasadnicza rzecz, ale tak, jak wspominałeś, zagubiłem się w pewnym momencie i nie poszedłem w odpowiednim kierunku, ponieważ gdy miałem osiemnaście lat, debiutowałem w Widzewie. Niewielu chłopaków ma tę możliwość. Po prostu myślę, że może to było za wcześnie i za wiele błędów popełniłem w podejmowaniu decyzji, żeby później móc cofnąć czas i jeszcze raz to przemyśleć.
Powrót do Widzewa to szansa na poprawę i rozpoczęcie prawdziwej kariery piłkarskiej?
- Mam taką nadzieję, ponieważ nie jestem jeszcze na tyle stary, żebym nie mógł z Widzewem zagrać przynajmniej w pierwszej lidze. Przede wszystkim jak zdrowie dopisze, to teraz jest inny Robert Kowalczyk i wie, co można, a czego nie można. Jestem pewien, że dużo lepiej wykorzystam ten czas w klubie, niż wtedy, gdy byłem nastolatkiem. Choć nie ukrywam, że wówczas była fajna ekipa oraz trenerzy, których spotkałem. Świetnie mi się z nimi współpracowało.
Twoje słowa potwierdzają, że doświadczenie życiowe - porównując nastoletniego piłkarza z tym dwudziestoparoletnim - zmienia patrzenie na piłkę nożną, podejście do treningów.
- Zgadza się. Przede wszystkim kwestia wieku odgrywa tutaj największą rolę, ponieważ młody chłopak niewiele rzeczy wie, a tak naprawdę im starszy, tym więcej się uczy. To nie tyczy się tylko piłki nożnej, ale i całego życia. Będąc starszym trzeba zacząć myśleć inaczej. Wiadomo, są jakieś błędy młodości, ale później trzeba nauczyć się, gdzie są ich granice.
Czy będąc zawodnikiem innych zespołów, pojawiałeś się na trybunach jako kibic podczas pojedynków Widzewa?
- Oczywiście, że się pojawiałem. W większości klubów, w których grałem, dojeżdżałem na treningi z Łodzi, więc gdy tylko miałem wolną chwilę lub nie rozgrywałem swojego meczu, pojawiałem się na stadionie. Nie ukrywam, że jestem emocjonalnie związany z Widzewem. Tutaj się wychowałem i nigdy o tym nie zapomnę.
Kiedy ostatnio grałeś jako piłkarz RTS? Pamiętasz swój ostatni mecz w czerwono-biało-czerwonych barwach?
- Oj, ostatni mecz w Widzewie? Około ośmiu, może siedmiu lat temu w pierwszej lidze, bodajże przeciwko Dolcanowi Ząbki, ale ręki sobie nie dam uciąć. Nie pamiętam tego aż tak dobrze.
Przejdźmy teraz do tego, co aktualnie dzieje się z tobą i klubem. Wracasz do Widzewa i wchodzisz w najlepszy wiek dla piłkarza. Duża sprawa dla tak doświadczonego piłkarza?
- Nowe nadzieje są i liczę na to, że przy tym podejściu odegram znaczącą rolę, inaczej niż we wcześniejszym Widzewie, w którym grałem. Tym bardziej, że mam już swoje lata i chciałbym pociągnąć tę drużynę.
- W ostatnim czasie jeden z twoich rywali do miejsca w pierwszej jedenastce rozwiązał kontrakt z klubem. Czujesz się pewniej? Jeszcze bardziej cię to zmotywowało?
- Nic to kompletnie nie zmienia, nadal będę trenował na sto procent i dawał z siebie wszystko. Okres transferowy jest długi i w każdym momencie może pojawić się nowy zawodnik. Dla nas napastników, a nawet dla każdego zawodnika z pola dobrze, gdy przychodzi ktoś nowy i czuć rywalizację, bo to podwyższa poziom sportowy drużyny.
Przed Zespołem postawiono ambitny cel: awans do III ligi. Runda jesienna była o tyle trudna, że drużyna była kompletowana w zaledwie trzy tygodnie, teraz na przygotowania jest więcej czasu. Czujesz atmosferę mobilizacji i ambicji w klubie?
- Przede wszystkim jasno widać po przeprowadzanych transferach, jaki jest cel drużyny. Wszyscy na poważnie myślą o awansie, a w szatni każdy z nas czuje mega mobilizację i presję związaną z tym wyzwaniem. Czwarta liga nie jest najmocniejsza, ale wiele drużyn potrafi bardzo dobrze się bronić. Do tego dochodzą małe i często nierówne boiska, co utrudnia zadanie grania piłką, ułatwiając realizowanie zadań defensywnych. Niezależnie od tego powinniśmy sobie poradzić z taką drużyną, jaką teraz mamy. Jest to cel do zrealizowania. Ja osobiście mam nadzieję na awans. Brak awansu będzie ogromną porażką sportową, bo mamy w swoich szeregach ludzi, którzy ocierali się o występy w ekstraklasie, ale też regularnie występowali w pierwszej, drugiej czy trzeciej lidze. Poziom sportowy tych chłopaków jest na tyle wysoki, że powinniśmy sobie spokojnie poradzić z obecną stratą punktową [Widzew traci do lidera 9 oczek – przyp. red.], tym bardziej, że do rozegrania jest dziewiętnaście spotkań. Nie każdy wzmacnia się tak, jak my, i nie będzie punktował w każdym meczu. My musimy grać swoje, wykorzystać błędy przeciwników, przy czym sami ich nie popełniać, i tego się trzymajmy.
