Global categories
60. urodziny legendy Widzewa
Dzisiejszemu jubilatowi pragniemy przede wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia. Wszystkiego najlepszego w imieniu Klubu, kibiców i całego widzewskiego środowiska, Szanowny Panie Prezesie!
Z tej okazji postanowiliśmy również przypomnieć pokrótce sylwetkę legendarnego "Zibiego"...
Złotymi literami w historii Widzewa Zbigniew Boniek zaczął zapisywać się już w wieku 19 lat. Na transfer ówczesnego zawodnika Zawiszy Bydgoszcz, którego obecny prezes PZPN był wychowankiem, pieniądze pożyczyli klubowi nawet zawodnicy. Nigdy tego nie pożałowali. „Murzyn” (pseudonim ten wyjątkowo uzdolnionemu pomocnikowi Widzewa nadał Wiesław Chodakowski), pomógł wynieść klub i kolegów z drużyny na niespotykany nigdy wcześniej poziom. „Z prowincji na salony Europy”, jak trafnie ujęła to w swoim dokumencie o Wielkim Widzewie Telewizja Polska.
Żeby trafić do Łodzi, Boniek musiał najpierw opuścić Bydgoszcz. Podczas meczu z Lechią Gdańsk na własnym boisku podszedł do rzutu karnego. Była ostatnia minuta meczu, a zamienienie „jedenastki” na bramkę pomogłoby Zawiszy w awansie do ekstraklasy. Boniek trafił jednak w słupek, a schodząc z boiska wdał się w kłótnie z działaczem bydgoskiego klubu. Zdzisław Krzyszkowiak, bo o nim mowa, postanowił wylać swoją frustrację na winnego przestrzelonej jedenastki. - Kto dał gówniarzowi strzelać karnego?!- miał oburzyć się mistrz olimpijski z Rzymu według wypowiedzi środowego jubilata dla Dużego Formatu Gazety Wyborczej. Znanemu biegaczowi Boniek nie pozostał dłużny. Wywiązała się sprzeczka, która zamieniła się w mały skandal. Władze klubu stanęły po stronie działacza.
Boniek postanowił odejść z Zawiszy. - Jedynym klubem, do którego chciałem pójść, był Widzew. To była mocna drużyna. Wiedziałem, że będziemy zdobywać tytuły mistrza Polski, zagramy w europejskich pucharach. Chciałem grać w reprezentacji Polski, później wyjechać do silnego europejskiego klubu. Gdy to mówiłem, patrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem i pewnie myśleli sobie: „przerost formy nad treścią”. Ale jak przyszedłem do Widzewa, zobaczyłem kto jak gra, powiedziałem: „Panowie, to jest drużyna!” - stwierdził we wspomnianym dokumencie TVP.
Nie pomylił się. Z mistrzostwa Polski cieszył się dwukrotnie, jednak zanim do tego doszło, Widzew już zdążył zadebiutować w europejskich pucharach. Z Bońkiem w składzie udało się wyeliminować takie potęgi, jak Manchester City, Manchester United czy Juventus Turyn. Do tego ostatniego klubu nasz bohater przeniósł się za rekordową - w tamtych czasach niewyobrażalną - sumę 1,8 miliona dolarów. Chociaż chciał go Bayern, największe kluby z Anglii, a Helenio Herrera z FC Barcelony zjawił się nawet w Łodzi osobiście - Boniek zdecydował się na najlepszą wówczas na świecie włoską Serie A.
Zanim miało to jednak miejsce, legendarny piłkarz RTS-u wyeliminował swoich przyszłych kolegów z Pucharu UEFA. Zawodnicy Juve nie mogli pogodzić się z porażką. - Włosi skompromitowali się podczas wymiany koszulek. Wrzucili nam do szatni chyba jakiś karton, w którym były stare treningowe koszulki. W tym momencie Zbyszek Boniek złapał za ten karton, wszedł do szatni gospodarzy i rzucił te koszulki na podłogę, tak im podziękował - wspominał widzewski charakter Bońka w wywiadzie z nami Marek Pięta, strzelec bramek w obu meczach z Juventusem.
Z turyńskim klubem Boniek wygrał niemal wszystko. Mistrzostwo i Puchar Włoch, Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar Interkontynentalny, a także Puchar i Superpuchar Europy. Te ostatnie rozgrywki wygrał w 1985 roku, choć miał na to duże szanse dwa lata wcześniej. Aby dojść do finału Pucharu Europy w sezonie 1982/1983, musiał zmierzyć się z byłymi kolegami. W półfinale ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów znacząco pomógł "Starej Damie" w weliminowaniu Widzewa, choć - jak przyznał w "Prosto z Juventusu", swojej książce sprzed lat - do dwumeczu przystępował z dużym obciążeniem psychicznym. Starał się grać „stanowczo, ale czysto”, by nie dopuścić do urazu dawnych przyjaciół z szatni.
Latem 1982 roku poprowadził reprezentację Polski do trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata w Hiszpanii, co w połączeniu z sukcesami na arenie klubowej dało mu tytuł najlepszego polskiego piłkarza w historii. Niedawno potwierdził to plebiscyt Piłkarza 60-lecia „Piłki Nożnej”, w którym obecny prezes PZPN rzecz jasna zwyciężył.
Swoją legendę w łódzkim klubie Zbigniew Boniek budował nie tylko na boisku. Gdy kierowany przez Andrzeja Grajewskiego i Andrzeja Pawelca klub zmierzał ku upadkowi, postanowił osobiście odbudować Widzew i dzięki wykorzystaniu kilki luk w przepisach wydostał klub z przepaści. Mimo braku dużych nakładów finansowych, udało mu się zrestrukturyzować, uporządkować i wreszcie wprowadzić do ekstraklasy czterokrotnego mistrza Polski.
Obecnie z sukcesami piastuje funkcję Prezesa PZPN. Pomimo bezstronności wynikającej z pełnionych obowiązków, o Widzewie nie zapomina. - Cieszę się, że w mojej Łodzi mój Widzew wychodzi na prostą. Za cztery lata widzę go w ekstraklasie. Ze wzruszeniem i podziwem obserwuję to, co się dzieje. Ze wzruszeniem, bo Widzew żyje i gra. I wróci do elity. Ze wzruszeniem, bo znalazła się grupa widzewiaków, która chce odbudować Widzew - pisał w liście, który odczytano na pierwszej prezentacji nowego RTS-u. Ponadto często wspomina o Widzewie m.in. na Twitterze, gdzie jego konto obserwuje niemal 425 tysięcy osób. W rundzie jesiennej pojawił się nawet na meczu nowego Widzewa w Zelowie, a po spotkaniu wszedł do szatni i zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie z piłkarzami RTS-u.