Wokół 63. derbów Łodzi
Ładowanie...

Global categories

17 October 2016 19:10

Wokół 63. derbów Łodzi

Ależ to był mecz! Po trudnej pierwszej połowie widzewiacy przebudzili się w drugiej i byli o krok od wywiezienia z al. Unii Lubelskiej trzech punktów. Zabrakło zaledwie kilkadziesiąt sekund...

Ponownie w doliczonym czasie...

Wprawdzie do nazywania tej sytuacji klątwą jeszcze daleko, to jednak nie da się ukryć faktu, że Widzew w drugim meczu ligowym z rzędu stracił gola w doliczonym czasie gry. Znów spowodowało to stratę dwóch punktów. Tydzień temu łodzianie wpuścili bramkę na około 20 sekund przed końcem meczu w Białymstoku z miejscową Jagiellonią II (ostateczny wynik - 1:1). W niedzielę, to Łódzki Klub Sportowy uciekł spod topora po strzale Maksyma Kowala. Piłka po drodze odbiła się od Sebastiana Zielenieckiego, co kompletnie zmyliło ustawionego między słupkami Michała Chorosia. - Zamiast sześciu punktów mamy dwa. Wyszliśmy na prowadzenie 2:1 i wówczas ŁKS się pogubił. Grali tak nerwowo, jak my w pierwszej połowie. W drugiej połowie jednak udało się stworzyć kilka sytuacji i trzeba było robić wszystko, żeby utrzymać wynik, jaki mieliśmy do końca. Graliśmy potem jednak w "dziesiątkę" i musieliśmy się bronić. Nie potrafię zrozumieć tego, co się stało - powiedział tuż po meczu Mateusz Michalski.

W październiku goście derbów nie przegrywają

Do niedzielnego starcia drużyny Widzewa oraz ŁKS mierzyły się ze sobą w dziesiątym miesiącu roku pięciokrotnie. Co ciekawe, w żadnym z tych starć nie wygrał gospodarz spotkania! Obie drużyny wygrały po jednym meczu, a pozostałe trzy starcia nie przyniosły rozstrzygnięcia. Szóste październikowe derby wpisały się w powyższą regułę - obie drużyny dołożyły do bilansu czwarty remis - 2:2.

Czy to pocisk, czy błyskawica? To Michał Choroś!

W drugiej połowie gospodarze przeżyli istne bombardowanie ich połowy górnymi piłkami, bowiem... futbolówkę z własnego pola karnego ostro zaczął wznawiać Michał Choroś! Dwa uderzenia widzewskiego bramkarza zapoczątkowały zburzenie muru najmocniejszej dotychczas defensywy w lidze. W 49. minucie z podania, które przeszło wszystkie linie zespołu trenera Marcina Pyrdoła, skorzystał z zimną krwią Daniel Mąka. Po nieco ponad godzinie gry, daleko kopniętą piłkę, wznowioną z "piątki" przez golkipera Widzewa, przedłużył Przemysław Rodak, a w sytuacji sam na sam znalazł się Michalski. Pomocnik Widzewa również nie zmarnował swojej okazji.

Drugi raz w "dziesiątkę" w tej rundzie

Na ponad 20 minut przed końcem meczu piłkarze trenera Marcina Płuski stracili jednego zawodnika w polu. Mowa o Kamilu Tladze, który ujrzał wówczas drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną. To już drugi raz w tej rundzie, kiedy Widzew kończył mecz w dziesięciu. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce na stadionie SMS przy ul. Milionowej w 8. kolejce. Wówczas z boiskiem przedwcześnie pożegnał się Krzysztof Możdżonek, a czerwono-biało-czerwonym udało się dowieźć skromne prowadzenie aż do końca.

Bez Rodaka w Morągu

Remis w niedzielnym meczu okupiony został m.in. żółtą kartką asystenta przy golu na 2:1, Rodaka. Niestety, było to czwarte "żółtko" w sezonie, a regulamin jest nieubłagany. Pomocnika Widzewa zabraknie na boisku w Morągu. Ponadto, zagrożeni pauzą są kolejni zawodnicy - po trzy żółte kartki na koncie mają Kamil Tlaga oraz Daniel Mąka.

Kapitan nie przyjął proporca

Do niecodziennej sytuacji doszło tuż przed rozpoczęciem 63. derbów Łodzi. Tuż po standardowym przedmeczowym powitaniu z sędziami niedzielnego meczu, kapitan Widzewa, Adrian Budka, nie przyjął od kapitana ŁKS, Aleksandra Ślęzaka, proporca, na którym brakowało herbu czerwono-biało-czerwonych. Ten drugi wrócił do swojego zespołu... z dwoma egzemplarzami.