Widzew wróci tam, gdzie jego miejsce - rozmowa z Rafałem Augustyniakiem
Ładowanie...

Global categories

10 March 2017 13:03

Widzew wróci tam, gdzie jego miejsce - rozmowa z Rafałem Augustyniakiem

Były obrońca Widzewa opowiada m.in. o "castingu" u Radosława Mroczkowskiego, wyjątkowych momentach w czerwono-biało-czerwonych barwach i swoich planach na przyszłość.

Dariusz Cieślak: W Widzewie znalazłeś się z tzw. "castingu". Pamiętasz swoje przyjście do klubu? Jak to wszystko wyglądało?

Rafał Augustyniak: Tak, oczywiście, że pamiętam. Po jednym z treningów w Pogoni Zduńska Wola, Łukasz Masłowski zaproponował mi testy w Widzewie Łódź. "Casting" odbywał się na obiektach w Gutowie Małym. Stawiło się na nim ponad sześćdziesięciu zawodników starających się o angaż w klubie. W sumie trwał trzy dni, a na zakończenie wybrana przez sztab szkoleniowy jedenastka grała sparing z pierwszą drużyną Widzewa Łódź.

Wyczytałem kiedyś, że przez pierwsze kilka miesięcy przygody z Widzewem codziennie podróżowałeś na trasie Zduńska Wola - Łódź pociągiem. To prawa?

- To nie do końca prawda, ponieważ przez pierwszy rok mieszkałem z Mariuszem Stępińskim. Dopiero po powrocie z wypożyczenia z Pogoni Siedlce dojeżdżałem faktycznie przez całe wakacje pociągiem. Gdy zaczął się rok szkolny klub wynajął mi mieszkanie.

Karierę zaczynałeś na boiskach Młodej Ekstraklasy. O ile dobrze pamiętam, mieliście wtedy naprawdę dobry zespół: Ty, Mariusz Stępiński, Patryk Stępiński czy Patryk Wolański. Utrzymujesz kontakt z kolegami z tamtego zespołu?

- Mieliśmy fajną drużynę, nie tylko na boisku, ale i poza nim. Kontakt na pewno się nie urwał. Śledzimy też wzajemnie swoje poczynania.

26 lipca 2013 r. - mówi ci coś ta data?

- Tak, to mój debiut w ekstraklasie. Takich rzeczy się nie zapomina. Spełniło się wtedy jedno z moich największych piłkarskich marzeń. Debiut był o tyle udany, że udało nam się wygrać z Zawiszą Bydgoszcz 2:1.

Od tego momentu rozpoczęła się twoja przygoda z pierwszym składem Widzewa. Które momenty wspominasz najmilej?

- Na pewno wspomniany debiut. Już sama możliwość gry w takim klubie jak Widzew Łódź była czymś wyjątkowym. Spełnieniem pewnych marzeń i ambicji. Bardzo dużo znaczyło dla mnie również pełnienie funkcji kapitana. To był zaszczyt.

22 maja 2014 r. Widzewa przegrał z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:3 i pożegnał się z piłkarską ekstraklasą. Nie było cię wtedy na boisku, ponieważ pauzowałeś za czerwoną kartkę z poprzedniego spotkania. Co czułeś w tamtym momencie?

- Ciężko opisać to, co wtedy czułem w głębi serca. Było mi naprawdę bardzo źle bo z ekstraklasą żegnał się klub, który pięknie zapisał w historii polskie piłki nożnej. Widzew wiele dla mnie znaczył i znaczy, a moje samopoczucie pogarszał wówczas fakt, że jednak miałem w tym swój udział. Niestety.

Podobno już po zakończeniu tego sezonu otrzymałeś propozycję przejścia do Jagielloni. Czemu nie doszło wtedy do transferu?

- Kluby nie mogły dojść do porozumienia, dlatego też temat ucichł, a ja dalej pracowałem z Widzewem i przygotowywałem się do rywalizacji na pierwszoligowych boiskach.

Na boiska I ligi Widzew wkraczał z celem szybkiego powrotu do ekstraklasy. Wierzyliście, że jesteście w stanie o to walczyć?

- Z pewnością wszyscy wierzyliśmy, ale piłkarska rzeczywistość, delikatnie mówiąc, sprowadziła nas na ziemię. Mieliśmy zbyt młody zespół, brakowało nam doświadczenia i finał tego był bardzo bolesny.

W Widzewie współpracowałeś z kilkoma trenerami: Radosławem Mroczkowskim, Rafałem Pawlakiem i Arturem Skowronekiem. Którego z nich chciałbyś spotkać jeszcze na swojej sportowej drodze?

- Od każdego z trenerów nauczyłem się czegoś nowego, każdy miał swój sposób na prowadzenie drużyny. Szczerze przyznam, z wszystkimi pracowało mi się dobrze i nie miałbym nic przeciwko, by ponownie zacząć współpracę z którymś z nich.

Śledzisz aktualne poczynania Widzewa? Czy klub może szybko wrócić na należne mu miejsce na piłkarskiej mapie Polski?

- Oczywiście, że śledzę i z całego serca mu kibicuję. Z czasem Widzew wróci tam, gdzie jego miejsce. Mam nadzieję, że w tym sezonie uda się chłopakom awansować, bo jak dobrze wiemy nie takie rzeczy już w piłce się działy. Myślę, że te dwanaście punktów jest możliwe do odrobienia. Szkoda tylko, że nie będę mógł być na meczu otwarcia stadionu.

Zduńska Wola, Łódź, Siedlce, czy Białystok - za którym z tych miast tęsknisz dzisiaj najbardziej?

- Każde miasto miało swój urok, ale to w Łodzi czułem się rzeczywiście jak w domu. Byłem blisko mojego rodzinnego miasta, moja dziewczyna tam studiowała. Było to idealne rozwiązanie, dlatego też łatwiej było pogodzić wszystkie inne obowiązki i zajęcia.

Portale piłkarskie mówią jednogłośnie, że jesteś obrońcą, oficjalna strona Jagielloni Białystok z której jesteś wypożyczony do Wigier podkreśla nawet, że "rosłym środkowym obrońcą", jednak w Suwałkach występujesz jako pomocnik. To dla Ciebie "dobra zmiana"?

- Przez to, że gram w drugiej linii, myślę, że zdecydowanie zyskałem piłkarsko. Występy na tej pozycji wymagają ode mnie m.in. gry tyłem do bramki przeciwnika i dużo szybszego operowania piłką. W ten sposób zdecydowanie się rozwijam i staję się bardziej uniwersalnym zawodnikiem.

Jakie cele stawiasz sobie na najbliższe miesiące? Wierzycie z zespołem w awans do ekstraklasy? Do liderującej Chojniczanki tracicie siedem punktów.

- Moim celem jest przede wszystkim regularna gra. Same treningi w Jagielloni nie dawały mi tyle, co gra na zapleczu ekstraklasy. Trener Nowak stale powtarza, że należy stawiać sobie najwyższe cele. Czas pokaże, na którym miejscu zakończymy rozgrywki, ale z pewnością każdy z nas wierzy w ten awans. Nikt nie stawia nas w gronie faworytów, ale my już jesienią pokazaliśmy, że mamy dobrą drużynę i sądzę, że stać nas na jeszcze więcej.

Fot. Karol Grzegorek