85 lat Bronisława Waligóry i wspomnienia: Gratulował nam I sekretarz
Ładowanie...

Global categories

25 September 2017 19:09

85 lat Bronisława Waligóry i wspomnienia: Gratulował nam I sekretarz

- To była pierwszyzna nie tylko dla zawodników, ale także dla mnie - wspomina trener Bronisław Waligóra dwumecz z Manchesterem City. W poniedziałek szkoleniowiec świętował 85. urodziny. Sto lat!

Poniżej przedstawiamy wywiad, którego trener Waligóra udzielił nam do programu meczowego na 8 września. Wtedy odwiedził nowy stadion Widzewa po raz pierwszy. Było to też związane z zaproszeniem szkoleniowca ma 40. rocznicę debiutu zespołu w europejskich pucharach.

Mija 40 lat od historycznego meczu z Manchesterem City, podczas którego zasiadał pan na ławce trenerskiej Widzewa. Jak pan wspomina tamto spotkanie?

- Byliśmy kompletnymi debiutantami w Pucharze UEFA. Los rzucił nas na głęboką wodę - Manchester City był liderem ekstraklasy, my zajmowaliśmy ostatnie miejsce w polskiej lidze. Zaczęło się zgodnie z przewidywaniami. Od pierwszych minut atakowali Anglicy. Na swoim stadionie czuli się świetnie, Stasiu Burzyński miał pełne ręce roboty. W 70. minucie było 2:0, kibice gospodarzy fetowali zwycięstwo.

Ale wtedy do głosu doszedł Widzew…

- Ryszard Kowenicki sprytnie podał do Zbyszka Bońka, a ten pięknym strzałem w samo okienko pokonał bramkarza City. Zaczęła się wojna nerwów. Manchester grał bardzo ostro, jeden z wielu fauli zakończył się rzutem karnym. Boniek pewnie wykorzystał jedenastkę i skończyło się 2:2. Nieznany debiutant z Polski zremisował na słynnym stadionie z drużyną, która potrafiła wcześniej pokonać najlepszych na świecie. Dzięki golom strzelonym na wyjeździe awansowaliśmy. Manchester City był zrozpaczony. Po rewanżu byłem w ich szatni, rozmawiałem z trenerem. Piłkarze płakali. To był dla nich dramat, że odpadli w Łodzi, o której przed meczem z Widzewem nie mieli pojęcia.

Dawał pan choćby cień szans Widzewowi przed tym dwumeczem? Telewizja nie zdecydowała się nawet transmitować tego spotkania ze strachu przed wysoką porażką.

 - Mieliśmy rozeznanie na temat przeciwnika, dostosowaliśmy się do ich umiejętności, ale też zdawaliśmy sobie sprawę z ich klasy. Zastosowaliśmy taktykę obronną, bo wiedzieliśmy, że na nas ruszą. Nie do końca wytrzymaliśmy ten napór, ale później Widzew pokazał charakter. W sześć minut odmieniliśmy losy meczu. Manchester nie mógł się pogodzić, że tak mało znany zespół remisuje na wielkim stadionie.

Zdzisław Kostrzewiński wspomina, że przed meczem wszystko mieliście podane jak na tacy, ale po spotkaniu Anglicy już tacy gościnni nie byli.

- To były piękne chwile, choć zdarzyły się też przykre momenty. W 85. minucie było 2:2, a Wiesława Chodakowskiego znokautowano przed naszą bramką. Zgodnie z przepisami tylko masażysta i lekarz mieli prawo wejść na plac gry do zawodnika kontuzjowanego. Obserwowałem całą sytuację, ale nie dostrzegałem żadnego znaku od naszych lekarzy, czy Wiesław może kontynuować, czy mam zrobić zmianę. Wpadłem więc na boisko dowiedzieć się, co z naszym obrońcą. Zostałem ukarany za ten, jak nazwała to UEFA, incydent.

W rewanżu zespół prowadził pana asystent Andrzej Pyrdoł. Przynajmniej na papierze.

- UEFA zdecydowała, że nie mogę być z zespołem w czasie meczu, a także w szatni. Załatwiliśmy to za sprawą krótkofalówek, dzięki którym porozumiewałem się z Andrzejem. Przekazywałem mu na bieżąco zalecenia taktyczne. I się udało. Cały dzień był świętem dla Łodzi i Polski, ale po rewanżu feta była ogromna. Gratulował nam pierwszy sekretarz, dostaliśmy premie - przy tych, jakie obecnie dostają zawodnicy może wyglądają śmiesznie, ale byliśmy dumni.

W końcówce spotkania - najbardziej dostawało się oczywiście bohaterowi spotkania i zdobywcy dwóch bramek Zbigniewowi Bońkowi.

- Gdy tylko Boniek dochodził do piłki, był wygwizdywany przez kibiców, a na boisku polowano na jego nogi. Jeden z zawodników po brutalnym faulu dostał czerwoną kartkę, a wtedy tak łatwo o wyrzucenie z boiska nie było, szczególnie na Wyspach. Gdy Zbyszek strzelił karnego, jeden z kibiców wyskoczył z trybun i chciał go dogonić, ale na szczęście mu się nie udało. Mieliśmy jednak na tyle charakteru i zadziorności, że nie pękliśmy. Boniek był niesamowicie odporny. Po drugiej bramce się ukłonił trybunom, czym dolał oliwy do ognia.

Jakie nastroje panowały w szatni przed meczem? To na pewno był dla piłkarzy duży przeskok. To paraliżowało zawodników czy tylko podrażniało ich ambicje?

- Jak przyjechaliśmy do Manchesteru, zobaczyliśmy mnóstwo plakatów, które wywiesili Anglicy. "City - Widzew 5:0", "City - RTS 8:0" i tak dalej. Chcieli nas sprowokować, ale się nie daliśmy. To chciałem przekazać zawodnikom - jesteśmy takimi samymi ludźmi, którzy mają lekki stres debiutanta, ale mimo wszystko pijemy to samo, jemy to samo, jesteśmy tacy sami. Na boisko wyszliśmy długo przed meczem, ubrani jeszcze w codzienne ubrania, by poczuć atmosferę stadionu.

Opłaciło się. Widzew okazał się pierwszą drużyną, która wyeliminowała angielski zespół.

- Tak, bo wcześniej nie udało się to m.in. Górnikowi Zabrze, który uległ właśnie Manchesterowi City. Wielu zawodników z tego finału Pucharu Zdobywców Pucharów grało też przeciwko nam. Zapoczątkowaliśmy wtedy dobrą serię Widzewa w meczach z Wyspiarzami, bo wyższość u uznać musiał też Liverpool i Manchester United. W Łodzi żadna angielska drużyna nie wygrała.