Anna Głowacka o rehabilitacji Dario Kristo: Wiedzieliśmy, że możemy mu zaufać
Ładowanie...

Global categories

11 October 2018 13:10

Anna Głowacka o rehabilitacji Dario Kristo: Wiedzieliśmy, że możemy mu zaufać

Szybki powrót do gry chorwackiego lidera drugiej linii Widzewa był możliwy dzięki pełnemu zaangażowaniu i profesjonalnemu podejściu piłkarza, ale też odpowiedniej opiece fizjoterapeutycznej i treningowej.

Pod koniec poprzedniego sezonu Dario Kristo doznał bolesnej kontuzji mięśnia przywodziciela. Żeby wrócić do pełnej sprawności latem musiał przejść operację, a później intensywną rehabilitację. Odbył ją pod okiem doktor nauk medycznych Anny Głowackiej, której pracą był zachwycony. Wdzięczni jej za udzieloną pomoc i błyskawiczne przywrócenie do gry Chorwata byli trener Radosław Mroczkowski oraz kierownictwo Widzewa. Postanowiliśmy więc dowiedzieć się, co było sekretem tak udanej współpracy.

Marcin Olczyk: Jak to się stało, że zajęła się pani rehabilitacją Dario Kristo?

Anna Głowacka (fizjoterapeuta, trener przygotowania motorycznego, specjalista w dziedzinie analizy ruchu): O pomoc poprosił mnie trener Radosław Mroczkowski. Z Widzewem współpracuję bowiem od bardzo dawna, choć nie jestem z nim związana żadną stałą umową. Wielu jego piłkarzy przywracałam już jednak do "żywych", jeszcze w czasach, gdy Radosław Mroczkowski prowadził tu drużynę Młodej Ekstraklasy, a trenerami Widzewa byli Paweł Janas czy Czesław Michniewicz. Współpracowałam również z Andrzejem Krzyształowiczem, który zajmował się szkoleniem bramkarzy. Opracowaliśmy wówczas razem program profilaktyczny przeznaczony właśnie dla golkiperów. Z mojej pomocy korzystali między innymi Tomek Lisowski, Sebastian Madera, Maciek Mielcarz i Bartek Kaniecki. Z kolei w zeszłym roku w Sandecji stawiałam na nogi Maćka Małkowskiego po zerwaniu ścięgna Achillesa, dlatego trener Mroczkowski po powrocie do Łodzi wiedział, że ma tu osobę, z której pomocy może skorzystać. Stąd rozmowa na temat Dario.

Trudno było przywrócić po operacji Kristo do pełnej sprawności?

- Każda kontuzja, która wymaga interwencji chirurgicznej, jest bardzo poważna. Zresztą już sam uraz wykluczający z procesu treningowego i gry na dłużej jest poważny, bo generuje zaległości w przygotowaniu motorycznym, ale też kontakcie z piłką, zawodnikami i ograniu ogólnie. W przypadku Dario problem dotyczył grupy mięśni przywodzicieli, jednej z najważniejszych grup, jeżeli możemy w ogóle stopniować znaczenie mięśni. Wszędzie tam, gdzie konieczna jest interwencja lekarska na zasadzie podszycia, doszycia, doklejenia, ustabilizowania chirurgicznego itd., sprawa jest poważna i wymaga później ostrożnego i świadomego wprowadzania zawodnika w proces treningowy. Tak się składa, że oprócz tego, że jestem fizjoterapeutą, jestem również trenerem przygotowania motorycznego, więc w swojej pracy nie oddzielam tych dwóch aspektów i doprowadzam zawodnika do całkowitego wejścia w trening, z pełnymi obciążeniami meczowymi. Praktycznie tydzień po wyjściu z mojego gabinetu Dario zagrał mecz. To nie jest tak, że pracuje się tylko na kontuzji czy niwelowaniu jej skutków, a dopiero później przywraca sprawność, wydolność, itd. Tutaj ten proces był skomasowany, a działanie kompleksowe. Dzięki wiedzy na temat tego, których grup mięśniowych nie możemy obciążać, wiemy, z którymi da się pracować.  Dlatego jesteśmy w stanie tak dobierać ćwiczenia czy pozycje, żeby zawodnik cały czas był w dosyć dużym obciążeniu ogólnoustrojowym, zbliżonym do tego, które mają piłkarze w regularnym treningu, nie narażając rejonów ciała, które takiego obciążenia przyjąć nie mogą.

Jak współpracowało się z Kristo?

- Przede wszystkim mówimy o osobie bardzo świadomej. Dario zdaje sobie sprawę, że nie jest najmłodszym zawodnikiem, dlatego też wracając po kontuzji wiedział o jaką gra stawkę. Dla mnie praca z nim, przy jego pełnym zaangażowaniu, była wielką przyjemnością. Mimo że nie mówimy o najwyższym poziomie rozgrywkowym, podejście zawodnika do pracy, treningu, ale też regeneracji i wszystkiego tego, co się działo poza gabinetem zabiegowym, było na tym właśnie najwyższym poziomie, zdecydowanie wyżej niż liga, w której gra. Był przy tym bardzo ciekaw tego, co się dzieje i możliwości rozszerzenia tej pracy. Nie było żadnych przestojów, czy jakichkolwiek objawów niesubordynacji, co się zdarza, zwłaszcza na końcowym etapie pracy, kiedy zawodnicy czują się już dobrze i nic ich nie boli. Wielu  z nich myśli wtedy, że mogą wszystko. Pozwalają sobie wówczas na więcej, a kończy się to niestety różnie.

