Global categories
Andrzej Grębosz: Nie byliśmy gorsi od Juventusu, ale ten Boniek…
Włosi awansowali do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Wzięli rewanż za porażkę trzy lata wcześniej w Pucharze UEFA. Wtedy Widzew wygrał w Łodzi 3:1, ale w Turynie gospodarze odrobili straty. Łodzianie okazali się jednak lepsi w rzutach karnych.
W 1983 roku stawka był duża wyższa - finał najbardziej prestiżowego PEMK. Obie drużyny sporo się zmieniły jeśli chodzi o składy. W Widzewie nie było już m.in. Władysława Żmudy, Marka Pięty, Andrzeja Możejki, Bogusława Plicha, ale przede wszystkim Zbigniewa Bońka. - Trudno powiedzieć, które mecze z Juventusem cenię bardziej. Z jednej strony, pokonaliśmy ich w Pucharze UEFA. Z drugiej, byliśmy o krok od finału prestiżowego PEMK. Na pewno ten Juventus z 1983 roku był silniejszy. Boniek czy Michel Platini jeszcze wzmocnili i tak już mocny zespół złożony z reprezentantów Włoch. Rządzili nie tylko w pucharach, ale też w silnej lidze włoskiej - uważa Andrzej Grębosz, ówczesny obrońca Widzewa. - U nas więcej reprezentantów było w drużynie 1980 roku. Niby tylko trzy lata, ale składy mocno się zmieniły. Za Żmudę przyszedł Romek Wójcicki i dobrze się wkomponował. Zbyszka oczywiście trudno było zastąpić, ale jako drużyna nie byliśmy słabsi - dodaje.
W Turynie Juventus wygrał 2:0. - Wciąż mam przed oczami nawet poszczególne akcje. Szkoda tego meczu w Turynie, bo byliśmy równorzędnym przeciwnikiem i to jest nie tylko moja opinia. Tak pisała także prasa w Polsce i we Włoszech. Pierwszą bramkę straciliśmy po rykoszecie, piłka odbiła się od mojego biodra i zmylił Józia Młynarczyka - wspomina Andrzej Grębosz. - Na pewno nie było mowy, by rywale nas zlekceważyli. W Juventusie był już Zbyszek Boniek i by na to nie pozwolił. Sam przyznał po meczu, że długo tłumaczył kolegom, że nie przyjedzie jakaś tam drużynka z demoludów, tylko kawał zespołu i trzeba się przyłożyć. Zmobilizował ich - podkreśla.
W Łodzi widzewiacy nie zamierzali odpuszczać. Tyle że musieli zagrać bez Grębosza, który pauzował za żółte kartki. Dla zawodnika był to cios, bo rundę wcześniej z powodu kontuzji nie zagrał w rewanżu z Liverpoolem. - Przed rewanżem nie było mowy o żadnym załamaniu. Chcieliśmy wyjść na boisko po to, by odrobić straty. Byliśmy przekonani, że jest to do zrobienia. Było mi bardzo przykro, że nie mogłem zagrać. Wtedy byłem jednym z filarów obrony i moja nieobecność chyba pomogła Zbyszkowi, Platiniemu i spółce - uważa Grębosz.
Po półgodzinie Juventus objął prowadzenie. To nie załamało widzewiaków. W fenomenalnej formie był Krzysztof Surlit. Strzelił dwa gole, ale w końcówce Platini wyrównał z rzutu karnego. - Był duży niedosyt po tym meczu. Obydwa spotkania były bardzo wyrównane. Trudno powiedzieć, co zdecydowało. Na pewnie nam z Bońkiem byłoby łatwiej niż przeciwko niemu. W Łodzi sędzia dał się nabrać Zbyszkowi i podyktował rzut karny. Zostawił nogę w rękach Młynarczyka, a arbiter gwizdnął. Dla Zbyszka nie było sentymentów. Był u nowego pracodawcy, w nowym klubie i musiał dawać z siebie wszystko. Tym bardziej w meczu przeciwko nam. Zawsze był zawodnikiem, który nie obijał się na boisku, tylko grał na 100% - opowiada Grębosz.
Obrońca Widzewa w latach 1974-83 z 18 występów w europejskich pucharach najmilej wspomina mecz w Łodzi z Liverpoolem. - To był mój najlepszy mecz. Żałuję tylko, że na początku nie wykorzystałem sytuacji sam na sam. Niestety zachciało mi się założyć siatkę Grobbelaarowi, a mogłem go minąć do boku. Pamiętam też pojedynki z Ianem Rushem. Kawał chłopa. Twardo grał, pokazał jak się walczy w lidze angielskiej, kilka kuksańców mi sprzedał - podsumowuje były zawodnik Widzewa.
Widzew Łódź - Juventus Turyn 2:2 (0:1)
Bramki: 0:1 - Rossi (32.), 1:1 - Surlit (54.), 2:1 - Surlit (81.), 2:2 - Platini (82., karny)
Widzew: Młynarczyk, Myśliński, Wójcicki, Tłokiński, Kamiński, Wraga (75., Matusiak), Romke, Rozborski, Surlit, Filipczak (46., Mierzwiński), Smolarek.
Juventus: Zoff, Gentile, Scirea, Brio (87., Storgato), Cabrini, Bonini, Tardelli, Platini, Boniek, Marocchino, Rossi (46., Prandelli).