Global categories
Żmuda o wyeliminowaniu Juventusu: Mieliśmy Józia w bramce
Dwumecz z Juventusem wspomina Władysław Żmuda, który zagrał w obydwu spotkaniach. To m.in. on musiał powstrzymywać Roberto Bettegę, króla strzelców Serie A. W Widzewie grał w latach 1980-82 – odszedł do Hellas Werona.
W niedzielę przypada 37. rocznica rewanżu w 1/16 finału Pucharu UEFA.
5.11.1980. Juventus Turyn - Widzew Łódź 3:1 (1:0, 3:1, 3:1) karne 1:4
Bramki: 1:0 Tardelli (40.), 2:0 Furino (48.), 2:1 Pięta (59.), 3:1 Brady (61)
Rzuty karne: 0:1 Tłokiński, 0:1 Causio (Młynarczyk broni), 0:2 Grębosz, 0:2 Carboni (Młynarczyk broni), 0:3 Smolarek, 1:3 Brady, 1:4 Boniek.
Widzew: Młynarczyk, Plich (93. Jeżewski), Grębosz, Żmuda, Możejko, Tłokiński, Rozborski, Boniek, Surlit, Pięta, Smolarek.
Juventus: Zoff, Gentile, Scirea, Cuccureddu, Cabrini, Tardelli, Brady, Furino (91. Prandelli), Causio, Bettega, Fanna (91. Verza).
37 lat temu wyeliminowaliście Juventus Turyn. Najpierw była wygrana 3:1 w Łodzi.
Władysław Żmuda: - Nie byliśmy wtedy już nowicjuszami w europejskich pucharach. Jak przychodziłem do Widzewa, to zespół już kilka razy grał w nich z sukcesami. Wyeliminował np. Manchester City. Wciąż jednak zachodnie kluby nie doceniały takich zespołów jak my. Juventus Turyn czy Manchester United mogły z pewnym lekceważeniem podchodzić do drużyn ze Wschodu. Trzeba pamiętać, że ten zespół składał się w 80-90 proc. z reprezentantów Włoch. Na pewno nie byliśmy faworytami. Pamiętam, że prowadziliśmy, ale jeszcze przed przerwą wyrównał Roberto Bettega. On znakomicie grał głową. Nie pamiętam czy to ja miałem go pilnować. Przypominają mi się za to pojedynki Włodka Smolarka z Claudio Gentile. Ten Włoch była bardzo nieprzyjemny, potrafił pluć, kopać czy walić łokciami. Wygraliśmy 3:1 i rewanż zapowiadał się bardzo emocjonująco.
W Turynie emocje sięgnęły zenitu.
- Prowadzili już 2:0, ale zdobyliśmy kontaktową bramkę. Szybko jednak było 3:1, ale dociągnęliśmy do dogrywki. Sędzia z Turcji raczej nam nie pomagał. Widzieliśmy co się dzieje i powiedzieliśmy sobie: „byle nie stracić gola i dociągnąć do rzutów karnych”. Mieliśmy przecież Józia Młynarczyka, który potrafił sobie w takich sytuacjach radzić. I obronił dwa strzały z 11 m. Euforia była ogromna. Mały klub z Europy Wschodniej wyeliminował potęgę. To na pewno jeden z najważniejszych meczów polskiej drużyny w europejskich pucharach.
Nie deprymowała Was klasa rywala?
- Byliśmy drużyną zawodników-wojowników, która doceniała rywali, ale na pewno się nie bała. Wychodziliśmy na boisko i walczyliśmy z najlepszymi jak równy z równym. Oczywiście zdarzało się przegrać jak z Anderlechtem czy Ipswich, ale pokonaliśmy Juventus, Liverpool czy oba Manchestery. Wychodziliśmy na te spotkania bez kompleksów. Nie myśleliśmy, by ładnie zagrać i z godnością się pożegnać. Wychodziliśmy, by wygrać.
Jak wyglądał wyjazd do Włoch? Np. byliście ubrani w takie same garnitury czy dresy?
- Nie, to na łapankę zupełnie było. Każdy jechał w swoich prywatnych ciuchach. Żadnych jednolitych ubrań nie było. Jak oglądam stare zdjęcia, to od razu widać, że prawie jak turyści jechaliśmy.
Mieliście rozpracowanego rywala?
- Oglądaliśmy kilka spotkań Juventusu w celu analizy. Na szczęście to była znana drużyna z wielkimi gwiazdami, więc nawet specjalnie nie trzeba było ich bardzo rozpracowywać. Każdy dużo o nich wiedział. Cabrini, Zoff, Gentile, Scirea, Tardelli, Bettega, Causio to były nazwiska.