20 lat temu pan Turek zakończył to spotkanie!
Ładowanie...

Global categories

21 August 2016 15:08

20 lat temu pan Turek zakończył to spotkanie!

Właśnie dziś mijają dwie dekady od nocy, w której niemal cała piłkarska Polska cieszyła się z bramki Pawła Wojtali. - Duńczycy w tym meczu mogli być źli tylko sami na siebie. Prowadzili przecież już 3:0 - opowiadał nam po latach strzelec decydującego gola.

- Po ostatnim gwizdku jeszcze nie dowierzaliśmy, że nam się to udało. Zaczęło to docierać do nas dopiero w momencie opuszczania szatni, kiedy kibice czekali na nas i dziękowali nam za grę i walkę do ostatnich chwil. Drugie ważne miejsce to lotnisko w Warszawie, na którym witali nas wszyscy - nie tylko kibice Widzewa, ale również inni, którzy tam byli. Zrobiliśmy dużą rzecz dla polskiej piłki - stwierdził dla laczynaswidzew.pl Andrzej Michalczuk

Pierwszym krokiem do upragnionej Ligi Mistrzów był niesamowity sezon, w którym piłkarze Franciszka Smudy ani razu nie schodzili z boiska pokonani. Także w meczu decydującym o losach tytułu, kiedy to na Łazienkowskiej - za sprawą Marka Koniarka i Piotra Szarpaka, którzy odpowiedzeli na gola Tomasza Wieszczyckiego - pokonali warszawską Legię 2:1. Dla tego pierwszego, który we wspomnianym sezonie sięgnął po koronę króla strzelców, pierwszy mecz z Broendby w Łodzi był jednak ostatnim. W 63. minucie zmienił go Jacek Dembiński, a już dwie minuty później sprowadzony z Lecha Poznań napastnik otworzył wynik dwumeczu. Koniarek tej bramki jednak nie widział - zrezygnowany zszedł do szatni, wziął prysznic i pojechał do domu. Awans wywalczył, ale Ligi Mistrzów nie zasmakował. Miał 35 lat i uznał, że nie pomoże drużynie w takim stopniu, jak wcześniej. 

Wynik na remontowanym stadionie przy alei Piłsudskiego (ostatnie plastikowe krzesełka montowano pięć godzn przed meczem) podwyższył strzałem głową Sławomir Majak, ale z korzystnego rezultatu czerwono-biało-czerwoni cieszyli się zaledwie dwie minuty. Wtedy to pięknym strzałem z rzutu wolnego Duńczyków przy życiu utrzymał Ole Bjur. To wprawiło w ekstazę piłkarzy, dziennikarzy i kibiców z Broendby, którzy przed meczem rewanżowym liczyli już zarobione dzięki Champions League miliony.

Powiedzieć, że się przeliczyli, to nie powiedzieć nic. Widzewiacy sprowadzili Duńczyków na ziemię w najbardziej brutalny z piłkarskich sposobów - golem zdobytym w samej końcówce spotkania. Chociaż Brondby prowadziło już 3:0... - Uważam, że naszym największym błędem było to, że nie byliśmy wystarczająco skupieni na grze defensywnej w drugim meczu. Mecz układał się bardzo dobrze, znacznie lepiej niż pierwsze spotkanie. Mieliśmy wszystko w swoich rękach, ale wypuściliśmy to - mówił nam najbardziej znany zawodnik żółto-niebieskich, Kim Vilfort, który cztery lata wcześniej dał Danii mistrzostwo Europy. 

- Poczucie wielkości i dumy u kibica buduje się, kiedy sytuacja jest beznadziejna, kompletnie przegrana. W rewanżu z Broenby było już 0:3, pomyślałem sobie: nie, to bez sensu. Ci Duńczycy jechali z nami jak z furą gnoju, robili składne akcje co dwie minuty. Ukarała ich pycha. Trener Duńczyów zdjął dwóch najlepszych zawodników, m.in. Kima Vilforta, dając wyraźny sygnał: "jesteśmy spokojni, zadowoleni". Pracowałem wtedy w redakcji "Nowy Świat" i pisałem relację na maszynie. Napisałem, że polska piłka to dno, że trzeba poprawić szkolenie młodzieży - coś w stylu monologów Szpakowskiego. A tu nagle bach, bramka. Bach, druga. To było tak niesamowite uczucie, że głowa mała. Widzewiacy pokazali wtedy, że "widzewski charakter" to nie jest wyświechtany slogan. Brudna szatnia, nie najnowszy stadion, ciężkie warunki, lokalizacja gdzieś tam na uboczu miasta - być może to z tych ludzi zrobiło twardzieli? Boniek mi kiedyś opowiadał, że nikt w tamtej drużynie nie miał samochodu. Krzysiek Surlit miał motor, ale ciągle się spóźniał na treningi i wracał cały ubrudzony w smarach. Mówił, że popsuła mu się jakaś złączka, przełączka czy jeszcze coś innego. I wszyscy musieli czekać, aż on dojedzie na trening. Wyobraź sobie: jeden gościu z motocyklem, reszta piechotą. To był ten charakter widzewski, który wyróżniał ten zespół. Oni szli, walczyli i nie patrzyli, czy to Legia, śmegia czy tragedia. Szli, jak po swoje - komentował w jednym z naszych rocznicowych wywiadów dziennikarz Paweł Zarzeczny.

