Global categories
Z licencją na strzelanie ważnych goli
Do dzisiaj wśród fanów klubu z Alei Piłsudskiego toczy się dyskusja, kto wtedy, 24 lata temu, w sierpniowy wieczór na stadionie mistrzów Danii strzelił gola, który dał widzewiakom awans do Ligi Mistrzów. Sławomir Majak czy jednak Paweł Wojtala? Oficjalnie bramkę zaliczono temu drugiemu, ale autor całego zamieszania ma od lat to samo zdanie na ten temat. - Nigdy nie spierałem się o to. Byłem ostatnią osoba, która by chciała to ustalać. Najważniejsze było dla nas, że ta piłka w ogóle wpadła i dała nam awans w takich okolicznościach. Z powtórek nie da się wywnioskować kto jest strzelcem, a wtedy takiej technologii, jak teraz nie było. Od lat powtarzam - najważniejsze, że wpadła. - Tak mówił Majak ponad dwa lata temu w wywiadzie dla oficjalnej strony Widzewa.
Zaliczenie tej bramki Pawłowi Wojtali i tak nie odbiera należnego splendoru Majakowi, który był jednym z głównych współautorów awansu Widzewa do Champions League. Przecież na rewanż do Danii widzewiacy jechali z bramkową zaliczką dzięki trafieniu właśnie tego napastnika, który w pierwszym meczu w Łodzi zaskoczył golkipera Broendby IF strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Ten gol podwyższył wynik meczu na 2:0 dla łodzian, którzy ostatecznie wygrali 2:1.
Po awansie do fazy grupowej Widzew zagrał z Borussią Dortmund, Atletico Madryt i Steauą Bukareszt. W sześciu meczach odniósł tylko jedno zwycięstwo w Lidze Mistrzów (2:0 ze Steauą w Łodzi) m.in. dzięki celnej główce Majaka na 1:0. - Piłka trafiła na skrzydło do Radka Michalskiego, który niemalże z linii końcowej podał lewą nogą. To była trudna sytuacja, ale udało mi się doskoczyć i strzelić głową do siatki. Dwie poprzednie okazje były łatwiejsze, bo byłem sam na sam, ale ich nie wykorzystałem. To był gol tuż przed przerwą, który dał nam trochę spokoju. Na początku drugiej połowy szybko podwyższyliśmy po bombie Ryszarda Czerwca - wspominał Majak w rozmowie z widzew.com.
Sławomir Majak przyszedł do Widzewa latem 1996 roku z Zagłębia Lubin jako jeden z grupy wyróżniających się ligowców, którzy mieli dać nowym mistrzom Polski jakość w grze z zagranicznymi rywalami, ale również zapewnić kolejny sezon gry o najwyższe cele w ekstraklasie. Były napastnik "Miedziowych", podobnie jak sprowadzony z Lecha Poznań Jacek Dembiński, szybko okazał się piłkarskim "agentem" z licencją na strzelanie ważnych goli. Jego bramki zapewniły Widzewowi m.in. remis z Odrą w Wodzisławiu Śląskim, wygraną 1:0 z GKS Bełchatów, czy wyjazdowe zwycięstwo z GKS Katowice.
Jednak najważniejszego gola na krajowym podwórku Sławomir Majak strzelił dla Widzewa 18 czerwca 1997 roku w pamiętnym meczu z Legią w Warszawie. Drużyna trenera Franciszka Smudy na pięć minut przed końcem spotkania przegrywała 0:2, ale wtedy to właśnie Majak przebojowym wejściem w pole karne zdobył kontaktową bramkę, która poderwała zespół do walki. Potem były gole Dariusza Gęsiora i Andrzeja Michalczuka, a co za tym idzie wielka radość z wywalczenia kolejnego tytułu mistrza Polski, w dodatku na stadionie Legii.
Tak dobra gra i skuteczność Sławomira Majaka w ważnych meczach nie mogły umknąć uwadze zagranicznych klubów i tak latem 1997 roku, po jednym sezonie gry w Widzewie, napastnik ten przeniósł się do niemieckiej Bundesligi, gdzie grał przez cztery lata w barwach Hansy Rostock i zapisał się w historii klubu pamiętnym golem w meczu ostatniej kolejki sezonu 1998/1999. Spadkiem z ligi było wtedy zagrożonych kilka drużyn, w tym zespół Majaka. Hansa grała z VfL Bochum i gdy w drugiej połowie przegrywała 1:2, była już drugoligowcem. Ale potem padła bramka na 2:2, a następnie na boisko wszedł z ławki rezerwowych właśnie Majak i strzelił gola na 3:2, zapewniając Hansie utrzymanie w Bundeslidze! Do dzisiaj ten mecz jest przez kibiców z Rostocku określany mianem "Cudu w Bochum".
Dzisiaj były napastnik Widzewa obchodzi swoje 51. urodziny. Z tej okazji składamy Sławomirowi Majakowi najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia i pomyślności!