Global categories
Bartłomiej Poczobut: Chcę dawać drużynie zdecydowanie więcej
Marcin Olczyk: Czy starcie z GKS-em Katowice, z którego przeszedłeś do Widzewa, będzie dla ciebie wyjątkowym meczem?
Bartłomiej Poczobut: Myślę, że przede wszystkim zapowiada się bardzo ciekawe spotkanie, patrząc na sytuację i układ sił w drugiej lidze. Oba kluby mają dobrą passę, mogą pochwalić się serią zwycięstw. Pod tym względem zapowiada się naprawdę interesująco. Ja nie traktuję tego meczu jakoś wyjątkowo. Nie zamierzam się przed nim specjalnie „podpalać”. Dam z siebie na pewno wszystko, całe serducho. Mam nadzieję, że po dobrym meczu trzy punkty zostaną w Łodzi.
Wracasz jeszcze myślami do czasów gry w GKS-ie czy jest to już dla ciebie zamknięty rozdział?
- Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Cieszę się, że dostałem ofertę z Widzewa i mogłem tu trafić. Na pewno nie żałuję, że tak potoczyły się moje losy. W każdym meczu gram na maksa i czekam już na kolejne występy.
Zagrałeś we wszystkich trzynastu meczach ligowych, dwanaście razy w wyjściowym składzie. Aklimatyzacja poszła chyba całkiem nieźle?
- Na pewno jestem zadowolony z faktu, że trener na mnie stawia, ale najważniejsze jest to, że drużynie idzie coraz lepiej. Potrzebowaliśmy stabilizacji. Zdarzają się jeszcze błędy, ale robimy stały progres i pracujemy ciężko, żeby wyeliminować wszystkie nasze niedoskonałości indywidualne i zespołowe.
W zeszłym sezonie po 13. kolejkach miałeś na koncie aż osiem żółtych kartek, teraz raptem dwie. Mamy się o ciebie martwić?
- Bardzo się z tego cieszę. W poprzednim sezonie miałem wrażenie, że sędziowie trochę się na mnie uwzięli. Przy pierwszym ostrzejszym faulu od razu karali mnie kartkami. Teraz sytuacja się zmieniła, ale też stale pracuję nad sobą, nad odbiorem. Staram się grać agresywnie, ale czysto, zgodnie z przepisami.
Mówiłeś kiedyś, że w przeszłości arbitrzy upominać potrafili cię jeszcze przed meczem?
- Zgadza się. Zdarzało się, że przed pierwszym gwizdkiem słyszałem: „Poczobut, uważaj, bo od razu dostaniesz kartę”. Teraz już tego nie ma. Widzę, że sędziowie traktują mnie normalnie, jak każdego innego zawodnika. To sprawia, że mogę grać pewniej, odważniej i spokojniej. Zupełnie inaczej piłkarz zachowuje się, gdy szybko dostanie kartkę i wisi nad nim widmo wykluczenia.
Sytuacja w lidze od Widzewa wymaga przede wszystkim gry w ataku pozycyjnym. Jak się odnajdujesz na boisku, gdy tej pracy w destrukcji w teorii jest trochę mniej?
- Myślę, że całej drużynie idzie to coraz lepiej. Trzeba było się do tego dostosować, ale czas działa na naszą korzyść. Dobrze go wykorzystujemy. Efekty widać w meczach, my czujemy je też na treningach. Jesteśmy coraz bliżej siebie - w sensie zrozumienia i boiskowej współpracy. Pozostaje kontynuować tę pracę i przekuwać w kolejne zdobycze punktowe w lidze.
Twoja praca nie do końca przekłada się na bramki czy asysty, ale jest dostrzegana i oceniana pozytywnie. Czy ty ze swojej gry jesteś zadowolony?
- Na pewno nie do końca. O ile moja postawa w defensywie, w fazie odbioru, może wyglądać nieźle, o tyle staram się pracować nad rozegraniem piłki, bo widzę tu u siebie duże braki. Szukam pewności i precyzji. Poświęcam temu na treningach bardzo dużo czasu. Chcę dawać drużynie zdecydowanie więcej w ofensywie, pomagać nie tylko w umiejętnym oddalaniu gry od własnego pola karnego, ale też w wypracowywaniu kolejnych sytuacji bramkowych.
Czujesz postęp na tym polu odkąd jesteś w Widzewie?
- Zdecydowanie tak. Dużo rozmawiam na ten temat z trenerem. Dostaję wiele cennych wskazówek i sugestii. Sprawdza się to wszystko potem w praktyce. Wierzę, że zmierzam w dobrym kierunku i przełoży się to również na korzyści dla zespołu.
Czy po takim zwycięstwie - 7:3 z Pogonią Siedlce - łatwo będzie wam zejść na ziemię i w pełni skoncentrować się na bardzo ważnym meczu z konkurentem do awansu?
- Widać na treningach, że czekamy na ten mecz. Szykujemy się na dużo walki i trudną przeprawę. Po spotkaniu z Pogonią na pewno jesteśmy naładowani pozytywną energią. Potrzebowaliśmy takiego przełamania w ofensywie, bo oczywiście w obronie zdarzyły się sytuacje, które nie mogą się powtórzyć. W drugiej połowie, nawet gdy wygrywamy 4:0, nie możemy pozwalać na tyle rywalowi. Ja sam zlekceważyłem wówczas jedną piłkę, co nie powinno mieć miejsca niezależnie od okoliczności. Więcej do tego nie dopuszczę. Dlatego mam nadzieję, że w meczu z GKS-em zagramy na zero z tyłu, a z przodu przy tak grających Marcinie Robaku czy Przemku Kicie coś musimy strzelić. Widać, że oni też się coraz lepiej rozumieją, co przekłada się na kolejne sytuacje podbramkowe.
Za wami sporo gry. Nie odczuwasz jeszcze trudów intensywnego sezonu?
- Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Mamy bardzo dobre warunki w zakresie odnowy biologicznej i świetnych fizjoterapeutów. Przykładamy do tych spraw bardzo dużą wagę. Po treningach zostajemy długo w klubie, korzystając z wszystkich dostępnych możliwości regeneracji. Myślę, że widać po nas, że mamy siłę i moc. Potwierdza się to w końcówkach meczów, kiedy dążymy dalej do zmiany wyniku i często strzelamy ważne bramki. Myślę, że cały zespół czuje się pod tym względem mocny.