Global categories
Angielska kolacja o smaku półfinału Pucharu Mistrzów
Działo się to 2 marca 1983 roku na wypełnionym po brzegi stadionie ŁKS-u, gdzie widzewiacy podejmowali angielski zespół w pierwszym ćwierćfinałowym meczu europejskiego Pucharu Mistrzów, najważniejszych wtedy klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie. Pierwszą bramkę piłkarze trenera Władysława Żmudy zdobyli po błędzie golkipera ekipy The Reds, słynnego Bruce'a Grobbelaara, który wykorzystał Mirosław Tłokiński.
A potem... - Po cudownej akcji drużyny wrzucałem piłkę w pole karne do "Zito" Rozborskiego, ale "Maluch" (gola uderzeniem głową z około piętnastego metra zdobył mierzący niespełna 170 cm wzrostu Wiesław Wraga - przyp. red.) wyłonił się zza jego pleców i pięknie przymierzył - wspominał w wywiadzie dla portalu widzew.com Andrzej Grębosz, obrońca Widzewa. Rozborski miał piękną piłkę na strzał z woleja, ale uprzedził go właśnie Wraga. Dlatego potem jeden z weteranów zespołu RTS-u tak gonił i krzyczał za młodym napastnikiem, który zdobył jedną z najważniejszych bramek w historii klubu z alei Piłsudskiego.
Dla angielskich piłkarzy i kibiców porażka 0:2 z Widzewem była wielkim zaskoczeniem. The Reds należeli wtedy do ścisłej elity europejskiej piłki klubowej, a zdaniem wielu ekspertów uchodzili za najlepszy zespół. Nic dziwnego, bo oprócz wielu krajowych trofeów mieli już na koncie również trzy Puchary Mistrzów zdobyte w latach 1977, 1978 i 1981. Co ciekawe, podczas drogi po te europejskie trofea musieli w trzech pucharowych dwumeczach odrabiać straty po porażkach na wyjeździe w pierwszym spotkaniu. Tak było w rywalizacji z tureckim Trabzonsporem (0:1 i 3:0) i francuskim AS Saint-Etienne (0:1 i 3:1) w sezonie 1976/77 oraz niemiecką Borussią Moenchengladbach w półfinale PM w kolejnym sezonie (1:2, 3:0).
Teraz jednak musieli odrobić stratę dwóch goli z meczu w Łodzi. Jeszcze przed tym spotkaniem, gdy drużyna Widzewa przygotowywała się zimą na zgrupowaniu we Włoszech, przyjechał tam "szpieg" mistrzów Anglii. - Wydaje mi się, że nas zlekceważyli. Tam grała połowa reprezentacji Anglii. Pamiętam sytuację podczas naszego zgrupowania we Włoszech. Graliśmy sparing z jakąś amatorska drużyną i był wysłannik z Liverpoolu. Może świtało im, że możemy być groźni, ale popatrzył trochę i pojechał. Być może podeszli bardzo spokojnie, bo wiedzieli, że mają jeszcze mecz u siebie. I kalkulowali tak, że jak wygrają w Łodzi, to nikt nie przyjdzie na rewanż - wspominał w rozmowie z portalem widzew.com Krzysztof Kamiński.
Na rewanż na stadionie Anfield Road, który rozegrano dokładnie 37 lat temu (16 marca 1983 r.) przyszło jednak ponad 40 tysięcy kibiców Liverpoolu, którzy oczekiwali od swoich piłkarzy strzelenia minimum trzech goli przy braku strat po własnej stronie, co oznaczałoby piąty w historii klubu awans do półfinału Pucharu Mistrzów. I mogli mieć ku temu nadzieje, bo na początku spotkanie przebiegało pechowo dla widzewiaków. - Wiedzieliśmy, że będzie problem obronić tę przewagę. Byliśmy na to przygotowani taktycznie. Niestety niefortunne zagranie ręką przez Marka Filipczaka w polu karnym i wykorzystana przez gospodarzy jedenastka sprawiły, że musieliśmy się cofnąć. Udało nam się przetrwać - wspominał Kamiński.
A potem to widzewiacy przejęli inicjatywę, czego efektem była akcja zakończona szarżą Włodzimierza Smolarka (na zdjęciu powyżej) w pole karne Liverpoolu, gdzie faulował go Grobbelaar. Sędzia podyktował karnego, którego pewnie wykorzystał Mirosław Tłokiński. Osiem minut po przerwie Filipczak rehabilitował się za swoją interwencję z pierwszej połowy. Zaliczył rajd życia prawą stroną boiska i wyłożył piłkę Smolarkowi, który z bliskiej odległości wpakował ją do bramki Liverpoolu. Do końca meczu pozostało jeszcze 37 minut, ale gospodarze musieliby strzelić Widzewowi aż 4 gole, żeby awansować dalej.
Jednak przez kolejne minuty widzewiacy umiejętnie bronili się i rozbijali ataki ekipy The Reds. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach Ian Rush (na zdjęciu powyżej) i David Hodgson zdołali pokonać Józefa Młynarczyka i sprawić, że Liverpool pożegnał się wtedy z Pucharem Mistrzów honorowym zwycięstwem 3:2.
Dla widzewiaków tymczasem była to najważniejsza porażka w historii klubu, bo dająca im awans do półfinału najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek w Europie. Liverpool najpierw zlekceważył łodzian, ale po zakończeniu spotkania na Anfield Road mistrzowie Anglii oraz ich kibice pokazali klasę. - Po rewanżu szefowie Liverpoolu zaprosili nas na kolację. Ci wielcy piłkarze i działacze bezwzględnie potrafili pogodzić się z porażką. To samo kibice, bo przecież bili nam brawo po meczu - opowiadał Krzysztof Kamiński.
Anglicy docenili zespół RTS-u, bo ten pokazał, że potrafi wyśmienicie grać w piłkę, a w dodatku widzewiacy nie ustępowali walecznością na boisku twardo grającym wyspiarzom. "Pogoń za wielkim sukcesem sportowym stała się jakby cechą różniącą widzewski klub od innych. Nie mają tu większego znaczenia zmiany generacji zawodniczych. Gra w Widzewie oznacza zawsze wyjście poza przeciętność" - napisał już po pierwszym meczu z Liverpoolem znany łódzkim kibicom redaktor Bogusław Kukuć. Nic dodać, nic ująć.
16 marca 1983, Anfield, Liverpool
Ćwierćfinał Pucharu Europy Mistrzów Klubowych (rewanż)
Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2 (1:1)
1:0 - Phil Neal (15', rzut karny)
1:1 - Mirosław Tłokiński (33', rzut karny)
1:2 - Włodzimierz Smolarek (53')
2:2 - Ian Rush (80')
3:2 - David Hodgson (90')
Liverpool: Grobbelaar - Neal, Hansen, Lawrenson, Kennedy (65' Fairclough) - Whelan (39' Thompson), Lee, Johnston - Hodgson, Souness, Rush.
Widzew: Młynarczyk - Świątek, Wójcicki, Tłokiński, Kamiński - Romke, Rozborski (70' Woźniak), Wraga (82' Myśliński), Surlit - Filipczak, Smolarek.
*Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum Muzeum Widzewa i zostały zrobione podczas pierwszego meczu z Liverpoolem w Łodzi.