Wiesław Surlit i Władysław Żmuda wspominają Andrzeja Możejkę
Ładowanie...

Global categories

05 May 2021 15:05

Wiesław Surlit i Władysław Żmuda wspominają Andrzeja Możejkę

W niedzielę na falach Widzew.FM odbyła się specjalna audycja poświęcona zmarłemu 1 maja Andrzejowi Możejce. Legendę Widzewa wspominali m.in. Wiesław Surlit i Władysław Żmuda.

Andrzej Możejko trafił do klubu w 1971 roku. Szybko stał się ulubieńcem kibiców i jednym z symboli Wielkiego Widzewa. Przebył z łódzkim zespołem drogę długą i wyboistą - od III ligi prosto do europejskich pucharów. 1 maja popularny "Johnny" zmarł po ciężkiej chorobie. 

W niedzielę na falach Widzew.FM odbyła się audycja poświęcona legendarnemu obrońcy Widzewa Łódź. Gośćmi programu byli jego koledzy z boiska, trenerzy oraz dziennikarze. Rozmówcami, którzy wspominali Andrzeja Możejkę byli m.in. Wiesław Surlit oraz Władysław Żmuda. Obaj grali wspólnie z "Johnnym", ale w różnych okresach. - Przyszedłem do Widzewa w maju 1973 roku. W tym czasie było tam wielu dobrych piłkarzy. Oczywiście w gronie tym był Andrzej Możejko. Był bardzo pozytywną postacią i piłkarzem dużego formatu - powiedział Wiesław Surlit. 

Zdaniem byłego bramkarza Widzewa, Andrzej Możejko był dobrym i jednocześnie skromnym piłkarzem. Nie chciał za wszelką cenę odchodzić do zachodniego klubu i grać w jego barwach w europejskich pucharach. Wystarczało mu to, co miał tutaj - w Łodzi. Bardzo to sobie cenił. Natomiast Władysław Żmuda podkreślił, że zarówno na boisku, jak i poza nim był on bardzo koleżeńską i wesołą osobą. - Świetny kolega, dobry człowiek i przede wszystkim bardzo dobry piłkarz. W tamtym okresie był czołowym zawodnikiem Widzewa, mimo że konkurencja wtedy była spora, bo było wielu dobrych graczy. On się jednak wyróżniał. 

Na falach radia Widzew.FM Surlit przyznał, że z Andrzejem Możejką współpracowało mu się bardzo dobrze i zawsze mógł na niego liczyć. - Był bardzo dobrym obrońcą. Mogłem po nim wszystkiego się spodziewać, co zrobi w danym momencie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie zrobił mi jakiegokolwiek psikusa. Był pewnym zawodnikiem, bardo spokojnym i rozważnym.

Żmuda w czasie swojego pobytu w Widzewie był z "Johnnym" w bliskich relacjach. W rozmowie z Marcinem Tarocińskim i Jakubem Dyktyńskim powiedział, że śmierć Andrzeja Możejki to dla niego szczególnie przykra wiadomość, bo w czasach gry w łódzkim klubie mieszkali wspólnie na zgrupowaniach, wię bardzo dobrze się poznali. - Nie miał on dużej postury, jak np. środkowy obrońca. W końcu grał na boku obrony. Przede wszystkim był szybki, sprawny i nieustępliwy. Skrzydłowi, ale też obrońcy rywali mieli z nim naprawdę ciężko - dodał Władysław Żmuda.

Możejko był nie tylko skutecznym obrońcą, ale lubił też robić show. Miał wyjątkowy i niepowtarzalny styl. - Andrzeja uwielbiała również publiczność, ponieważ on praktycznie na każdym meczu robił taki humorystyczny gest właśnie dla widowni. Ludzie przychodzili obejrzeć mecz na dobrym poziomie, a w zespole był taki rodzynek, który potrafił wnieść same pozytywy dla zespołu i dodatkowo ich rozbawić. Jego popisowym numerem było stawanie na piłce - powiedział Wiesław Surlit. -  Pamiętam, jak w 1980 roku, gdy byłem już zawodnikiem Szombierek, graliśmy w Łodzi, to przy stanie 2:0 dla Widzewa będący po prawej stronie boiska Andrzej, zachęcony okrzykami publiczności, wskoczył na piłkę. Rozejrzał się wokół i zeskoczył. Od razu został nagrodzony brawami - dodał.

Kiedy jednak trzeba było być skoncentrowanym i grać o najwyższe cele, to nie było miejsca na popisy. - Ranga przeciwnika ustawiała Andrzeja w innej roli. Na meczach ligowych mógł sobie na coś takiego pozwolić. Podczas spotkań pucharowych był już skoncentrowany przede wszystkim na dobrej grze - podsumował Żmuda.

Pogrzeb Andrzeja Możejki odbędzie się w piątek 7 maja o godz. 9:15 na Cmentarzu Komunalnym Szczecińska przy ulicy Hodowlanej 28/30.