Powinienem mieć satysfakcję po poprzednim blogu, który zatytułowałem „Formalność tylko pozorna”. Niepokoje po zmianie trenera w Wikielcu na Arkadiusza Klimka i inne wywody poparłem ostrzeżeniem: „Dobrze byłoby gdyby Widzew koncentrował się mocniej przed spotkaniami z niżej notowanymi rywalami”.
Gdyby Widzew wygrał w Wikielcu 4:0, czyli tak wysoko jak tam zwyciężył lider z Aleksandrowa, to naraziłbym się na kpiny. Że jątrze, szerzę czarnowidztwo, szukam dziury w całym, dokuczam faworytom, przeszkadzam doświadczonym trenerom spokojnie budować silną drużynę, widzę negatywy, zamiast klaskać. Niestety znów „wykrakałem”. Ale mimo wszystko nie liczyłem, że łodzianie zagrają najsłabszy od mecz od dawna. Porównywalny może do jednej z czterech porażek czwartoligowych w sezonie 2015/2016 np. u siebie z Jutrzenką Warta 0:2 czy Mechanikiem Radomsko 1:2.
Ktoś powie, że następcy czterokrotnych mistrzów Polski po zmianie trenera jeszcze nie przegrali meczu, ale i tak zdołali zszokować swoich fanów remisem 2:2. Ten rezulatat padł na stadioniku, na którym beniaminek przegrał wszystkie 6 meczów, jakie rozgrywał po awansie. Ten punkt to historyczne osiagnięcie klubu z budżetem na sezon w wysokości 500 tys. zł. Kiedyś Widzew przechodził do historii futbolu nie tylko polskiego, a teraz tworzy historię drużyny, która gra z reklamą na koszulkach „Docieplenia Jajkowski”.
Nie jest prawdą, że z takimi beniaminkami w poprzednim sezonie widzewiacy przegrywali (to usłyszałem na pomeczowej konferencji). W Lubawie z ostatnim Motorem było 2:0 dla Widzewa, a w Wolominie z Huraganem 4:0 dla łodzian. Teza o postępie jest więc cokolwiek ryzykowna.
Dodajmy, że sobotni remis 2:2 w Wikielcu jest zasłużony. Z wyjątkiem ostatniego kwadransa, gdy gospodarze „kradli czas”, przez większość meczu GKS prowadził otwartą grę i nie stawiał „przysłowiowego” autobusu. Wyrównujące gole ostatnich w tabeli były przepiękne. Gościom dopisało nawet szczęście, bo w 52. minucie piłka po silnym strzale zza szesnastki Cezarego Nowińskiego trafiła w poprzeczkę. Co najmniej czterej miejscowi zawodnicy zasłużyli na noty wyższe niż najlepsi z przyjezdnych: zdobywca obu bramek Rafał Śledź, bramkarz Jacek Malanowski, Mateusz Jajkowski za widowiskowy drybling, którym minał trzech łodzian i zaliczył asystę oraz wspomniany Nowiński. Nie można narzekać na warunki pogodowe, ani zwalać winy za wpadkę na arbitra, bo Kamil Baranowski z Siedlec spisał się co najmniej dobrze.
Trenera Franciszka Smudę zapewniam, że na pomeczowych konferencjach już więcej nie będę mu zadawał głupich pytań np. dlaczego jego drużyna po raz kolejny po uzyskaniu czy odzyskaniu prowadzenia nie potrafi grać mądrze i szanować wyniku?
Strata Widzewa do lidera powiększyła się do 4 punktów. Sokół Aleksandrów wygrał 5 meczów z rzędu bez straty bramki (z bilansem goli 11-0). W sobotę drużyna trenera Piotra Kupki pokonała u siebie Huragan Morąg 2:0.
W sobotę o godz. 18 Widzew podejmował będzie Pelikana, którym w poprzednim sezonie w Łowiczu szczęśliwie wygrał 1:0, a wiosną przy Al. Piłsudskiego zwyciężył 2:0. Gości trenuje Marcin Płuska, pod wodzą którego widzewiacy awansowali do III ligi.