Sporym problem widzewiaków w rundzie jesiennej było zdobywanie bramek. Szło to bardzo opornie, jednak defensywę mieliśmy najlepszą w lidze, z najmniejszą liczbą straconych bramek w stawce. Patrząc po wzmocnieniach - kibice mogą liczyć na zmianę?
- Mam nadzieję, że strzelę kilka bramek i w ostatecznym rozrachunku będą się one liczyły. Nie zapominajmy, że ta drużyna była budowana w ekspresowym tempie - dwóch, może trzech tygodni. Jestem pełen podziwu dla trenera Witolda Obarka, który w przeciwieństwie do wielu trenerów, podjął się tego trudnego wyzwania. Dlatego uważam, że strata tylko dziewięciu punktów do lidera jest naprawdę dobrym wynikiem. Trzeba też oddać szacunek chłopakom, tym co byli i tym co są, że zaangażowali się w to przedsięwzięcie. Reasumując - myślę, że zrobili dobry wynik.
Jesteś już jakiś czas w drużynie. Zdążyłeś się zaaklimatyzować? Jak się czujesz w zespole? Czy dobrze przyjęła cię szatnia, w której w ostatnim czasie wiele się zmieniło - kilku graczy odeszło, kilku przyszło?
- Chłopaki przyjęli mnie bardzo dobrze, tym bardziej, że z niektórymi z nich miałem okazję trenować i znałem się wcześniej. Także problemów z aklimatyzacją nie było żadnych.
Jakie są twoje wrażenia z pierwszego w tym roku sparingu Widzewa, który rozegraliście z TMRF w dość trudnych warunkach pogodowych?
- Dosyć pozytywne, choć nie ukrywam, że w drugiej tercji myślałem, że zdobędziemy trochę więcej bramek. Warunki pogodowe, a zwłaszcza podłoże, było, jakie było, i nie zawsze udawało się wykonać wszystkie założenia. Uważam, że w niektórych momentach to my byliśmy stroną całkowicie dominującą nad rywalem. Przy odrobinie lepszej skuteczności, mojej i kolegów, moglibyśmy prowadzić wyżej niż trzema bramkami…
Porównując kolejny sparing w okresie przygotowawczym z Żyrardowianką, który poszedł Wam lepiej? Coś się zmieniło na lepsze? Powiedz kilka słów o ostatnim meczu.
- Patrząc na zdobycz bramkową można być bardziej zadowolonym ze sparingu z TMRF, ale biorąc pod uwagę zespół z Żyrardowa można być zadowolonym z końcowego wyniku sobotniego sparingu, gdyż wygraliśmy, a warunki nie były za dobre i mogło się to potoczyć inaczej. Warto pamiętać, że na kilka minut przed końcem przegrywaliśmy, jednak chłopaki zmobilizowali się i wyciągnęli pozytywny dla nas wynik. Reasumując można być zadowolonym z obu sparingów - w jednym strzeliliśmy kilka bramek, a w drugim pokazaliśmy grę do końca z czego znany był Widzew.
Plany na kolejne sparingi i okres przygotowawczy?
- Przede wszystkim ciężka praca i dobre wyniki w tych sparingach, bo to one będą budować atmosferę w szatni. To będzie nam bardzo potrzebne, bo gdy wejdziemy w sezon z wygranymi sparingami, do tego w większości z drużynami trzecioligowymi, to jeszcze przed startem rundy pokażemy, że będziemy się liczyć w walce o awans, a do tego da nam to przysłowiowego kopa.
Bardzo ciekawie kibicowsko, a zapewne i piłkarsko, zapowiadają się spotkania w drugiej połowie lutego z Karpatami Krosno oraz Stalą Rzeszów, czyli dawnymi "zgodami". Zapewne pojedzie na te mecze bardzo dużo łódzkich kibiców, a co za tym idzie, bardzo wzrosną oczekiwania wysokiej wygranej. To dodatkowy motywator?
- Dokładnie tak, są to stare "zgody" Widzewa i wcale się nie zdziwimy, jeśli pojawi się dużo kibiców. Na pewno damy z siebie wszystko. Nie zapominajmy również o sparingu z Pelikanem Łowicz, gdzie mamy również bardzo duży fan klub i też pojawi się duże wsparcie dwunastego zawodnika.
Na zakończenie naszej rozmowy powiedz, proszę, jak układa się twoja współpraca z trenerem Marcinem Płuską?
- Bardzo, bardzo dobrze, z tego względu, że trener podchodzi do każdego indywidualnie, każdy otrzymuje rozpiskę z tym, co ma robić, czego przestrzegać, i jeśli będzie to wyglądało tak cały czas, myślę, że zrobimy naprawdę dobry wynik.
Przed zatrudnieniem trenera Płuski dużo dyskutowało się o jego wieku i doświadczeniu. Jak to wygląda ze strony piłkarza? Wiek trenera ma znaczenie czy liczy się jego charyzma?
- Mogę powiedzieć po sobie, że nie patrzę na wiek tylko na stanowisko. Zawsze umiem odróżnić role trenera i zawodnika. Trener Płuska nie pozwoli sobie zresztą wejść na głowę, wie czego od nas oczekuje i jasno to sprecyzował na naszej odprawie. Każdy wie, od czego jest, i będzie to dobrze wyglądać, jeśli utrzyma się taka dyscyplina i zaangażowanie każdej ze stron.
Nie można też zapominać, że Widzew w swojej historii miał już młodych trenerów, chociażby Michała Probierza, który w klubie z alei Piłsudskiego rozpoczynał swoją karierę trenerską bez wcześniejszego doświadczenia. Wtedy klub był w ekstraklasie i również trener Probierz dostał zawodników starszych od siebie. Nie ma co zwracać uwagi na wiek szkoleniowca. Każdy powinien znać swoją pozycję w drużynie.