W tym wypadku wszystko przebiegło zgodnie z planem? Faktyczny czas powrotu do zdrowia odpowiadał temu zakładanemu?

- W takich sytuacjach obowiązują pewne algorytmy postępowania, które wynikają tak naprawdę tylko z fizjologii, biologii tkanek, procesów regeneracyjnych. To kwestie typowo rehabilitacyjne. Nie możemy za bardzo przyspieszyć procesu obciążania tkanki. Średnio zakłada się na to sześć tygodni, bo tyle zwykle trwa gojenie tkankowe. W jego trakcie tworzy się blizna, która następnie się przebudowuje i nabiera pewnego rodzaju wydolności. Taki średni czas miał zastosowanie również u Dario. Z racji mojego ponad dwudziestoletniego doświadczenia w pracy ze sportowcami nie przedłużam w nieskończoność okresu fizjoterapii, zwłaszcza, gdy niemal od samego początku włączane są, jak u Dario, elementy przygotowania ogólnomotorycznego. Udało nam się skrócić odrobinę czas oczekiwania na wejście Kristo do treningu z drużyną, ale tylko ze względu na to, że te akcenty ogólnomotoryczne miał już na etapie fizjoterapii. Dało się to połączyć ze względu na moje kompetencje i doświadczenie, przy pełnej ostrożności w stosunku do miejsca operowanego.

Czy sztab szkoleniowy konsultował z panią również te pierwsze kroki Dario po powrocie do treningów i gry?

- Tak, jak najbardziej. Proces doprowadzenia zawodnika do gry nie odbywa się w oderwaniu od tego, co wykonane zostało wcześniej. Chodzi nie tylko o wskazania lub przeciwskazania medyczne i fizjoterapeutyczne, a też o pełną świadomość i kontrolę w ramach współpracy z trenerem. W naszej sytuacji ważne jest również to, że pierwsza drużyna Widzewa nie ma w tej chwili trenera przygotowania motorycznego, stąd decyzją trenera Mroczkowskiego. Dario ogólnomotorycznie przygotowywał się właśnie u mnie. Każdy trener chce otrzymać zawodnika gotowego do pracy, użytecznego w grach kontrolnych, itp. Możemy w tej sytuacji powiedzieć z przymrużeniem oka, że klub dostał dwa w jednym - fizjoterapię i przygotowanie motoryczne. Dario pracował bardzo ciężko dwa razy dziennie. Nie było tak, że przychodził, przeleżał zabiegi i wracał do domu oglądać telewizję. Dostawał dodatkowy wycisk, najpierw na salce, później już na boisku - w postaci zajęć wprowadzających: biegania, zmiany kierunku, przyspieszeń czy zabaw z piłką. Odbywało się to na boisku na obiekcie treningowym przy ul. Małachowskiego, często w terminach okołotreningowych, żeby mógł też łapać kontakt wzrokowy z drużyną, co było ważne dla niego, dając mu dodatkową motywację i dla kolegów, którzy widzieli, że jest, żyje i chce jak najszybciej wrócić. To ważne, bo mówiąc o przydatności zawodnika do sportu mówimy o jego przygotowaniu psychofizycznym. Jednego od drugiego nie można oddzielić. Dlatego wspólnie z trenerem podjęliśmy decyzję, żeby część treningów odbywała się równolegle z zajęciami z zespołem.

Chcę w tym miejscu podkreślić, że pracę z Dario pod kątem współpracy ze sztabem trenerskim można nazwać nawet modelową. Często wymienialiśmy uwagi z pierwszym szkoleniowcem i jego współpracownikami. Wiem przy tym, że ze strony Radosława Mroczkowskiego było pełne zaufanie ze względu na to, że znaliśmy wcześniej swoje metody pracy i jej efekty. Wspólnie ustalaliśmy między innymi pierwsze występy w gierkach z drużyną czy dozowanie minut już później w meczach ligowych. Bazując na tym, że jest to ukształtowany, świadomy zawodnik i wiedząc jak pracował i stosował się do zaleceń, mogliśmy mu zaufać. Wiedzieliśmy, że nie będzie szalał. W każdej chwili miał zresztą prawo poprosić o zmianę. Nie skorzystał z tego, bo wszystko przeprowadzone zostało tak, że nie było po prostu takiej potrzeby, co i on czuł.

Czyli żadnych dołków czy chwil zwątpienia u Dario nie było?

- Nie, absolutnie. Może zabrzmi to nieskromnie, ale mam w swojej "kolekcji" pacjentów medalistów igrzysk olimpijskich i reprezentantów Polski w różnych dyscyplinach, również w piłce nożnej i muszę przyznać, że współpraca z tym facetem to był właśnie ten sam, najwyższy poziom. Nie oceniam oczywiście umiejętności sportowych, bo to nie moja działka, ale mówię o samym podejściu, zaangażowaniu, profesjonalizmie. Mogę go w tym miejscu świadomie pochwalić. On zresztą doskonale o tym wie, bo atmosfera pracy zależy od tego, jak dwie strony się dogadują, rozumieją i słuchają nawzajem. Nie boję się powiedzieć zawodnikowi, że bardzo dobrze pracuje, dlatego Dario ma tego świadomość, ale pewnie będzie mu miło, jak jeszcze o tym przeczyta.