- Duńczycy w tym meczu mogli być źli tylko sami na siebie. Prowadzili przecież już 3:0 - powiedział Paweł Wojtala. Jak do tego doszło? Najpierw Maciej Szczęśny źle obliczył tor lotu piłki i z bliskiej odległości trafił Peter Moeller. Tuż przed przerwą podwyższył Bjur, wykorzystując nieporozumienie między Szczęsnym i Radosławem Michalskim. - To chyba koniec - wymsknęło się komentującemu ten mecz w TVP Jackowi Laskowskiemu, kiedy na 3:0 lewą nogą strzelił Kim Vilfort. - Było ciężko. W przerwie trener próbował nas podtrzymać na duchu, zmotywować do dalszej walki. My w tym momencie nie mieliśmy już nic do stracenia, gdyż przy takim wyniku byliśmy za burtą, więc wyższa przegrana niczego nie zmieniała. Jedynym wyjściem było uwierzenie we własne możliwości i zaatakowanie. Udało nam się zdobyć pierwszą bramkę, potem drugą i to dawało nam awans. Jednak nawet wtedy Broendby miało swoje sytuacje i było bardzo utrzymać korzystny rezultat. My swoje sytuacje wykorzystaliśmy, a jeśli Jacek Dembiński strzeliłby na 3:3 to byłby już gwóźdź do trumny rywali. To jest właśnie piłka nożna, w której czasem najpierw jesteś na dnie, a potem wzbijasz się na wyżyny - dodał Michalczuk. 

Nadzieję dał Marek Citko, a Widzew ruszył do ataku. Napierał, aż wreszcie... 

...złapany na własnej połowie, daleko do bramki Kroga, Tomasz Łapiński przed własnym polem karnym przerzuca na prawą stronę do Bajora. Bajor faulowany wyraźnie przez Kaukarda. Rzut wolny dla Polaków, ale nadal daleko do pola karnego. Wycofanie piłki do Michalczuka, Michalczuk zaś podbił lekko piłkę do Citki. Citko zostawił do Michalskiego. Michalski w pole karne ale tam szybszy od Dembińskiego, po raz kolejny, z kędzierzawą czupryną grający Norwego Danny Eggen. Ile tam teraz musi być zdenerwowania u polskich kibiców. Bajor z autu do końcowej linii boiska do Bajor z autu do końcowej linii boiska w narożniku pola karnego do Michalskiego. Po ziemi dośrodkował! Majak w rękę któregoś i... 

Gol. Paweł Wojtala czy Jacek Dembiński? Tak jak w swojej relacji podkreślał Tomasz Zimoch - to nieistotne. Ważne, że Widzew nawiązał do fenomenalnego przełomu lat 70. i 80. Znów był wielki. O skali tamtego sukcesu świadczy klątwa, jaką Citko, Majak, Dembiński, Michalczuk, Łapiński i reszta tej fantastycznej drużyny nałożyli na polską piłkę, która na awans do elity czeka już równo dwie dekady. Co godne uwagi - elity, w skład której wchodziło tylko szesnaście zespołów. Tam piłkarze Smudy pokazali "widzewski charakter", walcząc jak równy z równym z mistrzami Niemiec (późniejszym triumfatorze rozgrywek), Hiszpanii i Rumunii. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby dwadzieścia lat temu czerwono-biało-czerwoni nie uciszyli stadionu Broendby.

Broendby Kopenhaga - Widzew Łódź 3:2 (2:0)
1:0 - Moeller 31'

2:0 - Bjur 44'

3:0 - Vilfort 48'

3:1 - Citko 56'

3:2 - Wojtala 89'

Broendby: Krogh - Colding, Eggen, P. Nielsen, Skarbalius, Bjur, Vilfort (75′ Daugaard), A. Nielsen, Rvan, Bagger (69′ Sand), Moeller (86′ Hansen).

Widzew: Szczęsny - Wojtala, Łapiński, Michalczuk, Szymkowiak (63′ Bajor), Wyciszkiewicz (46′ Dembiński), Czerwiec, Majak, Michalski, Siadaczka (76′ Szarpak), Citko.

Pierwszy mecz: 2:1 dla Widzewa Łódź. 

Awans: Widzew Łódź.