Global categories
Bronisław Waligóra: Pora w końcu powtórzyć nasz sukces
Trener, który w 1985 roku wywalczył z łodzianami historyczne trofeum, był gościem klubu podczas spotkania Widzewa ze Śląskiem Wrocław, do którego doszło w 1/32 finału Totolotek Pucharu Polski sezonu 2019/2020. 87-letni Bronisław Waligóra przyniósł drużynie Marcina Kaczmarka szczęście. Na jego oczach czerwono-biało-czerwoni pokonali 2:0 rywala, który występuje na co dzień dwie klasy rozgrywkowe wyżej. W następnej rundzie rozgrywek widzewiaków czeka kolejny szlagier - tym razem podejmować będą Legię Warszawa. Jest szansa, że ten mecz z wysokości trybun również obejrzy doświadczony szkoleniowiec.
Marcin Olczyk: Przy okazji meczu ze Śląskiem miał pan możliwość odwiedzić swój były klub i spotkać się z jego władzami. Jak podobała się panu ta wizyta?
Bronisław Waligóra: Jestem bardzo szczęśliwy, że otrzymałem zaproszenie na mecz i mogłem odwiedzić śliczny obiekt Widzewa. Zawsze cieszę się, kiedy mogę przyjechać do Łodzi, do tej mojej ukochanej drużyny i klubu. Wierzę, że za kilka lat doczekam się jego powrotu do ekstraklasy, a potem może nawet walki w europejskich pucharach, jak w dawnych czasach. Bardzo na to liczę.
Czy jest pan zadowolony z postawy Widzewa w meczu z faworyzowanym Śląskiem?
- Przyznam szczerze, że w pierwszej połowie Śląsk przeważał, miał okazje do strzelenia bramek, ale druga część spotkania należała już całkowicie do Widzewa. Bardzo się cieszę, że łodzianie wygrali i to z ówczesnym wiceliderem ekstraklasy! Widzew też już jest w czołówce swojej ligi. Czuję, że będzie to dla klubu dobry sezon, zwieńczony awansem, na który wszyscy czekamy.
Trener Bronisław Waligóra z jedynym w historii Widzewa Pucharem Polski zdobytym w 1985 roku. Przeżyjmy to znów! Raz jeszcze wszystkiego najlepszego z okazji 87. urodzin, dużo zdrowia Panie Trenerze! Dziękujemy za wizytę w Sercu Łodzi. pic.twitter.com/KzFL5uGY4u
— Widzew Łódź (@RTS_Widzew_Lodz) September 26, 2019
Każdy mecz na obiekcie przy al. Piłsudskiego 138 to nie tylko rywalizacja boiskowa, ale też święto kibiców.
- Atmosfera na trybunach stadionu Widzewa zawsze jest piękna. Tym razem, podczas meczu ze Śląskiem, próbowali ją popsuć kibice gości, ale na szczęście szybko uniemożliwiła im to policja. Doskonale wiem, co dzieje się na tym obiekcie. Regularnie oglądam mecze drużyny w telewizji i zawsze chętnie wracam do Łodzi, która cały czas jest mi bardzo bliska.
Rozumiem, że w związku z tym nie była to pana ostatnia wizyta w Sercu Łodzi?
- Na pewno nie. Pani prezes obiecała już zaprosić mnie na kolejny mecz Pucharu Polski, a ja zapowiedziałem, że jeśli nic niespodziewanego się nie stanie to oczywiście z wielką przyjemnością przyjmę zaproszenie. Jedyny raz to konkretne trofeum Widzew wygrał w 1985 roku, właśnie gdy ja byłem jego trenerem. Mam to wszystko udokumentowane na fotografiach. Chętnie do nich wracam. To było wspaniałe osiągnięcie, którego w kolejnych latach klub nie był już w stanie powtórzyć. Ale może tym razem się uda?
Jak pan wspomina tamtą zwycięską kampanię pucharową?
- Mecz o Puchar Polski zagraliśmy na obcym terenie, w Warszawie, na stadionie Legii. Mierzyliśmy się z silnym wtedy GKS-em Katowice i w regulaminowym czasie gry było 0:0. Spotkanie wygraliśmy po rzutach karnych 3:1 i wtedy, w tak emocjonujących okolicznościach, pierwszy raz Puchar Polski pojechał do Łodzi.
Czy to był dla was, dla klubu duży sukces?
- Oczywiście. Wie pan, to był okres komuny, a zdobycie pucharu dało wszystkim wielką radość, pozwoliło na chwilę zapomnieć o trudnej rzeczywistości. To była olbrzymia frajda dla nas i kibiców. Następnego dnia doszło do spotkania z fanami na stadionie, wszyscy świętowali. Do tego, patrząc z dzisiejszej perspektywy, to jedyny taki triumf Widzewa, mimo że wcześniej i później klub występował z powodzeniem w europejskich pucharach. Tego osiągnięcia jednak nigdy nie powtórzył.