Global categories
Wiemy, gdzie gramy i czego się od nas wymaga - rozmowa z Piotrem Okuniewiczem
Dariusz Cieślak: Jak twoje zdrowie? Czujesz się w stu procentach przygotowany do nadchodzącego sezonu?
Piotr Okuniewicz: Na pewno to, że przez ponad miesiąc byłem odcięty od treningów, nie pozostało bez wpływu na moją kondycję. Natomiast jest to już za mną, trenuję normalnie i ciężko pracuję nad tym, żeby jak najlepiej przygotować się do nadchodzącego sezonu. Jestem przekonany, że z biegiem czasu forma fizyczna osiągnie bardzo wysoki poziom i powróci również pewność siebie. To w kontekście napastnika jest bardzo ważny aspekt.
Gdy w rundzie wiosennej wszystko wskazywało na to, że złapałeś formę strzelecką, przydarzyła się kontuzja i musiałeś odpuścić końcówkę sezonu. Ciężko było to przyjąć?
- Było mi bardzo przykro. Po pierwsze dlatego, że nie mogłem trenować. Po drugie, wiedziałem, że był to moment, w którym drużyna bardzo mnie potrzebowała. Przydarzyła nam się wtedy plaga kontuzji i każdy zdrowy zawodnik, szczególnie z przodu, był dla nas na wagę złota. To była dla mnie fatalna passa. Najpierw kontuzja w Ełku, a później nieszczęśliwy wypadek w drodze na rehabilitację. Wypadłem ze składu, a co najważniejsze, straciłem minuty, które mógłbym wykorzystać na pomoc drużynie. Kto wie, jakby zakończył się tamten sezon.
Jak oceniasz obecny skład Widzewa? Będzie łatwiej o awans niż w sezonie 2016/2017?
- Już wcześniej wspominałem, że w kontekście walki o awans to my dla siebie jesteśmy największym przeciwnikiem. Wiadomo, że inne zespoły też mają swoje cele i aspiracje, ale dla nas najważniejsze będzie sprostanie presji i oczekiwaniom naszych kibiców. Jestem przekonany, że poprzez swoją ciężką pracę udowodnimy swoją wartość i pokażemy swój potencjał. Nie ma innej możliwości.
Przybyło ci rywali do walki o pierwszą jedenastkę. Nie boisz się, że Miller i Świderski posadzą cię na ławkę?
- Nie. Rywalizacja dla piłkarza jest czymś naturalnym. Zarówno ta z drużyną przeciwnika, jak i ta o miejsce w składzie. Nowi zawodnicy zwiększają piłkarski poziom naszego zespołu, a ja już niejednokrotnie musiałem walczyć o miejsce w składzie z zawodnikami bardziej doświadczonym od siebie czy będącymi akurat w doskonałej formie strzeleckiej. Nie boję się tego. Robię, co do mnie należy i zobaczymy, jakie będą rezultaty.
W dwóch pierwszych sparingach zagrałeś w parze Michałem Millerem. Jak układała się wasza współpraca? Czy to może być recepta na poprawę skuteczności, z którą w poprzednim sezonie był pewien problem?
- Im więcej osób w ofensywie, tym lepiej dla nas. Tym bardziej, że w minionym sezonie nasi rywale wielokrotnie stawiali na defensywę. To raczej my musieliśmy przeć do przodu. W takich sytuacjach każdy dodatkowy zawodnik z przodu jest bardzo pomocny. Doskonale pamiętamy, że gdy graliśmy jednym napastnikiem, a ja schodziłem gdzieś niżej chcąc wyciągnąć obrońców przeciwnika, to często brakowało osoby do wykończenia akcji. Myślę, że teraz nie będzie już takich problemów. Z samym Michałem współpracuje mi się bardzo dobrze. Rozumiemy się na boisku, jak i poza nim, także to też procentuje.
Brak awansu w minionym sezonie tylko wzmógł apetyty kibiców. Nie boicie się jeszcze większej presji?
- My już nie mamy miejsca na pomyłki. Wiemy, gdzie gramy i czego się od nas wymaga. Zatrzymanie trzonu drużyny i wzmocnienie jej o bardzo wartościowych zawodników sprawia, że sami już nie wyobrażamy sobie innego scenariusza niż zwycięstwo w lidze i awans.
Czego kibice powinni życzyć ci w nadchodzącym sezonie?
- Jak najlepiej ustawionego celownika, bo to będzie z pożytkiem dla całego zespołu.